Podopieczni trenera Tomasza Saski, szkoleniowca ALKS PWSZ Gorzów i kadry narodowej juniorek odnoszą sukcesy, choć nie mają gdzie trenować.
Halowy rekord Polski juniorek na 300 metrów, mistrzostwo kraju na tym samym dystansie. Dla pana zawodniczki Natalii Kaczmarek to superokres. Jakie są plany na ten sezon? Rio?
Celem jest szybkie bieganie na lipcowych mistrzostwach świata juniorów w Bydgoszczy. Jeśli uda się z nich zakwalifikować do sztafety czy też indywidualnie na 400 metrów na tegoroczne igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, to Natalia poleci do Brazylii, jeśli nie, nic wielkiego się nie stanie. Ona ma 18 lat i jest w programie „Tokio 2020”.
Udacie się na obóz klimatyczny?
21 marca wyjeżdżamy do hiszpańskiego Lloret de Mar. Do Gorzowa wracamy w kwietniu. Potem jedziemy do Wolsztyna. Żeby biegać 400 metrów, to najpierw na początku maja trzeba zacząć od 100 czy 300 metrów, później przez płotki i dwa razy po 200. Pierwszy start na jej dystansie planujemy na przełomie maja i czerwca. Chcemy, by Natalia osiągnęła minimum kwalifikacyjne na mistrzostwa 53,90 s. W ubiegłym roku przebiegła w czasie 54,25, więc musi się poprawić. Żeby to zrobić, musi ścigać się z seniorkami, bo nie ma juniorek na jej poziomie.
Na co liczy pan w Bydgoszczy?
Trudno powiedzieć, jak będzie biegał świat. Zwłaszcza, że Natalia jest od tych zawodniczek młodsza o rok. Warto wspomnieć, że wicemistrz Polski juniorów na 300 metrów Antek Walicki jedzie na lipcowe mistrzostwa Europy juniorów młodszych do Tbilisi, gdzie wystartuje w sztafecie mikstów oraz być może na 400 metrów indywidualnie oraz przez płotki.
A na co w ogóle stać Natalię?
Prowadzę ją spokojnie i nie wybiegam w przyszłości. Mamy zapasy w treningu choćby siłowym. Natalia może biegać bardzo szybko, ale w tym roku zdaje maturę i nie wiem, czy od września będzie moją zawodniczką. Nie mamy stadionu. W Polsce trenerów, którzy chcieliby mieć taką lekkoatletkę jest kilkudziesięciu. Każdy chciałby dostać taki prezent.
Projekt nowego stadionu lekkoatletycznego w Gorzowie był przedstawiony w 2014 roku. Ile taki obiekt mógłby kosztować?
Trudno powiedzieć. Projekt był szacowany w granicach 32-38 milionów złotych. Tych środków nie musiałoby wykładać miasto Gorzów. Mamy wstępnie zarezerwowane 50 proc. dofinansowania z ministerstwa sportu i turystyki. Dla niego nasz stadion jest jednym z celów strategicznych. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zagwarantował od 10 do 15 milionów złotych. Wkład z miejskiego budżetu byłby na poziomie od dwóch do czterech milionów złotych w ciągu trzech lat.
Co powinno zrobić miasto?
O te środki musi wystąpić wydział kultury i sportu do 15 marca. Co ciekawe, ten dokument jest dawno gotowy i czeka na wolę radnych, którzy w budżecie potwierdziliby wkład własny miasta. Jeśli radni tego nie przygotują, to projekt przepadnie. Co roku tak się dzieje. Nie można tego odkładać w nieskończoność. To trwa z 10 lat. Stadion byłby drugiej kategorii. Można byłoby na nim rozgrywać mistrzostwa Europy czy świata w kategoriach juniorskich.
Wierzy pan, że tak się stanie? Na komisji sportu radni byli za.
Nie było ich wszystkich. Mam nadzieję, że zwycięży rozsądek, bo to nie są dla miasta wielkie koszty. Stadion jest też potrzebny dla lekkoatletów z Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego. Przez brak tego obiektu szkoła nie może dostać dofinansowania. Przez brak obiektu nie przychodzą do nas najlepsi zawodnicy z kraju. Co więcej, przez jego brak uczniowie uciekają do innych miast. Koło się zamyka, a sukcesy mamy niemałe. Możemy mieć w tym roku olimpijkę bez stadionu.