To prawdziwe święto żużla! Chcemy więcej takich imprez
Trzecie w historii Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie zapamiętamy z bardzo dobrej strony. Cieszymy się i liczymy na więcej
Kiedy kilka lat temu dotarły do mnie wieści, że myśli się o organizacji żużlowego Grand Prix na PGE Narodowym, od razu pomyślałem, że to ciekawa inicjatywa. Zastanawiałem się jak to wyjdzie w naszym kraju, na tak sporym obiekcie. Cykl pamięta zawody rozgrywane na różnych arenach, które na co dzień nie służą wyłącznie do speedwaya. Uważam, że to fajna opcja, upiększająca walkę o tytuł indywidualnego mistrza świata. Do tej pory z tymi turniejami na tzw. torach czasowych bywało różnie. Trzeba przyznać, że zdarzało się, iż nie wszystko układało się po myśli organizatorów. Tak było po raz pierwszy w Warszawie, w 2015 roku. Przerwane zawody, duża wpadka konstruktora toru, nie tylko w kwestii przygotowania samej nawierzchni, ale także brakiem zabrania do stolicy rezerwowej taśmy startowej... Skończyło się na kompromitacji i niezadowolenia tysięcy kibiców. To już jednak historia. Kolejne dwie rundy zmazały tamtą plamę i pokazały, że tego jednego dnia w roku, w stolicy można zrobić żużlowe święto.
To faktycznie jest prawdziwe święto. Mnie osobiście skusiła perspektywa spędzenia miłego weekendu w stolicy w towarzystwie kolegów, którzy także interesują się „czarnym sportem”. W pociągu, albo gdzieś po drodze spotkałem kilku znajomych z Zielonej Góry. Też przyjechali na sobotę i niedzielę. Dzisiejsze połączenie to raptem cztery godziny z hakiem, więc jedzie się szybko. Atmosfera na stadionie? Dawno nie siedziałem na trybunie z kibicami, ale muszę przyznać, że było tam całkiem wesoło, głośno i przyjemnie. Kibice nie szczędzili gardeł, w ruch poszły trąbki. Prawie 50 tysięcy ludzi skupionych na żużlowej rywalizacji i to w Polsce? To naprawdę fajna sprawa! Umowa wygasła, ale liczę, że zarządcy cyklu dogadają się przedstawicielami PGE Narodowego i w kolejnych latach będziemy oklaskiwać biało-czerwonych i nie tylko na tym sporym jak na nasze warunki obiekcie.
Na koniec jeszcze o kwestiach czysto sportowych. Fajnie jest oglądać taką postawę Polaków. Trzech w półfinale, a jeden bezpośrednio walczył o zwycięstwo w całym turnieju. Imponuje mi tegoroczna forma Fredrika Lindgrena. Myślałem, że 32-latek, którego dobrze pamiętam z występów w barwach zielonogórskiego klubu będzie już tylko żużlowym średniakiem, a tutaj taka jazda popularnego „Fredki”. Oby jak najdłużej utrzymał taką dyspozycję. Martwi mnie słaba postawa Nickiego Pedersena. Kontrowersyjny Duńczyk, który przyzwyczaił nas do ostrej walki na pograniczu faulu, po dwóch turniejach plasuje się na szarym końcu w klasyfikacji generalnej. Liczę, że się poprawi, bo ten szalony Nicki jest potrzebny w Grand Prix. Jednak musi to być dużo lepiej punktujący Pedersen.
ZOBACZ TAKŻE: Gang Olsena - Ostatnia misja. Najlepsze memy po żużlowej kompromitacji na Stadionie Narodowym