To rodzina jest najważniejsza – mówi Adam Szulc, jeden z najbardziej popularnych polskich barberów
To rodzina jest najważniejsza – mówi Adam Szulc, jeden z najbardziej popularnych polskich barberów, autor książek „Fryzjer męski” i „Następny proszę!” , muzyk punkowych zespołów Cymeon X oraz Respect.
Od ilu lat zajmujesz się fryzjerstwem męskim?
Adam Szulc: W branży mija mi, właśnie teraz, trzydzieści pięć lat. 1 września 1986 roku rozpocząłem naukę w Poznaniu. To od samego początku była świadoma decyzja, zawsze chciałem być fryzjerem męskim, mój dziadek był fryzjerem męskim. Wielą radością dla mnie jest to, że wykonuję zawód wyuczony w szkole zawodowej, rozwijany potem w technikum i na kursach, i że robię to co lubię i co mnie cieszy.
Cieszy cię też to, że jesteś jednym z najbardziej popularnych barberów w Polsce?
Popularność na pstrym koniu jedzie. To oczywiście jest przyjemne, zawodowo ważne, cieszy mnie to, ale nie czuje się przez to od nikogo ważniejszy. Nie jestem celebrytą. Szczerze mówiąc popularny stałem się stosunkowo późno, dopiero w okolicach czterdziestki i to jest ten czas, kiedy pewna „sława” nie uderza do głowy. I całe szczęście. W moim życiu najważniejsze jest to, żeby funkcjonować jako mąż i ojciec. To rodzina jest najważniejszym elementem mojego życia. A to, że akurat tak się zdarzyło, że rodzina, ja i moja firma „Jama” funkcjonujemy na wszystkich trzech pułapach razem to trochę przypadkowe i trochę nieprzypadkowe. Ale powtórzę – najbardziej mnie cieszy moja rodzina.
Nie tylko strzyżesz, rozwijasz biznes, ale i piszesz książki…
Piszę o zawodzie. Piszę książki i felietony. Lubię pisać, lubię słowo i lubię polski język. W podstawówce miałem zajęcia z polonistką panią Marią Ganowską, ona uczyła mnie dbałości o język. Mówiła – jeżeli chcesz coś napisać to napisz to tak żebyś sam chciał to przyjemnością przeczytać. Pisząc czuję też odpowiedzialność za słowo, bo przecież piszę o zawodzie, który sam wykonuję i często czytelnicy o to pytają. Nawet dzisiaj usłyszałem „panie Adamie napisał pan w swojej książce coś, co kompletnie zburzyło moje poglądy o fryzjerstwie, czy może mi pan to wytłumaczyć?”. I wtedy trzeba stanąć na wprost osoby, która bardzo konkretnie chce się dowiedzieć, co autor miał na myśli.
Przejechałeś prawie całe Stany Zjednoczone, by napisać o zmieniającej się modzie na fryzury męski w kontekście przemian politycznych i społecznych.
Przede wszystkim byłem tam po to, by przyjrzeć się jak wygląda barber shop jako instytucja w Ameryce i o tym barber shopie jako instytucji napisałem w mojej drugiej książce. Spędziłem wiele godzin w bibliotekach amerykańskich, w muzeach, rozmawiałem z wieloma osobami z branży. Odwiedziłem między innymi najstarszego barbera na świecie, który w momencie spotkania ze mną pracował w barber shopie w stanie Nowy Jork mając 108 lat. Sam strzygł klientów, sam zamiatał włosy. Jak wchodzili klienci wstawał i witał się nawet z młokosami. Nieprawdopodobny sznyt i bon-ton ze starych czasów. Pobożny, spokojny, pogodzony z życiem człowiek, który rozpoczynał swój dzień od wizyty przy grobie żony, modlitwy i dopiero wtedy maszerował do pracy na osiem godzin. U nas często myśli się o tym jak najszybciej przejść na emeryturę, a tam się myśli o tym, co będąc seniorem mogę jeszcze zrobić dla innych, co mogę zdziałać, żeby młodzież dostała jeszcze dodatkową wiedzę, edukację, jak podzielić się doświadczeniem życiowym. W ogóle Ameryka jest nieprawdopodobna pod tym względem, że bardzo wielu starszych osób ciągle pracuje: na stacjach benzynowych, w zakładach fryzjerskich etc. I oni sobie świetnie radzą, są bardzo uprzejmi, przesympatyczni. Byłem w Stanach w kilkunastu miejscach i mocno pokochałem amerykańską prowincję: trochę za konserwatyzm, trochę za miłość do ojczyzny, za szacunek do tradycji za dumę z historii.
Mówisz, że zawsze chciałeś strzyc, ale był taki moment, gdy byłeś popularnym undergroundowym muzykiem
To wszystko działo się równolegle. Moje fryzjerstwo, trochę subkulturowe, ale powiązane z tradycją bardzo łączy się z muzyką. Grałem z Cymeonie X, grałem w zespole Respect, grywałem w zespołach osiedlowych. Muzyka jest dla mnie ważna, ta punkowa, ta hałaśliwa i do tego fryzjerstwo inspirowane irokezami z sal koncertowych.
Sporo mówisz w naszej rozmowie o konserwatyzmie i tradycji… a przecież w latach młodości byłeś antysystemowcem…
Mój okres dorastania, lata’80. ’90 to czas buntu. Czas komuny, pałowania ludzi na ulicach, braku wolności, a później czas początków balcerowiczowskiej transformacji, które dla Polaków, także młodych wcale nie były łatwe. Oczywiście, że grałem w zespołach, które były bardzo ukierunkowane, ale sam wiesz, że z wiekiem przychodzi czas, kiedy dojrzewasz, zakładasz rodzinę, zaczynasz myśleć w inny sposób. W duszy w pewien sposób nadal jestem nastolatkiem, słucham punk rockowej muzyki, ale widzę, że niektóre rzeczy wyglądają inaczej. Moim współczesnym antysystemowym działaniem mogę nazwać poprowadzenie eksperymentu pedagogicznego „Fryzjer Męski Barber”, o którego walka trwała dłuższy czas na polach instytucjonalno- formalnych. Udało się doprowadzić do egzaminu czeladniczego jakiego nie było od wielu lat. To konkretne działanie. Czy jestem patriotą? Oczywiście, że kocham swój kraj, swoje miasto, swoją okolicę, rodzinę, chciałbym, żeby nam wszystkim żyło się jak najlepiej, ale z drugiej strony czuję się też częścią wielkiej rodziny fryzjerskiej. Nie dzielę ludzi na mieszkających tu czy tam, starych i młodych, strzygących się tak czy inaczej albo na tych, którzy mają poglądy lewicowe lub prawicowe. Kilka razy organizowaliśmy pokazy o nazwie „Most” udowadniające, że w zakładzie fryzjerskim najważniejszy jest pełen pluralizm. W szerokim tego słowa znaczeniu. Barber shop jest tym miejscem, w którym mężczyzna może być tym kim chce i mówić to co chce bez względu na to czy chodzi do kościoła czy jest niewierzący, czy kocha tę czy tamtą stronę sceny politycznej.
Kobiety mogą przyjść do zakładu barberskiego?
Rozejrzyj się proszę, ile tu jest kobiet. Bardzo dużo pań przyszło na dzisiejsze urodziny firmy.
Ale nie chodzi mi o panie, które przyszły ze swoimi partnerami czy synami, ale o takie, które chciałyby, żeby to Barber je ostrzygł.
Różnica między fryzjerstwem damskim, a męskim jest zasadnicza i to w wielu aspektach. Różni się technologią, sposobem podejścia, całym anturażem. Przecież cały czas rozgraniczamy płeć na męską i damską. Wiem, że to co mówię może być dla niektórych niepopularne (śmiech), ale ja się tego trzymam. My jako barberzy znamy się na fryzjerstwie męskim, ja jestem mistrzem fryzjerstwa męskiego i nie znam się specjalnie na strzyżeniu kobiet. Gdybyś chciał być zarówno dobrym fryzjerem męskim jak i damskim, nauczyć się wszystkiego tak by być świetny w obu tych dziedzinach- nie starczyłoby ci życia. Zobacz jak mocno rozwija się w ostatnim czasie, alternatywnie wobec siebie fryzjerstwo męskie i damskie, ile pojawia się wyspecjalizowanych kosmetyków dedykowanych damskiemu i męskiemu rodzajowi włosów, ile pojawia się materiałów szkoleniowych, nowych fryzur, pokazów, nowych technologii… nie wiem jakim omnibusem trzeba by być, żeby być z tym wszystkim na bieżąco. Więc albo coś będziesz robił po łebkach, albo będziesz wyspecjalizowany w czymś i będziesz robił to dobrze. Mężczyzna jest prostszy w obsłudze, oczekuje konkretnego serwisu i ja dobrze wiem jak to robić.
Jesteśmy tuż przed czwartą falą pandemii. Jak poprzednie wpłynęły na branżę fryzjerską, barberską?
Bardzo wiele zmieniły. Dały nam się mocno we znaki. W mojej firmie trzymaliśmy się zasad, obostrzeń i zakazów. Nie pracowaliśmy więc dobre cztery miesiące w roku. W „Jamie” trzymaliśmy się tego, nie strzygliśmy w podziemiu, nie oszukiwaliśmy nikogo. Uznaliśmy, że jest to ważne żebyśmy wszyscy razem jak najszybciej wyszli z epidemii, więc trzeba też solidarnie zasad przestrzegać. To wszystko bardzo mocno nadwyrężyło nasz budżet. Nie tylko ze względu na straty, ale też ze względu na koszty – kilkadziesiąt tysięcy złotych przez rok – które musieliśmy wydać, by spełnić nowe obostrzenia. A po za tym wszystko podrożało, świat się mocno zmienił i my też to odczuwamy.
A jak wpłynie kolejna fala i ewentualny lockdown?
Tragicznie. Jeżeli będzie kolejna fala i lockdown zakładów fryzjerskich to dla wielu z nas będzie to koniec. My w „Jamie” chcemy pracować. Legalnie, bo jesteśmy legalną firmą. Przestrzegamy wszystkich wymogów sanitarnych i mam nadzieję, że decydenci też wezmą pod uwagę, że wprowadzając ewentualny lockdown doprowadzą do upadłości także i te zakłady, które skrupulatnie, kosztem wielkich wydatków własnych, respektowały wszystkich zalecenia ministra zdrowia