Tragedia w Wielki Piątek
W wypadku samochodowym w Gościmiu koło Drezdenka zginęło dwóch siatkarzy Orła Międzyrzecz. Za kierownicą siedział ich kolega z drużyny. Został skazany, ale tragedia na jego życiu wywarła o wiele większe piętno, niż wyrok.
Michał z Kamilem znali się od szóstej klasy podstawówki. Pochodzili z Nowego Sącza. Razem przyjechali do Gorzowa na studia w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej oraz by grać w siatkówkę w pierwszoligowym Orle.
Czasu było „na styk”
21 marca 2008 r., Wielki Piątek. Rano chłopaki jeszcze trenowali w Międzyrzeczu. By dojechać pociągiem do domu na święta, musieli znaleźć połączenie przez Kraków. Najlepsze było z - oddalonego o około 65 km - Krzyża. Pociąg z Gorzowa odchodził dopiero wieczorem, więc Michał z Kamilem poprosili kolegę z zespołu Patryka o podwózkę do Krzyża. Wtedy zdążyliby na odjazd na 14.25. Michał miał już kupione bilety. Około 12.20 zadzwonił do siostry, że zaraz wyjeżdżają samochodem do Krzyża. Miał się odezwać, jak tylko ruszą pociągiem... W hondzie Patryka znalazł się także Paweł. Miał wysiąść po drodze w Drezdenku, gdzie mieszkał. To on zaproponował koledze, by pojechał przez Santok i Gościm. Kierowca miał 20 lat, prawo jazdy zrobił kilkanaście miesięcy wcześniej, nigdy nie jechał tą trasą. - Nie byliśmy spóźnieni, ale czasu było „na styk”. Poza terenem zabudowanym jechałem szybciej, ale nie więcej niż 100 kilometrów na godz. - mówił później Patryk. A w sądzie zeznał jeszcze: - Koledzy nie zwracali mi uwagi na styl jazdy, nie pospieszali mnie.
Kamil: - Jechaliśmy spokojnie, poprawnie, przynajmniej tak mi się zdawało.
Michał miał już kupione bilety. Około 12.20 zadzwonił do siostry, że zaraz wyjeżdżają samochodem do Krzyża. Miał się odezwać, jak tylko ruszą pociągiem...
Jednak te słowa nie do końca zgadzały się z zeznaniami świadka, którego kilkanaście kilometrów przed Gościmiem wyprzedziła honda. - Auto jechało bardzo szybko. Wyprzedziło mnie na podwójnej linii ciągłej na łuku drogi - mówił policjantom Ryszard S.
Według Kamila w trakcie jazdy Paweł, który bał się jeździć samochodem, stwierdził, że ma złe przeczucia...
Auta nie udało się wyprowadzić
Honda wpadła w poślizg na ostrym zakręcie w Gościmiu, 14 km przed Drezdenkiem. 20-letni Patryk zeznał, że zwolnił przed łukiem i jechał około 60 km na godz. Nie znał trasy, a zakręt nie wydawał mu się tak ostry. - Wpadłem w poślizg, tył zaczął uciekać w lewo, wykonałem ruch, by wyprostować auto - opowiadał Patryk. Jednak nie udało już się go opanować. Honda zjechała na lewe pobocze i uderzyła prawym bokiem w drzewo od strony pasażera. By wydostać ludzi, strażacy musieli wyciąć dach. 23-letni Paweł, który siedział obok kierowcy oraz 21-letni Michał, który znajdował się z tyłu za kierowcą, zginęli na miejscu. 23-letni Kamil doznał m.in. poważnych złamań obu nóg. Patryk, był trzeźwy, wyszedł z wypadku ze złamaną lewą ręką i stłuczeniem głowy. Środowisko sportowe okryło się żałobą.
Jechał za szybko
Decydująca była opinia biegłego, który odtworzył przebieg zdarzenia. Według niego zasadniczy wpływ na wypadek miała mokra nawierzchnia (wcześniej padało), ostry łuk w prawo i prędkość samochodu. Biegły orzekł, że kierowca stracił panowanie nad autem. Zarzuciło hondą, która - sunąc bokiem - zjechała na pobocze i uderzyła w drzewo. Z analizy wynikało, że w chwili zjeżdżania na pobocze, samochód miał na liczniku od 65 do 70 km na godz. Prędkość w chwili zarzucenia mogła być wyższa, jednak ze względu na brak śladów na jezdni, nie można było przeprowadzić jej wyliczenia. Do wypadku doszło na terenie zabudowanym, gdzie obowiązuje 50 km na godz. Samochód jechał więc za szybko. - Wypadku można było uniknąć, gdyby kierowca zachował szczególną ostrożność i dostosował prędkość do warunków ruchu oraz ograniczenia administracyjnego - stwierdził biegły.
Wzór do naśladowania
15 grudnia 2008 r. w Sądzie Rejonowym w Strzelcach Kraj zapadł wyrok. Patryk został skazany za umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym w ten sposób, że przekroczył dozwoloną prędkość w trudnych warunkach drogowych, na śliskiej jezdni, na oznaczonym łuku drogi, czyli w miejscu, gdzie należało zachować szczególną ostrożność. Wyrok - dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów. - Bardzo żałuję tego, co się stało. Chłopcy byli moimi dobrymi kolegami. Chciałem im pomóc, gdy poprosili o podwiezienie. Zaczynały się święta. Jak miałem im odmówić? - mówił załamany Patryk. Z kolei Kamil w sądzie przyznał, że nie ma pretensji do Patryka. - Nie uważam, by był całkowicie winny. Kara powinna być najłagodniejsza. Myślę, że on cierpi - zeznał.
O tym, że przed wypadkiem Patryk był wzorowym sportowcem i człowiekiem świadczyły opinie z klubów i od jego trenerów. Dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego ze Spały: - Jeśli chodzi o ambicje, był wzorem do naśladowania. Odpowiedzialny sumienny, nigdy nie sprawiał kłopotów wychowawczych.
Z kolei prezes gorzowskiego klubu, z którego 20-latek był wypożyczony do Orła, napisał: - Życie osobiste Patryka może być wzorem do naśladowania dla innych młodych ludzi.
Życie osobiste Patryka może być wzorem do naśladowania dla innych młodych ludzi
Chciał pomóc kolegom
Okolicznościami łagodzącymi dla sądu był także fakt, że sprawca wypadku wyraził skruchę i żal, pomagał po wypadku Kamilowi, a kolega i najbliżsi ofiar wybaczyli mu. - Zdarzenie wywarło piętno na życiu niespełna 20-letniego oskarżonego. Zginęli jego najlepsi koledzy z drużyny i to w okolicznościach, kiedy oskarżony chciał wyświadczyć im przysługę kosztem własnego wolnego czasu. Sama świadomość okoliczności nieodwracalnej straty przyjaciół z drużyny jest dla Patryka W. dużą dolegliwością - napisał sędzia w uzasadnieniu wyroku.