Tomasz Grzyb: Młodzi ludzie funkcjonują tylko w mediach społecznościowych. Boją się, że bez nich nie będą mieć żadnego życia
Współcześni nastolatkowie właściwie cały wolny czas spędzają w internecie. Imprezy, wyjścia do kina ich nie interesują - mówi Tomasz Grzyb, psycholog.
Ponarzekamy na młodzież?
Wydaje mi się, że narzekania jest już wystarczająco dużo. Bardziej warto by zadać pytanie, co zrobić, żeby jej pomóc.
Skoro trzeba pomagać, to znaczy, że jest problem.
To widać wyraźnie, na wielu płaszczyznach. Z jednym z nich jako wykładowca akademicki zmagam się na co dzień.
Jaki to problem?
Nadopiekuńczy rodzice. Regularnie się zdarzają przypadki studentów, do których rano dzwonią rodzice, żeby ich obudzić i przekonać do pójścia na zajęcia.
Pan i ja jesteśmy osobami z tzw. pokolenia X, osób urodzonych w latach 1965-1980. Teraz w dorosłość wchodzi pokolenie Z, urodzone po 1995 r. Nazywa się je też iGeneracją - bo to pierwsze pokolenie, które od najmłodszych lat ma do dyspozycji internet. Coś jeszcze łączy naszą generację i obecną?
Na początku uwaga ogólna, że generalizowanie o pokoleniach zawsze jest ryzykowne, bo często okazują się to być efektowne tezy publicystyczne nieoparte na faktach. Wystarczy sobie przypomnieć „pokolenie JPII” czy „pokolenie nic” - dużo się o nich mówiło, ale de facto nigdy nie zaistniały.
Tak samo jest z iPokoleniem?
Nie, tu akurat mówimy o definicjach opartych na faktach - podobnie jak wcześniej mówiło się o pokoleniu „baby-boomers”, czyli ludziach urodzonych tuż po wojnie, czy o pokoleniu X. Podobnie jest z iGeneracją. Jean Twenge, autorka książki o nich, zwraca na przykład uwagę, że w tym pokoleniu zanika potrzeba posiadania prawa jazdy. Nie jest im ono do niczego potrzebne.
Dla naszego pokolenia zdanie egzaminu na auto było ważną cezurą, krokiem w dorosłość.
W Polsce dalej tak jest, dotyczy to także roczników obecnie w liceum. Ale Twenge swoje badania prowadziła w Stanach Zjednoczonych - i tam to już uległo zmianie.
Dużo różni Polaków z iPokolenia od ich rówieśników z USA?
Coraz mniej. Na poziomie gadżetów takich jak dostęp do sprzętu elektronicznego, czy premier kinowych różnic nie ma właściwie żadnych. Choć faktem jest, że w Polsce uczeń liceum czy gimnazjum deklarujący się jako homoseksualista wystawia się cały czas na spore ryzyko - w USA jest ono już właściwie zerowe, Amerykanie wychowują się w tak dziwacznym świecie, że dla nich tego typu odmienność jest właściwie normą.
Czyli jednak różnice są cały czas bardzo znaczące.
Ale dawniej przenoszenie się wzorców kulturowych zajmowało lata, czy wręcz dekady. Teraz ten czas się wyraźnie skrócił.
Wcześniej wspomniał pan, że jest problem z iPokoleniem. Na czym on polega?
Mówimy o generacji, która jako pierwsza większość czasu wolnego - jeśli nie właściwie cały wolny czas - spędza w przestrzeni internetowej. Do tej pory przyjęło się mówić o świecie rzeczywistym oraz wirtualnym. U współczesnej młodzieży nie ma już takiego rozróżnienia. Świat wirtualny jest przedłużeniem rzeczywistego.
Dlaczego jest to problem?
Bo przestają dostrzegać różnice. Młodzi ludzie funkcjonują właściwie tylko w mediach społecznościowych, choć z czasem zaczynają dostrzegać, że ma ono rujnujący wpływ na ich życie. Nie potrafią jednak z nich wyjść - bo obawiają się, że bez nich nie będą mieć żadnego życia. Oni już przenieśli do internetu tak dużą część swego życia towarzyskiego, społecznego, kulturalnego, że właściwie nie umieją zachowywać się inaczej.
Zwykło się to nazywać rozwojem.
Tyle że ten rozwój generuje problemy. Internet przyzwyczaja na przykład do tego, że otrzymuje się łatwą nagrodę za zaangażowanie. Kiedyś trzeba było się sporo natrudzić, by zdobyć jakąś informację czy kupić odpowiednie buty - teraz, mając smartfon pod ręką, można ten sam efekt uzyskać za pomocą kilku kliknięć.
Dalej będę utrzymywał, że to się nazywa postęp.
My, jako pokolenie X, dobrze wiemy, że trzeba się wysilić, żeby coś dostać.
Nasze pokolenie pamięta jeszcze PRL - wtedy często nawet wysiłki nie dawały efektu.
Teraz mówi pan o robieniu zakupów. Ale na przykład kwestia pornografii. Kiedyś umówienie się z dziewczyną czy chłopakiem wymagało czasu, sporych nakładów emocjonalno-towarzyskich, było obudowane kodem kulturowym. Teraz wystarczy włączyć jakąś stronę z pornografią, by otrzymać natychmiastową nagrodę. Już nawet psychologowie zauważają, że normalny, klasyczny seks zdarza się coraz rzadziej. Dotyczy to szczególnie młodzieży - i to na wszystkich płaszczyznach, nie sprowadzajmy wszystkiego do seksu. Mówiąc najogólniej: chodzi o osoby, którym już nie chce się starać. Liczy się szybka nagroda.
Wszystko natychmiast.
Są bardzo ciekawe badania psychologa Waltera Mischela jeszcze z lat 60., które pokazują, że tym, co odróżnia osoby dobrze radzące sobie w życiu od tych, które sobie nie radzą, jest zdolność do odraczania sobie gratyfikacji za swój wysiłek. Tymczasem obecna młodzież jest nastawiona przede wszystkim na zabawę, także zabawę życiem.
I robią to w internecie.
On dla nich już nie jest narzędziem do pracy, nauki czy zabawy. On stał się przestrzenią, w której rozgrywa się ich życie.
Ich życie sprowadza się do Tindera, Facebooka, Snapchata czy Porhuba?
Jeśli rzeczywiście iPokolenie spędza sześć godzin dziennie w internecie - a tak pokazują wyliczenia - to tak naprawdę spędzają w nim cały swój wolny czas.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień