Tragedia w jastrzębskiej kopalni Zofiówka. Dwóch górników zginęło, trzech szukają ratownicy
Ostatnie informacje z wczoraj mówiły o ciągłych poszukiwaniach trzech uwięzionych pod ziemią górników, z którymi wciąż nie było żadnego kontaktu. Wcześniej z rumowiska wyciągnięto zwłoki dwóch górników. Jeden miał 38 lat. Drugiego ciała jeszcze nie zidentyfikowano.
W sobotę, po największym górniczym tąpnięciu w historii kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju, pod ziemią uwięzionych zostało siedmiu górników. Przysypały ich skały stropowe w zawalonym wyrobisku - dokładnie 900 metrów pod ziemią. Dwóch o własnych siłach wydostało się z zawaliska, ale jednocześnie wczoraj znaleziono ciała dwóch innych górników. Gdy zamykaliśmy to wydanie gazety, wciąż trwały poszukiwania trzech pozostałych pracowników.
Akcja ratunkowa w kopalni trwa nieprzerwanie od soboty. Do bardzo silnego wstrząsu w Jastrzębiu-Zdroju o sile 3,4 w skali Richtera doszło dokładnie o godzinie 10.55, a niespełna pół godziny później już mobilizowano pierwszych ratowników, którzy mieli ruszyć na pomoc uwięzionym górnikom. - Łączymy się w bólu z rodzinami ofiar, zapewniliśmy im wszelką opiekę - mówił Daniel Ozon, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Gdy doszło do tąpnięcia, czujniki dołowe zarejestrowały potężny wypływ metanu pod ziemią, odcinając wszelkie urządzenia elektryczne. Zapanowały egipskie ciemności. W tym czasie na dole, mimo wolnej soboty, pracowało około 270 pracowników. Niestety, 11 górników znalazło się najbliżej epicentrum wstrząsu - w chodniku nadścianowym, w rejonie ściany H7. Czterech zdołało wydostać się od razu z rumowiska, dwóch kolejnych - z obrażeniami twarzy, barku - wyczołgało się kilkadziesiąt minut później. Trafili do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 2 w Jastrzębiu, gdzie przebywają na oddziałach chirurgii i okulistyki.
- Przeżyliśmy, bo wiedzieliśmy, gdzie jest rurociąg z powietrzem, dzięki któremu mogliśmy oddychać - mówią ocaleni w szpitalu. - Mają ogólne obrażenia ciała, głowy, jeden ma uraz barku. Ale stan pacjentów jest stabilny - słyszymy w szpitalu. Pięciu ich kolegów nie miało tyle szczęścia. Wszyscy znaleźli się w kilkusetmetrowym wyrobisku, zniknęli pod zwałami skał i części podziemnej obudowy.
Po wstrząsie, odczuwalnym w całym mieście, a nawet w sąsiednim Wodzisławiu i Żorach, mieszkańcy spontanicznie zaczęli zbierać się pod kopalnią. Modlili się, zapalali znicze. W tym samym czasie na teren kopalni zjeżdżały kolejne autobusy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego z Bytomia i Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego z Wodzisławia Śląskiego.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień