To życzenia z sercem i z duszą
Ich okolicznościowe kartki – wymyślone w domu w Zielonej Górze – wędrują pod choinki tysięcy Polaków! Towarzyszą im także na chrztach, urodzinach, ślubach. Za niektórymi uśmiechnięte misie „wędrują” całe życie...
Ludzie często nam mówią: mamy tak wiele wspomnień związanych z waszymi kartkami, przechowujemy je do dziś! To naprawdę wy je zrobiliście? – śmieją się Małgorzata i Remigiusz Marczukowie z Zielonej Góry. Od prawie 25 lat, obecnie jako firma Star Lines, zajmują się projektowaniem, produkcją i dystrybucją między innymi różnego rodzaju kart okolicznościowych i zestawów upominkowych.
Ich znakiem rozpoznawczym jest... miś. Na pewno go kojarzycie, jeśli kiedykolwiek szukaliście tego rodzaju kartki.
– Znają go miliony ludzi w Polsce. Gdziekolwiek nie jesteśmy, tam widzimy upominki z naszym misiem: i w Białymstoku, i w Bielsko-Białej, i w Sandomierzu, i w Lublinie, ale też w Złotych Tarasach w Warszawie i w Starym Browarze w Poznaniu. Są też w Niemczech i w Holandii – wylicza pani Małgorzata. – Wszędzie tam i w wielu innych miejscach zobaczy pani naszego misia rodem z Zielonej Góry. Od 20 lat towarzyszy kolejnym pokoleniom. Przeżył nawet szał na niemiecką kolekcję z owcą, którą zresztą my ściągaliśmy na rynek Polski. Przeżył też kolekcje austriackie, angielskie i amerykańskie.
Nawet mnie przepraszał w listach, że wyznaje uczucia przez porysowaną biel zwykłej kartki. Czystej, w kratkę, w linie – ale zwykłej kartki.
Na początku była miłość
– Jak powstała nasza firma? Z potrzeby serca. Mój zakochany we mnie mąż, który jeszcze wtedy nim nie był, pisał do mnie listy miłosne – zdradza pani Małgorzata, do której mąż mówi Margaretta. – Wtedy nie było tego rodzaju kartek okolicznościowych, na których można było wyznać miłość. Nawet mnie przepraszał w listach, że wyznaje uczucia przez porysowaną biel zwykłej kartki. Czystej, w kratkę, w linie – ale zwykłej kartki. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że to może być pomysł na nasz własny biznes. Wziął się właśnie stąd, że sami sobie chcieliśmy podarować miłe słowo, napisać coś ciepłego.
– Jestem po technikum mechanicznym i uniwersytecie ekonomicznym, ale od dzieciństwa uwielbiałem rysować, tworzyć. Dziś już nie wykonuję projektów samodzielnie, ale ciągle ściśle współpracuję z grafikami i plastykami – mówi o początkach pan Remigiusz. To on w firmie jest osobą, która czuwa nad wszystkim.
A wszystko zaczyna się w Zielonej Górze. To także właśnie to miasto albo modele stąd występują na okolicznościowych kartach. I tak na przykład na tych, które Polacy dają sobie z okazji chrztu czy ślubu można zobaczyć ujęcia robione przy zielonogórskiej konkatedrze. – Ale i w naszej jadalni. Albo na naszym tarasie w bloku w Zielonej Górze, choć kontrahenci nas pytali, na jakim statku robiliśmy to zdjęcie – śmieją się Marczukowie.
Na kartach można też zobaczyć córki państwa Marczuków: Różę i Lilię. Zawsze spotykają się z upominkami rodziców, gdy idą do kogoś na urodziny.
Mały miś, stary miś
Obrazki obrazkami, ale w tym biznesie liczą się także gotowe życzenia, wydrukowane wewnątrz kartki. – A z nimi jest tak, że mąż pisze je i dla siebie, i dla innych firm, które ściągają angielskie wzory i potrzebują polskich tekstów. Bo mąż ma dryg do pisania – mówi pani Małgorzata. – Widziałam w Warszawie, jak dwie eleganckie panie przebierały, wybierały kartki, a w końcu wzięły naszą, bo uznały, że miała właśnie najlepszy tekst. Byłam taka dumna. I jeszcze z tego, że w tym olbrzymim sklepie w stolicy to nasza, zielonogórska seria z misiem była wyeksponowana na pierwszym planie.
– A ten miś to z kolei wziął się stąd, że pojechaliśmy na targi do Niemiec. Zainspirowały nas, by stworzyć własną serię, rozpoznawalną na pierwszy rzut oka – dodaje pan Remigiusz.
I tak powstał miś. Właściwie są jego dwie wersje, ale tak podobne do siebie, że funkcjonują jako jedna. – Od lat jest z nami. Podobnie jak te teksty życzeń, które mu towarzyszą – mówi pani Małgorzata. – Była taka sytuacja, że kiedyś zapłaciliśmy komuś, by napisał inne życzenia, ale i tak musieliśmy wrócić do tych męża. Starych, sprawdzonych, które zna pół Polski. Hitem są na przykład życzenia mówiące o tym, że są różne misie: małe, duże, z brzuszkami małymi i dużymi, ale znam też takiego misia, który czyta tę kartkę – i jest najwspanialszym misiem na świecie.
Te życzenia cieszą się ogromnym powodzeniem. Dość powiedzieć, że właściciel jednego z punktów sprzedaży we Wrocławiu zamawiał jednorazowo 500 sztuk misiowych kart.
- Czasem ludzie pytają nas, skąd czerpiemy pomysły i inspiracje. Odpowiadamy: z życia. Ale jeździmy też na targi, szczególnie do naszych sąsiadów do Niemiec, jak również do Anglii, która we wzornictwie jest dla nas wzorem do naśladowania. Wiele uczymy się także od naszych chińskich kontrahentów: najwięcej pracowitości, pokory i służby innym – mówią państwo Marczukowie.
– Żartowałam nawet, że mąż po uniwersytecie ekonomicznym, nasz kontrahent także – czyli poważni biznesmeni – a roz-mawiają, że znają różne misie, z różnymi brzuszkami – śmieje się pani Gosia.
Pod choinką, pod kościołem
Marczukowie mówią, że na jakikolwiek ślub idą, zawsze ktoś wręcza pod kościołem parze młodej ich kartkę. A pod choinkami wielu polskich domów znajdzie się na pewno ich seria świąteczna.
Była taka sytuacja, że kiedyś zapłaciliśmy komuś, by napisał inne życzenia, ale i tak musieliśmy wrócić do tych męża. Starych, sprawdzonych, które zna pół Polski.
To cudowne uczucie, ale w pewnym momencie przestali doceniać własną działalność. Spowszedniała im trochę. Do czasu, gdy uświadomili sobie, że dzięki nim ludzie budują relacje, podtrzymują więzi.
Zdradźmy, że mają na swoim koncie także niezwykłe dzieła, takie spersonalizowane. Ostatnio pan Remigiusz robił na przykład kartkę, którą zamówiono u niego dla prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego z okazji 10-lecia jego rządów. – Była jedyna w swoim rodzaju. Bardzo osobista, przestrzenna, w całości ręcznie robiona przeze mnie. Format 30
x 40 – zdradza autor. – Użyłem do jej wykonania między innymi włoskich guzików, kryształków, materiału ze złotą nitką. Gdybym musiał ją wycenić po rynkowej cenie, kosztowałaby minimum 500 złotych. W Polsce. Bo w Anglii ponad 300 funtów: tam ceni się tego rodzaju robotę.
– Bo Anglia jest kolebką kartek. Tam mają nawet sklepy z tego rodzaju pamiątkami, wydają branżowe gazety na ten temat – dodaje pani Małgorzata. – Ale my w Zielonej Górze też nie powiedzieliśmy ostatniego słowa.