Trafiają tu ludzie na skraju załamania nerwowego
Już wtedy, gdy ją poznałam, wiele lat temu, była strzępem człowieka. Blondynka, średniego wzrostu o nogach Tiny Turner. Pomyślałam, że przed tragedią, która ją dotknęła, musiała być piękną kobietą.
W czasie naszej rozmowy zauważyłam, że ma nienaturalnie duże oczy, z fioletową obwódką. Że trzęsą się jej ręce, że nerwowo przekłada nogę na nogę. „Kobieta jest w stanie ostrego kryzysu i w bardzo złej kondycji psychicznej - na pograniczu dekompensacji” - taką diagnozę postawił psycholog z Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Od mojej pierwszej rozmowy z Heleną Porajską minęło równo 20 lat. Kobieta wciąż przeżywa traumę. Właściwie to cud, że jeszcze żyje. Po tym, co przeszła i nadal przechodzi, wiele osób kompletnie by się załamało. Nadzieja na to, że jej życie się zmieni, pojawiła się niedawno, gdy trafiła do Okręgowego Ośrodka Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem w Krakowie.
Dwadzieścia lat czekała
Henryka, męża Heleny Porajskiej, całego we krwi, pierwsza zobaczyła sąsiadka. Leżał martwy na dywanie. - Ale jatka - powiedział podinspektor policji do swojego kolegi. - Cztery ciosy nożem. Dwa w brzuch, dwa w serce - ocenił fachowo lekarz z pogotowia. Ryszarda T. podejrzanego o dokonanie tej zbrodni zatrzymano na podstawie badań DNA. W areszcie spędził tylko dwa miesiące. Sąd Apelacyjny w Krakowie wbrew stanowisku Sądu Okręgowego i prokuratury uznał, że areszt nie jest konieczny, że wystarczy „zobowiązać podejrzanego do zgłaszania się raz w tygodniu na policji”. Gehenna Heleny Porajskiej zaczęła się z chwilą, gdy T. wyszedł z aresztu.
Porajscy byli dobrym, zgodnym małżeństwem. Śmierć męża była ciosem dla Heleny. Trudno się dziwić, że po jego tragicznej śmierci lekarz przepisał jej silne leki uspokajające. Po zwolnieniu z aresztu zabójcy męża musiała podwoić, a nawet potroić dawkę leków. Panicznie bała się wychodzić z domu. Ryszard T. mieszka bardzo blisko Porajskich. Przechodziła katusze, gdy krewni i znajomi opowiadali jej, że chodzi po ulicy z triumfalną miną. Decyzja Sądu Apelacyjnego wywołała spore kontrowersje w środowisku prawniczym. Prawdopodobnie dzisiaj sędzia byłby ostrożniejszy, wydając wyrok zwalniający z aresztu Ryszarda T.
T. został ostatecznie skazany za zabójstwo Henryka Porajskiego. Z więzienia wyszedł po pięciu latach, warunkowo. I wtedy Helena Porajska znów musiała sięgnąć po leki. T. zaczął bowiem ją nachodzić, nękać. I to na różne sposoby. Kłopoty ze zdrowiem spowodowały, że straciła pracę i została bez środków do życia. Porajska pomocy szukała w różnych miejscach. Bezskutecznie. Bywały takie dni, że nie miała, co jeść. Na stałą pomoc instytucji państwowych nie może liczyć, bo wysokość jej skromnego dochodu przekracza o kilkanaście złotych wyznaczony limit. Nadzieja na uporanie się przynajmniej z częścią problemów pojawiła się niedawno.
- Ta pani przyszła do nas na początku tego roku, po obejrzeniu spotu reklamowego w telewizji - opowiada Marta Grabek -Niekraszewicz, dyrektor Okręgowego Ośrodka Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwami w Krakowie. - Już patrząc na nią nietrudno było zgadnąć, że wiele przeszła i jest w trudnej sytuacji życiowej. Jej opowieść wstrząsnęła nami. Skontaktowaliśmy ją z prawnikiem, psychologiem. Udzielamy jej także pomocy materialnej. Nawet w bardzo trudnych i skomplikowanych sprawach nie składamy broni, tylko walczymy o lepsze jutro naszych klientów.
Wolontariuszka po przejściach
Jedną z takich osób, które udało się pracownikom ośrodka „wyciągnąć z otchłani beznadziei i rozpaczy” - jak mówią pokrzywdzeni przez los - jest kolejna krakowianka - pani Karolina. Nie ma oporów, żeby opowiedzieć swoją historię. Mówi, że robi to dla kobiet mających tak jak ona mężów, którzy życie swoich żon, partnerek zamienili w piekło. Karolina ma trójkę dzieci. Najmłodsze miało szczęście, bo niewiele rozumiało z tego, co się dzieje w domu. Pozostała dwójka była świadoma koszmarnej codzienności. Dzieci zaczęły mieć kłopoty w szkole. W pewnym momencie i ona miała dość męża, który znęcał się nad rodziną fizycznie i psychicznie. Zgłosiła się do tego samego ośrodka co Helena Porajska. Twierdzi, że dzięki pracującym tam ludziom „wyszła na prostą”.
Marta Grabek-Niekraszewicz cieszy się, gdy to słyszy. Mówi, że pani Karolina otrzymała bardzo szerokie wsparcie. Tak zresztą jak inne zgłaszające się do ośrodka osoby, będące w podobnej sytuacji. - Tym osobom, ich dzieciom, potrzebny jest przede wszystkim psycholog, ponieważ ofiary przemocy często, zwyczajnie, boją się zgłosić przestępstwo. Nasza specjalistka spotykała się z panią Karoliną wiele razy, tłumacząc, jak zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Jej syna skierowała na specjalistyczne badania, dzięki czemu trafił do odpowiedniego terapeuty. Wspieraliśmy i pomagaliśmy tej rodzinie, również finansowo, przez dwa lata. Pani Karolina dzięki tej pomocy zdobyła również nowy zawód i stała się bardziej niezależna. A teraz, proszę sobie wyobrazić, pani Karolina jest naszą wolontariuszką, przekonując inne kobiety doświadczające przemocy w domu, że nie można się poddać - kończy swoją opowieść Marta Grabek-Niekraszewicz.
Pani Karolina pytana, co by było, gdyby zabrakło jej odwagi żeby pójść do ośrodka i w tajemnicy przed mężem prosić o pomoc, odpowiada: „nie byłabym w tym miejscu, w jakim jestem. Nie byłabym tą osobą, jaką jestem. Wcześniej czułam, że umieram. Może więc w ogóle by mnie już nie było…”.
Dług sprawiedliwości
Osób pokrzywdzonych na skutek szeroko pojętego przestępstwa, w tym m.in. przemocy fizycznej i psychicznej, wypadków komunikacyjnych, różnego rodzaju oszustw, lichwy itp. było w ub. roku w Polsce blisko ćwierć miliona. Prawie 10 proc. ofiar to dzieci. Większość z tych osób przez wiele lat odczuwa skutki przestępstwa, których są ofiarami lub świadkami. Według psychologów skutki psychiczne i fizyczne przestępstw mogą być nie tylko rozciągnięte w czasie, ale też pojawić się wiele lat po traumatycznym zdarzeniu. To z myślą o wszystkich tych ludziach powołano do życia ośrodki pomocy osobom pokrzywdzonym przestępstwem. W całym kraju jest obecnie 40 okręgowych ośrodków pomocy. Docelowo ma ich być 60. Jeden z nich działa w Krakowie. W Małopolsce są też lokalne punkty pomocy. - Zakres pomocy jest bardzo szeroki - tłumaczy Ferdynand Nawratil, prezes Krakowskiego Forum Organizacji Społecznych KraFos, które prowadzi krakowski ośrodek. - Dla osób, które do nas przychodzą, bardzo ważna jest pomoc prawna. Nasi prawnicy analizują każdy przypadek indywidualnie, udzielają porad, przygotowują pisma procesowe, pouczają, jak się zachować w sądzie. Nawet, gdy okaże się, że osoba, która przyszła po pomoc, nie jest ofiarą przestępstwa, nie zostaje pozostawiona sama sobie, lecz jest kierowana do urzędów, instytucji, które udzielą jej pomocy.
Marta Grabek-Niekraszewicz dodaje, że osoby zgłaszające się mogą też korzystać - i często korzystają - z psychoterapii i pomocy finansowej.
Nie tylko „na wnuczka”
W tle prawie jednej trzeciej spraw, którymi zajmują się pracownicy tego typu ośrodków, są przestępstwa o charakterze finansowym i gospodarczym. Pomoc prawną otrzymała np. starsza pani, od której wyłudzono ponad 90 tys. zł w postaci przelewów na zagraniczne rachunki. A także małżeństwo siedemdziesięciolatków, które wpadło w spiralę długów. Ferdynand Nawratil, który jest też członkiem Rady Krakowskich Seniorów, uważa, że starsze osoby bardzo łatwo jest oszukać m.in. z tego powodu, że są zbyt ufne i mają dużo empatii. Zachęca oszukane osoby, żeby zgłaszały się do ośrodka, ponieważ tu zostaną poinstruowane przez prawnika, co mają robić, żeby próbować odzyskać stracone dobra.
Do ośrodków pomocy pokrzywdzonym przestępstwem zgłaszają się także często klienci tzw. parabanków. Młoda osoba, matka dwojga małych dzieci, napisała dramatyczny w swej wymowie list, że „prosi o ratunek”. Podobnie jak wymienieni wyżej starsi państwo wpadła w pętlę zadłużenia. „Pracuję, ale pomimo to ciężko jest przeżyć od wypłaty do wypłaty” - żaliła się w liście. „ Kiedy znalazłam się w potrzebie, brałam pożyczki w tzw. chwilówkach i parabankach. Oprocentowanie tych pożyczek mnie wykończyło finansowo i psychicznie. Firmy windykacyjne straszą mnie zabraniem majątku, detektywami. Jestem załamana psychicznie. Boję się o swoje dzieci i siebie. Wiem, że popełniłam błąd, ale proszę o pomoc, o ratunek!”
Nastolatki potrafią się mścić
Marta Grabek-Niekraszewicz mówi, że po nowelizacji kodeksu karnego pojawiła się nowa grupa uprawnionych do korzystania z pomocy ośrodka. To już nie tylko osoby, które cierpią na skutek przestępstwa, ale też ich najbliżsi i świadkowie. Tych ostatnich psychologowie wspierają w sytuacji, gdy w związku z przestępstwem istnieje zagrożenie dla ich kondycji emocjonalnej, co mogłoby wpływać negatywnie na pełnioną przez nich rolę świadka. Z krakowskim ośrodkiem współpracuje w sumie ok. 40 osób. To specjaliści z wieloletnim doświadczeniem. Prawnicy, mediatorzy, psychologowie, psychoterapeuci, wolontariusze. Pomoc udzielana jest 24 godziny na dobę. Można skontaktować się z nimi telefonicznie lub porozumieć mailowo. Można bez wcześniejszego umawiania się przyjść w godzinach dyżuru, aby spotkać się z nimi osobiście.
Kolejną, nową kategorią „klientów” są coraz częściej rodzice pokrzywdzonych dzieci. Ale nie wskutek przemocy domowej, tylko… rówieśniczej. Zgłaszają się ojcowie, matki, nastoletnich dziewczyn, które np. zerwały z chłopakiem, a ten mści się, publikując roznegliżowane zdjęcia byłej sympatii w Internecie.
Trzeba wspomnieć, że pomoc udzielana w ośrodkach dla pokrzywdzonych przestępstwem jest darmowa i natychmiastowa. - Ofiara zostaje skierowana do miejsca tymczasowego schronienia, a w międzyczasie cały zespół analizują jej sytuację i przedstawiają propozycje pomocy, jakiej ośrodek może udzielić. Np. trafiła do nas kobieta maltretowana fizycznie i psychicznie przez męża, a teraz dzięki pomocy terapeuty, dzięki temu, że sfinansowaliśmy jej kurs, który pozwolił zdobyć tej kobiecie nowe kompetencje na rynku pracy, ta pani wreszcie odżyła, uniezależniła się ekonomicznie i jest szczęśliwą osobą, szczęśliwą mamą szczęśliwych dzieci.
Ps. Imiona oraz nazwiska osób, których historie zostały opisane w tekście zostały zmienione.