Tombak, wódeczka i kastety na „Górniaku”
Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź malutki bo cię opluję- wołał sprzedawca modnych ortalionowych płaszczy i kurtek na łódzkim „Górniaku”.
Obok korpulentna jegomość z zawieszonymi na szyi łańcuszkami i pierścieniami na palcach głośno zachwalała złote precjoza ze Związku Radzieckiego i Turcji. Starzy bywalcy wiedzieli że jest to zwykły tombak, ale naiwnych nie brakowało, bo w sklepach w latach 70. XX wieku były pustki, a na półkach zalegały mało atrakcyjne towary. O dobry nastrój na rynku dbała zawsze na zmianę z rosłym dryblasem, Irenka z mocno zmęczoną życiem twarzą, reklamując kieliszeczki do wódeczki. Amatorzy bimbru i taniej wódeczki dobrze wiedzieli, że mogą walnąć lufę w musztardówce pod gołym niebem. W długiej alejce, pełnej straganów ciągnących się od ul. Piotrkowskiej do ul. Wólczańskiej, bez problemu można było kupić fingle do „wymodelowania” czyjeś facjaty, czyli stalowe kastety zakładane na palce i przydatne w bójkach. Na łódzkim Górniaku rządził pieniądz i twarde prawo pięści.