Tomasz Leyko, autor książki "Biało-niebieska", wydanej na 80-lecie Stali Mielec: Inne sekcje Stali miały trochę pod górkę
Rozmawiamy z TOMASZEM LEYKO, autorem książki „Biało-niebieska”, wydanej na 80-lecie Stali Mielec. Tomasz Leyko jest rzecznikiem prasowym Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego, wcześniej był dziennikarzem sportowym m.in. TVP Rzeszów oraz Nowin. Od dzieciństwa kibic Stali Mielec. Ma 39 lat.
Stali kibicowałeś od zawsze, ale skąd pomysł napisania książki ?
Już jakiś czas gromadziłem materiały o Stali Mielec: koszulki, wycinki, stare gazety, wydawnictwa, których jest bardzo dużo. Od pewnego czasu tliła się myśl, żeby coś stworzyć, teraz się nadarzyła okazja, bo przyszła propozycja z MOSiR-u, który organizował 80-lecie. Stało się to trochę późno, ale udało się. Dzięki pomocy wielu osób i instytucji, także redakcji „Nowin”, udało się dokończyć to dzieło.
Ile kosztowało to pracy?
Trudno to policzyć, ponieważ część treści miałem już „napisanych” w głowie. Decyzja zapadła na przełomie maja i czerwca. Na analizy już nie było czasu, to co udało się znaleźć, jeśli chodzi o dane, zdjęcia i gazety, było podstawą bazowego materiału.
Najtrudniej było zapewne z tymi pierwszymi latami działalności klubu?...
Przyjąłem koncepcję, że to nie będzie żadna monografia, ani dokładna historia. To jest bardzo luźne spojrzenie na historię i bardziej dotyczy tych lat pełnych awansów, sukcesów, medali. Każdy wie, że w ‘73 i ‘76 Stal zdobyła złoty medal, już trochę mniej osób wie, jaki mecz decydował. Jak doszło do tego mistrzostwa, jak się rodziła ta drużyna - to do tej pory nie było opowiedziane. Ten tytuł z 1976 roku był trochę szczęśliwy, już na ostatniej prostej wielu kibiców postawiło na Stali krzyżyk - mówiono, że drużyna nie załapie się nawet do europejskich pucharów, a wspaniała końcówka zadecydowała o triumfie. Do tej pory nie pokazywało się historii tych sukcesów od kuchni. Krótkiego okresu przedwojennego nie dotykałem, ale taki był zamiar.
Trenerzy, piłkarze, czy działacze chętnie dzielili się tajemnicami szatni po latach?
Ci z Mielca tak. Nie chciałbym kogoś pominąć, ale na pewno chciałbym podziękować m.in. Włodzimierzowi Gąsiorowi, bo z nim konsultowałem wiele spraw i wykazał się świetną pamięcią. Jako ciekawostkę dodam, że zadzwoniłem też do Jana Tomaszewskiego, któremu mówiąc krótko w Mielcu nie najlepiej się broniło. Jednak nie chciał rozmawiać ani o Stali, ani o Grzegorzu Lacie. Po kilku prośbach kategorycznie odmówił.
Są w książce jakieś pikantne szczegóły dotyczące załatwiania ostatnich kolejek?
W tamtych czasach załatwianie meczów było na porządku dziennym. Chyba żadna drużyna nie jest kryształowa pod tym względem. Okoliczności wydania książki są jednak takie, że trudno byłoby wyciągać takie sensacyjne sprawy. To osobna tematyka.
Może kiedyś?...
Tak, temu tematowi warto poświęcić osobną publikację, stricte opisującą pewne patologie, które miały kiedyś miejsce w tamtych czasach. Na przykład śląskie kluby miały swoich patronów. Niektórzy sędziowie im sprzyjali. Sezon przed mistrzostwem Polski, Stal miała szansę awansu do pucharu UEFA. Mielczanie musieli jednak w ostatniej kolejce wygrać na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. To był rok 1972. Wygrać w Sosnowcu było niemożliwe. Dlaczego, to każdy, kto trochę kojarzy z historii, powinien sobie odpowiedzieć. Osobną kwestią może być historia Andrzeja Szarmacha, a to temat na szerszy artykuł. Ślązacy stanęli na głowie, by jak najbardziej utrudnić przejście piłkarza do Stali Mielec. Ruchy transferowe wtedy to było coś nadzwyczajnego, ale przez to „Diabeł” mecz z Realem Madryt musiał oglądać z boku.
Smutne lata ’90 i upadek klubu. Jak do nich podszedłeś?
Zawarłem takie zdanie, że nie chcę się rozprawiać z tamtymi czasami, ale pewne fakty trzeba przytoczyć. Klub nie miał racji bytu w ówczesnym kształcie. Proces przekształceń klubów w Polsce w jednych miastach się udał, w innych przeprowadzono go nie najlepiej. Niestety w Mielcu dokonano tego w najgorszy możliwy sposób. Klub piłkarski nie mógł dalej funkcjonować - nie miał zawodników, część została sprzedanych, nie wiadomo gdzie, pewne karty się znalazły. Nie chcę do tego wracać, bo dużo osób z tego okresu już nie żyje. Z pikantnych szczegółów, tutaj pojawia się też siatkówka, która dzięki jednemu z działaczy została uratowana. Otóż, schował on karty w szafie pancernej w firmie, gdzie pracował, a potem kobieca drużyna siatkówki została zgłoszona do rozgrywek. Na plecach tej siatkówki mielecki sport się odradzał.
Bo Twoja książka jest nie tylko o piłkarskiej Stali Mielec, ale o całym klubie.
W latach 50-tych i 60-tych istniało około 20 sekcji w Stali Mielec. Oczywiście to były sekcje półamatorskie, natomiast dalsze istnienie tylu dyscyplin sportu w jednym klubie nie miało większego sensu. Edward Kazimierski, legenda Stali Mielec, trochę to poukładał. Klub postawił na pięć dyscyplin: piłkę nożną, piłkę ręczną, siatkówkę, pływanie i lekkoatletykę - ja też głównie na tych dyscyplinach się skupiałem. Lekkoatletyka i pływanie to też piękna historia Stali. Chociaż zawsze te pozostałe sekcje miały trochę pod górkę, bo pupilkiem była piłka nożna. Były takie lata, gdzie trzy drużyny Stali Mielec grały w ekstraklasie: piłkarska, piłki ręcznej i siatkówki. Dziś trudno jest to sobie wyobrazić. Jeżeli chodzi o pływanie - była taka wspaniała pływaczka - Bożena Dudek, która mając 14 lat wygrywała z seniorkami, była rekordzistą Polski. To był rok 1982 - miała wszystkie minima olimpijskie, by wystartować w Los Angeles. To było jej marzenie - o tym mówiła w wywiadzie dla Nowin. Ktoś jednak jedną decyzją polityczną zabił jej marzenie. Taki to niestety był sport w latach 80-tych.