Tomasz Lewandowski: Zbudujemy blok lewicowy, który będzie alternatywą dla PiS i Platformy
Z Tomaszem Lewandowskim, wiceprezydentem Poznania, byłym politykiem SLD, obecnie jednym z liderów Stowarzyszenia Inicjatywa Polska rozmawia Błażej Dąbkowski.
Przeprosił się Pan już z przewodniczącym SLD Włodzimierzem Czarzastym? Kiedy odchodził Pan z partii, nie szczędziliście sobie wzajemnych złośliwości.
W polityce czasami wypowiada się cierpkie słowa, ale zdania o Włodzimierzu Czarzastym nie zmieniłem, podobnie jak on o mnie. Musimy się jednak kierować pragmatyzmem, lewica będzie miała szansę tylko wtedy, gdy się zjednoczy, zarówno w wyborach samorządowych, jak i parlamentarnych.
Czarzasty wskazuje na Tomasza Lewandowskiego jako najlepszego kandydata całej lewicy na prezydenta Poznania.
Takie wskazanie na pewno cieszy, tyle tylko, że najważniejszy głos w tej kwestii będą miały środowiska poznańskie. Obecnie mamy złożoną sytuację ze względu na koalicję klubu Zjednoczonej Lewicy z Platformą Obywatelską i wywodzącym się z tej partii prezydentem. Wszelkie decyzje jeszcze przed nami.
Ale część środowiska już się wypowiedziała. Krystyna Łybacka w ostatniej rozmowie z „Głosem” też wskazuje na Pana, choć Wasze relacje nie zawsze były łatwe.
Nie będę ukrywał, że głos europosłanki Krystyny Łybackiej jest dla mnie najcenniejszy. To spore wyróżnienie, że osoba o tak ogromnym dorobku i ogromnej wrażliwości społecznej tak pozytywnie się o mnie wypowiada.
Więc jaka będzie Pana decyzja? Nigdy Pan nie zaprzeczył, że rzuci rękawicę Jackowi Jaśkowiakowi.
Taką decyzję podejmę przed wyborami, zostało do nich jeszcze trochę czasu. Jedno jest jednak pewne, chcemy budować samorządowy blok lewicowy, który będzie alternatywą dla Nowoczesnej, PiS i Platformy. Do wyborów pójdziemy samodzielnie, skupiając także członków ruchów miejskich. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Nie obawia się Pan, że zastępca Jacka Jaśkowiaka konkurujący z nim w wyborach samorządowych może wzbudzić w wyborcach dysonans?
Po pierwsze, nie ma jeszcze decyzji, to będzie przedmiotem dyskusji, również z prezydentem Jaśkowiakiem. Po drugie, nie wyobrażam sobie, by nasz kandydat niezależnie od tego kto nim będzie, budował przekaz w kontrze do Jacka Jaśkowiaka. Bardzo dobrze nam się współpracuje, daje nam dużą swobodę w realizacji ważnych dla lewicy celów w Poznaniu. Przyszłościowo jednak mocny klub w radzie miasta będzie gwarantem kontynuacji prowadzonej przez nas polityki, a tego bez silnego kandydata na prezydenta nie będzie.
Klub jednak, zwłaszcza jego szefowa, Katarzyna Kretkowska ostatnio mocno krytykuje miasto, zwłaszcza w kwestiach komunikacyjnych i infrastruktury rowerowej. Radna w przypadku zmian wprowadzanych na ulicy Słowackiego stanęła po stronie mieszkańców, którym nie w smak było ograniczenie ilości miejsc parkingowych.
Boli mnie sposób prowadzenia tej dyskusji. Tak jak na szczeblu krajowym, mamy do czynienia z okopaniem się dwóch obozów, zwolenników i przeciwników PiS-u, tak w Poznaniu scenariusz ten powtarza się w zakresie polityki rowerowej. Powinny tu przeważać argumenty, a nie emocje, niestety, te biorą górę u jednej i drugiej strony. Ich wyciszenie będzie sprzyjało lepszym rozwiązaniom i zażegnaniu konfliktu, raz rozpalanego przez prorowerowych aktywistów miejskich, innym razem przez zwolenników poruszania się samochodem. Zmiany są potrzebne, ale w moim przekonaniu, powinny być rozłożone w czasie, uzupełnione o stworzenie dodatkowej, podziemnej infrastruktury parkingowej i przede wszystkim położenie nacisku na komunikację zbiorową.
Od momentu kiedy przestał Pan być radnym, rzadko zabierał głos w tej sprawie.
Postawiono przede mną inne zadania, ale ja położyłbym, jak wspomniałem, nacisk na popularyzację komunikacji publicznej i odzyskiwanie przestrzeni dla pieszych. Gołym okiem widać, że samochody, często w niekontrolowany sposób, rozlały się po centrum Poznania i chodnikach, to musi budzić sprzeciw.
Klub Zjednoczonej Lewicy już od dłuższego czasu stara się bezskutecznie przeforsować pomysł bezpłatnej komunikacji dla uczniów.
Dla nas równie ważną kwestią, co zwiększanie ilości ścieżek rowerowych, jest zmiana nawyków u najmłodszych. Jeżeli miałoby to kosztować dwa miliony złotych rocznie w całej aglomeracji, to warto pamiętać, że utrzymanie infrastruktury dla rowerzystów nie jest darmowe. Trudno więc zarzucać nam psucie budżetu przez zwiększanie wydatków bieżących. W dłuższej perspektywie nie rowery, a zwiększenie zainteresowania komunikacją zbiorową pozwoli odkorkować miasto.
Pewnie spora grupa poznaniaków odetchnie po tych słowach, bo nie staje Pan po jednej stronie barykady. Mój znajomy, zdeklarowany konserwatysta, ostatnio stwierdził, że gdyby w drugiej turze wyborów znalazł się Tomasz Lewandowski i Jacek Jaśkowiak, to oddałby głos na tego pierwszego - „lewaka”.
To miłe słowa, niezależnie od tego czy padają z ust „lewaka”, czy „prawaka” (śmiech).
Nie jest Pan ciekawy argumentacji?
Słucham.
Powiedział, że mimo różnic ideologicznych jest Pan fachowcem, pasjonatem miasta i wyjątkowo pracowitą osobą.
Cieszę z takich ocen, choć nie chciałbym, by były formułowane w kontrze do prezydenta. Z Jackiem Jaśkowiakiem jak do tej pory naprawdę bardzo dobrze mi się współpracuje. Wszystkie nasze priorytety, które zgłaszaliśmy jeszcze jako opozycja są realizowane. Oczywiście zdarzają się koalicyjne zgrzyty, ale to zupełnie normalne.
Część z nich dotyczy pewnie działań ogrodu zoologicznego, który według powiatowego lekarza weterynarii nie może być jednocześnie azylem dla zwierząt. Coraz więcej pojawia się głosów, że przez działania dyrekcji, ogród nie tylko nie będzie mógł wymieniać się zwierzętami, ale straci te, które pozyskał od podobnych placówek.
To problem pewnej luki prawnej i interpretacyjnej w zakresie tego, czym jest azyl i gdzie powinny trafiać zwierzęta pochodzące z przemytu, czy zarekwirowane w cyrkach. Warto sobie zadać pytanie, czy powinno się je wszystkie usypiać, czy też zadaniem cywilizowanego społeczeństwa jest roztoczenie opieki nad nimi. W moim przekonaniu w tym przypadku przepisy należy interpretować kierując się wykładnią celowościową, a ta nakazywałaby przyjmować, że ogrody zoologiczne mogą azylować takie zwierzęta. Jeżeli powiatowemu lekarzowi nie przeszkadza to, co dzieje się na Sielance, czy przypadki znęcania się nad zwierzakami, a działa mu na nerwy zoo, to jest to dziwne i zastanawiające. To raczej problem personalny, bo już w przeszłości mieliśmy do czynienia z azylowaniem zwierząt, niedźwiedzi, czy żółwi w naszym zoo i wtedy Pan Sobiak nie reagował.
Jest Pan w stanie zagwarantować, że poznaniacy i turyści za rok będą mogli podziwiać wszystkie zwierzęta, a nie tylko te żyjące w azylach?
Jeżeli powiatowy lekarz weterynarii będzie podejmował kroki, by ten czarny scenariusz się ziścił, jego zwierzchnicy powinni zastanowić się, czy nadal powinien pełnić swoją funkcję. Dla nas najważniejsza jest pomoc zwierzakom, a to niesie ogromny ładunek edukacyjny. Pokazujemy najmłodszym, że zwierzęta to nie zabawki, a żywe istoty. Dyrekcja zoo ma nie tylko moje wsparcie, co widać po listach, petycjach, podpisywanych przez poznaniaków, którym taka forma ochrony zwierząt się podoba.
Listy i maile piszą też wściekli na Pana lokatorzy. Dlaczego wstrzymano sprzedaż mieszkań komunalnych z bonifikatą?
To nie tyle wstrzymanie, co odejście od bezrefleksyjnej sprzedaży. Od 2001 roku, czyli momentu kiedy wprowadzono bonifikaty sięgające nawet 90 procent, miasto sprzedało prawie 10 tysięcy lokali. Obecnie mieszkań komunalnych mamy jedynie 12,5 tysiąca i jesteśmy na szarym końcu, biorąc pod uwagę zasób innych dużych polskich miast. Na 10 tysięcy mieszkańców przypadają 23 lokale, tymczasem we Wrocławiu ta liczba wynosi 59, w Łodzi - 57. Nikt by mnie nie rozgrzeszył, gdybym jednocześnie budował nowe mieszkania, co się obecnie dzieje, a jednocześnie sprzedawał te starsze za 10 procent ich wartości. To byłoby nieracjonalne.
Ale nie oznacza to totalnego zakazu sprzedaży.
Nie, ale każda taka transakcja będzie indywidualnie rozpatrywana. Nie wstrzymam też sprzedaży mieszkań, w przypadku których ta procedura już się rozpoczęła i lokale znalazły się na wykazie do sprzedaży w zarządzeniu prezydenta, to byłoby nie fair wobec lokatorów czekających już tylko na podpisanie aktów notarialnych.
Kto będzie mógł liczyć na wykup?
Na przykład osoby zamieszkujące w lokalu, który jako jedyny w budynku należy do miasta. W ten sposób zaoszczędzimy pieniądze na obsłudze wspólnot mieszkaniowych. Istotne będą też względy społeczne, mam na myśli sytuację, w której ktoś dokonał zamiany lokalu, tylko dlatego, by mieć możliwość jego wykupu w przyszłości. Tacy lokatorzy często spłacili zadłużenie poprzednich najemców.
Jak Pan reaguje na argumenty podnoszone przez lokatorów, którzy włożyli w remonty mieszkań swoje całe oszczędności?
Podobne roszczenia przypominają mi o syndromie homo sovieticus, a więc człowieka, który wyszedł z systemu, gdzie nie mógł zakupić nieruchomości, a dziś poddał się pędowi, by posiadać coś własnego, nawet wtedy, kiedy go na to nie stać. Poznaniacy obecnie zamieszkujący zasób komunalny, który obejmuje zaledwie 3 procent rynku mieszkaniowego, powinni widzieć, że wygrali los na loterii. Czynsz w ich przypadku wynosi zaledwie 7,5 złotych za metr kwadratowy, a rynkowy 33 złote. Czy więc komuś dzieje się krzywda, tylko dlatego, że za 10 procent wartości nie wykupi sobie lokum?
Decyzja o wstrzymaniu wykupu nie miała przypadkiem odstraszyć tych, którzy są majętni, a od lat zamieszkują w kamienicach w centrum miasta?
Tym lokatorom zaproponowaliśmy przystąpienie do programu PTBS „Najem z dojściem do własności”, ale nie cieszył się wśród nich specjalnym zainteresowaniem, choć dostaliby już na wejściu maksymalną ilość punktów.
Ale są sposoby, by w końcu te mieszkania oddać tym, którym się należą. Przecież w Gdańsku lokatorzy musieli wykazać swoje dochody.
Z punktu widzenia sprawiedliwego zarządzania zasobem, zwolnienie mieszkań w kamienicach przez osoby majętne byłoby wskazane. Nie mamy jednak narzędzi, by skutecznie to zrealizować, ale rząd pracuje nad zmianami w ustawie o ochronie praw lokatorów, gdzie być może zostaną wprowadzone umowy najmu lokali komunalnych na czas określony. Przy jej wygaśnięciu, osoba, która będzie chciała jej przedłużenia, będzie musiała spełniać kryterium dochodowe.
Wróćmy jeszcze na koniec do polityki. Szykuje Pan jakieś niespodzianki na listach do rady miasta?
Naszą siłą będzie jedność, choć trudno jest opanować ambicje w kilku organizacjach. Mogę jednak zdradzić, że będą skrzyły społecznikami, znanymi działaczami z rad osiedli. Tego typu ruchy, oddolne, dziś wygrywają, wystarczy choćby spojrzeć na północne Włochy, gdzie niemal we wszystkich miastach wygrywają lokalne komitety, podobne w swojej strukturze i działaniu do Inicjatywy Polskiej Barbary Nowackiej. Niedawno z podobnego klucza wybrano również burmistrz Barcelony. Nadchodzi czas, kiedy także w Polsce monopol polityków i partii może zostać przełamany. My nie będziemy straszyć poznaniaków innymi opcjami politycznymi, pójdziemy do wyborów z pozytywnym przekazem.