Tobiasz, uprowadzony przez ojca do Holandii, wrócił do Polski

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Zaremba
Jadwiga Jenczelewska

Tobiasz, uprowadzony przez ojca do Holandii, wrócił do Polski

Jadwiga Jenczelewska

Gdy mama i syn – po rocznym rozstaniu – stanęli naprzeciw siebie, wcale nie towarzyszyła temu euforia i bezgraniczne szczęście: oto koszmar się kończy. Wręcz odwrotnie – prawie wszyscy płakali, bo takim zdarzeniom zawsze towarzyszą ból i łzy.

Walkę o Tobiasza – wywiezionego podstępnie z Polski – prowadziliśmy przed sądem w Hadze. Sukces osiągnięty w majestacie prawa jest bezcenny – mówi Sławomir Zaremba, adwokat z Katowic.
– Tobiasz płakał, bo przez rok pobytu w Holandii zdążył przywyknąć do nowych ludzi i miejsc – mówi Katarzyna Jaros, mama 7-letniego dziś chłopca wywiezionego prawie rok temu do Holandii przez ojca. – Myślę, że syn bał się jechać do domu, bo był tak nastawiony przez tatę – że nie powinien wracać do siebie, do Jastrzębia-Zdroju.
Pani Katarzyna dodaje, że tam, w Holandii, gdzie mieszkał Tobiasz z ojcem i jego nową rodziną, sąsiedzi całą tę sytuację filmowali, bo sądzili, że będzie robiła sceny. Ale wyprowadzka dziecka z Holandii odbyła się dość sprawnie, kulturalnie i bez awantur.
– Wytłumaczyłam Tobiaszowi, że tato źle zrobił, że nie powinien był go podstępnie wykradać i wywozić z Polski wbrew mojej woli. Syn to zrozumiał i po tygodniu zachowywał się tak, jakby nigdzie nie wyjeżdżał. Mamy świetne relacje, przede wszystkim oparte na zaufaniu i bezgranicznie cieszymy się sobą. Choć odzyskane szczęście mąci także bolesna myśl: czy to traumatyczne wydarzenie nie pozostawi trwałego śladu w psychice syna – mówi Katarzyna Jaros.

Werdykt haskiego sądu
Przypomnijmy. Rodzice chłopca pobrali się w 2006 r., rok później urodził się Tobiasz.
– W 2012 roku mój mąż Marcin postanowił wyjechać za pracą do Holandii. Ja z synem zostałam w Jastrzębiu i mieszkałam z rodzicami. Od czasu do czasu widywaliśmy się z mężem – opowiadała nam kilka miesięcy temu pani Katarzyna. – W październiku 2013 roku Marcin przyjechał do Polski, bo miał do załatwienia jakieś ważne służbowe sprawy w Gdyni. Gdy poprosił o możliwość zabrania syna na dwa dni, zgodziłam się, niczego nie podejrzewając.
Okazało się, że ojciec – wbrew jej woli – wywiózł syna do Holandii. Nie podał adresu, pod którym obaj się zatrzymali, wyłączył telefon komórkowy, nie dawał znaku życia. A pani Katarzyna umierała ze strachu, niewiedzy, niepewności i tęsknoty za dzieckiem.
Po kilku dniach udało się ustalić istotne szczegóły wyjazdu, więc 4 listopada 2013 r. zgłosiła na policji w Jastrzębiu-Zdroju fakt uprowadzenia dziecka do innego kraju na podstawie sfałszowanego dokumentu. Rozpoczęła się żmudna batalia o odzyskanie syna i sprowadzenie go do Polski.
Sprawa dwukrotnie trafiła do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu-Zdroju i dwukrotnie została umorzona, także z prywatnego aktu oskarżenia. – W tej sytuacji do holenderskich władz wysłaliśmy wniosek o sprowadzenie do Polski małoletniego Tobiasza Jarosa – w trybie Konwencji Haskiej, która zajmuje się przypadkami międzynarodowego uprowadzania lub zatrzymywania dzieci – mówi mecenas Sławomir Zaremba z Katowic, reprezentujący interesy matki przed holenderskim sądem. – W Hadze odbyły się tylko dwie rozprawy w odstępie kilkunastu dni. Sąd doszedł do przekonania, że powrót chłopca do Polski będzie najlepszym rozwiązaniem, wbrew temu, co usiłował udowodnić jego ojciec. Takie sprawy – trudne, powikłane i raniące wszystkie strony sporu o dziecko, rzadko kończą się sukcesem. Cieszę się, że zwyciężyło dobro Tobiasza. Dodatkową satysfakcją jest to, że wybraliśmy drogę prawa. A sukces osiągnięty w majestacie prawa jest bezcenny – dodaje mecenas Zaremba.

Smażymy pyszne naleśniki
W listopadowy wieczór, kiedy rozmawiam z mamą Tobiasza o jego powrocie do domu, głos pani Katarzyny jest promienny. – Przyjechaliśmy w niedzielę, 26 października, a dwa dni później, we wtorek, Tobiasz już poszedł do swojej szkoły – opowiada szczęśliwa mama. – Będzie powtórnie chodził do I klasy, bo przecież musi nadrobić to wszystko, co prawie przez rok stracił. Ale spotyka się ze swoimi kolegami z poprzedniej klasy na przerwach lekcyjnych. Wychowawczyni powiedziała mi, że zdumiewająco szybko złapał kontakt i radzi sobie bardzo dobrze.
Okazuje się, że w Holandii Tobiasz chodził do szkoły, ale nie znał ani języka angielskiego, ani tym bardziej niderlandzkiego. Nic dziwnego, że dwa razy zaliczał tamtejszą III klasę. Prawie nie wspomina o tym, co się działo w jego kilkuletnim życiu przez ostatni rok. Na razie nie chce też mówić o tacie.
– Czasem tylko słyszę: „Nie porównuj mnie z tatą”. Powrót syna dodał mi skrzydeł. Jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę mu smażyć jego ulubione naleśniki z białym serem i czekoladą albo jajecznicę po chłopsku. Nie mogę się doczekać choinki, pod którą Tobiasz znajdzie swoją ulubioną zabawkę – Furby’ego – dodaje pani Katarzyna. a

Tobiasz powtórnie chodzi do I klasy swojej szkoły w Jastrzębiu. Teraz musi nadrobić to wszystko, co przez rok stracił

O tajemniczym wywiezieniu z Polski 7-letniego Tobiasza Jarosa pisaliśmy w magazynie DZ z 14-15 sierpnia br.
Gdzie jest Tobiasz z Jastrzębia-Zdroju wykradziony podstępnie przez ojca?” – pytaliśmy wtedy. Tego samego dnia Katarzyna Jaros wspólnie z prawnikiem, mecenasem Sławomirem Zarembą z Katowic, pierwszy raz wyjechali do Hagi, by przed tamtejszym sądem starać się o powrót Tobiasza do Polski. Po dwóch rozprawach zapadł wyrok: do 29 października br. Tobiasz ma wrócić do Polski. 26 października mama z synem przyjechali do Jastrzębia-Zdroju.

Prawnik wyjaśnia:

Holenderskie sądowe procedury są inne niż te obowiązujące w Polsce. O tym, jak toczyły się rozprawy w sądzie haskim, mówi mecenas Sławomir Zaremba

Panie mecenasie, takie sprawy jak Tobiasza, rzadko kończą się sukcesem.
To prawda. Tobiasz wrócił do domu na mocy prawomocnego wyroku sądu w Hadze. Ta sprawa pokazuje, że stosowanie działań zgodnych z prawem przynosi pełny sukces. Dlatego zdecydowanie przestrzegam przed dział

Niektórzy żerują na rozpaczy rodziców.
Działania pozaprawne, polegające na próbach „odbicia” dziecka, w każdym przypadku przynieść muszą efekt odmienny do zamierzonego, najczęściej w postaci oskarżenia o czynną napaść lub pobicie. Nie można zapominać, że podjęcie jakichkolwiek nielegalnych działań automatycznie dyskwalifikuje nas w oczach sądu, który będzie rozpoznawał sprawę – jako osoby mające dać gwarancje moralne do wychowywania dziecka i zapewnienia mu odpowiednich wzorców osobowościowych.

Wyobrażam sobie, jak długo toczyłaby się taka sprawa w Polsce.
Przed sądem w Hadze odbyły się tylko dwie rozprawy – w odstępie kilkunastu dni. Na pierwszej rozprawie sąd w składzie jednoosobowym informacyjnie wysłuchał stron – zarówno ojca dziecka, jak i jego matki oraz sporządził protokół, który przekazał trzyosobowemu składowi. Druga rozprawa odbyła się kilkanaście dni po pierwszej. Sąd wezwał obydwoje rodziców, a przed rozpoczęciem rozprawy wysłuchał również Tobiasza. W odróżnieniu od naszej, skomplikowanej procedury, holenderski sąd nie przesłuchuje świadków w podobnych sprawach. Już dawno zauważono, że ich zeznania mogą być obarczone dużą dozą subiektywizmu i emocji, co może mieć wpływ na sposób przedstawiania faktów przez zeznającego świadka. Sąd ustala stan faktyczny jedynie w oparciu o bardzo wnikliwe przesłuchanie stron, podczas którego zadaje wiele pytań i bacznie obserwuje zachowanie osoby, z którą rozmawia. Dla stworzenia bardziej naturalnej atmosfery osoba, która rozmawia z sądem, może siedzieć i nie ma obowiązku udzielania odpowiedzi na stojąco, jak to jest w polskiej procedurze. Słowo „przesłuchanie” też nie pasuje do sposobu prowadzenia rozprawy. Sąd rozmawia najpierw z jedną ze stron, później z drugą, a w wypadku różnicy stanowisk – zwraca się naprzemiennie do obu.

A jak przesłuchiwane jest dziecko?
Przed rozprawą sąd rozmawiał z Tobiaszem, ale bez obecności rodziców oraz innych osób. W przeciwieństwie do polskiej procedury, sąd nie potrzebował skomplikowanych opinii biegłych, których przygotowanie czasami trwa miesiącami, lecz polegał jedynie na doświadczeniu życiowym członków składu orzekającego. Istota sprawy polega na ocenie argumentów przedstawionych przez strony oraz dowodów z dokumentów w kontekście dobra dziecka.

Jak ocenia pan pracę kolegów w Hadze?
Postępowanie przed sądem zwieńczyły mowy pełnomocników stron. Każda miała do dyspozycji własnego tłumacza, więc mogliśmy docenić wielki profesjonalizm i zaangażowanie w sprawę mojego holenderskiego kolegi, gdy precyzyjnie i spójnie, fakt po fakcie, dementował argumentację strony przeciwnej.a

Historia Tobiasza uprowadzonego do Holandii

2006 rok
Ślub Katarzyny i Marcina Jarosów

2007 rok
Narodziny Tobiasza Jarosa

2012 rok
Marcin Jaros, ojciec Tobiasza, po raz pierwszy wyjeżdża do Holandii w poszukiwaniu pracy.

2013 rok, październik
Ojciec Tobiasza przyjeżdża do Polski w sprawach służbowych. Pojawia się w Jastrzębia-Zdroju i prosi żonę o możliwość zabrania syna na wycieczkę do Gdyni, która potrwa dwa dni. Matka godzi sie bez oporów, bo nie ogranicza kontaktów ojca z synem.

2013 rok, 30-31 października
Katarzyna Jaros bezskutecznie usiłuje ustalić miejsce pobytu syna Tobiasza i jego ojca Marcina Jarosa. Dzwoni m.in. do szpitali i na policję.

2013 rok, 4 listopada
Katarzyna Jaros oficjalnie zgłasza zaginięcie syna na komendzie policji w Jastrzębiu-Zdroju. Po kilku dniach udaje się ustalić, że chłopiec został wywieziony do Holandii wbrew woli matki.

2013 rok, 18 grudnia
Matka Tobiasza otrzymuje odpowiedź - na swoją prośbę o pomoc w odzyskaniu dziecka - skierowaną do Ministerstwa Sprawiedliwośći - Departamentu Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka. Mnisterstwo pisze, że jej wniosek o powrót syna do Polski na podstawie Konwencji Haskiej został skierowany do władz holenderskich.
Jednocześnie dwukrotnie sprawa zostaje skierowana do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu-Zdroju, ale sąd dwukrotnie ją umarza.

2014 rok, luty
Katarzyna Jaros wyjeżdża do Holandii, by zobaczyć syna. Widzi go przez 5 minut z daleka i nawet nie może przytulić swojego dziecka.

2014 rok, maj
Mecenas Sławomir Zaremba z Katowic występuje jako pełnomocnik Katarzyny Jaros i od tej pory reprezentuje ją przed sądem w staraniach o powrót syna do Polski.

2014 rok, 15 sierpnia
Katarzyna Jaros i mec. Sławomir Zaremba wyjedżdżają do Hagi, bo przed tamtejszym sądem rozpoczyna się proces w sprawie powrotu do Polski małoletniego Tobiasza Jarosa.

2014 rok, wrzesień
Przed sądem w Hadze zapada wyrok: Tobiasz Jaros - na podstawie prawomocnego wyroku - ma powrócić do swojego rodzinnego domu w Jastrzębiu-Zdroju do 29 października 2014 roku.

2014 rok, 26 października
Tobiasz, razem z mamą i mecenasem S. Zarembą, wracają do Polski.

2014 rok, 28 października
Tobiasz Jaros wraca do swojej szkoły, w której rok temu przerwał naukę.

Jadwiga Jenczelewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.