Trener cyrkowych zwierząt: Ekoterroryści nie mają racji. W cyrkach zwierzętom nie dzieje się krzywda
O tym, dlaczego cyrk nie powinien istnieć bez zwierząt, mówi Paweł Kaliszewski, technik weterynarii, artysta i trener zwierząt w cyrku Europa. W ostrej rozmowie z DZ oskarża przeciwników cyrków o hipokryzję.
Łańcuchy, hak, którym kłuje się skórę słoni, rażenie prądem, uderzenia batem. Według różnych ekologicznych organizacji takie metody stosuje się w tresurze cyrkowych zwierząt.
Absolutnie tak nie jest. Współpracuję z polskimi cyrkami już jakiś czas i ani ja, ani moi koledzy nie wykorzystują nagłaśnianych przez wspomniane organizacje metod. W ramach współpracy z cyrkami nigdy nie zauważyłem, aby zwierzętom działa się krzywda. Wręcz przeciwnie, mają dobre warunki i nie są ani przerażone, ani zestresowane. Dostają najlepszą karmę. Są pod stałą opieką weterynaryjną. Dbamy o nie.
Jednym z argumentów, wysuwanych przez przeciwników cyrków ze zwierzętami, jest też ciasnota. Organizacje ekologiczne zwracają uwagę na to, że zwierzęta żyją w małych boksach, a poza sezonem zimują na niewiele większej przestrzeni.
Zwierzęta mają zapewnioną maksymalną swobodę na tyle, na ile pozwala sytuacja. Gdy tylko jest taka możliwość, są wypuszczane z boksów, wyprowadzane na wybiegi. Opiekunowie robią wszystko, aby ich podopieczni mieli jak najlepsze warunki do życia. Tak samo dzieje się podczas szkoleń. Nasze sposoby polegają na pozytywnych wzmocnieniach, a nie na straszeniu zwierząt i zadawaniu im cierpienia i bólu.
Jak więc wygląda tresura, która opiera się na pozytywnych wzmocnieniach?
Chciałbym podkreślić, że nie zajmujemy się tresurą. Praca ze zwierzętami to trening. Ja sam jestem trenerem. Szkolę papugi. W swoim dorobku mam też treningi z fokami uchatkami. Swego czasu pracowałem m.in. w niemiecim Hansa-Parku. Współpracowałem też z warszawskim zoo, miałem styczność z treningiem niedźwiedzi polarnych. Zdobyłem więc spore doświadczenie w pracy ze zwierzętami i jeszcze raz podkreślam, żaden trener nie ma najmniejszego zamiaru robić krzywdy swoim podopiecznym.
Jak w takim razie wygląda trening?
Trenerzy stosują pozytywne wzmocnienia. W pracy ze zwierzętami chodzi o to, by wykorzystywać ich naturalne zachowania. Wytłumaczę to na przykładzie papug. Widzę, że ptak rozkłada skrzydła. Gwiżdżę gwizdkiem za każdym razem, gdy to robi, i nagradzam papugę za dobrze wykonane zadanie. Papuga zapamiętuje to na przyszłość. I wie, że jak znów usłyszy komendę, to właśnie w tym momencie ma rozłożyć skrzydła. Zwierzęta są inteligentne. Moi podopieczni fruwają nad publicznością, przelatują przez specjalną obręcz, kładą się na plecach. I zawsze po dobrze wykonanym zadaniu mogą liczyć na pochwałę i coś smacznego.
Jak długo trwa taki trening?
Nauczenie zwierzęcia różnych sztuczek trwa od kilku miesięcy do kilku lat. Wszystko zależy od predyspozycji podopiecznego, jego wrodzonych talentów. Nigdy nie wymagam od trenowanego przez siebie zwierzęcia więcej, niż jest ono w stanie z siebie dać. Zachęcam Czytelników „Dziennika Zachodniego” do zaglądnięcia na fanpage na Facebooku „Cyrk ze zwierzętami”, gdzie razem ze znajomymi pokazujemy, jak naprawdę wyglądają takie treningi. Wśród ostatnich postów jest na przykład film, przedstawiający metodę pracy z młodymi tygrysami. Nie ma pejczy, biczów, rozgrzanych płyt. Zwierzęta trenuje się za pomocą smakołyków. Inny filmik pokazuje poziom hormonu stresu podczas ich transportu.
Skąd więc, pana zdaniem, wzięła się ta cała nagonka na cyrki, w których do pokazów wykorzystuje się zwierzęta?
To sprawka ekoterrorystów, czyli pseudomiłośników natury z organizacji, które z założenia zajmują się ochroną zwierząt. W rzeczywistości są to osoby, które pod przykrywką troski o dobro braci mniejszych zarabiają pieniądze z darowizn i 1 proc.
Ostre słowa. Głośno jest o tym, że wspomniane przez pana osoby zbierają dowody przeciwko cyrkom ze zwierzętami. A czy pracownicy cyrku, nazywając tych ludzi ekoterrorystami, też mają coś na potwierdzenie swoich słów?
Przykładem niech będzie zbieranie przez te osoby dowodów przeciwko cyrkom. Dokładnie chodzi o metody, które ekoterroryści stosują podczas gromadzenia danych. Potrafią wtargnąć na teren cyrku, zakłócać spokój pracowników i zwierząt, wszczynać awantury, dokonywać aktów wandalizmu. Czy to jest cywilizowane zachowanie? Raczej nie! Tymczasem my nie mamy nic do ukrycia, jesteśmy w pełni transparentni. Każdy może przyjść do cyrku, przyglądać się, w jakich warunkach żyją zwierzęta. Ale należy to robić, zachowując szacunek do drugiej strony.
W sieci krążą jednak filmiki, na których widzimy, jak np. słoń czy tygrys staje na dwóch łapach, bo treser razi zwierzę prądem...
Tak się nie dzieje we współczesnych cyrkach. Filmy, które ekoterroryści zamieszczają w sieci, pochodzą z lat 80. i 90. i to nie z polskich cyrków. Od tamtego czasu zaszły kolosalne zmiany. Nikt nie bije ani nie głodzi zwierząt.
A taki tygrys przeskakujący przez płonącą obręcz?
Nie ma czegoś takiego. Przecież zwierzęta boją się ognia. A poza tym muszę podkreślić, że polskie cyrki nie mają wśród swoich podopiecznych tygrysów czy słoni. Są za to konie, wielbłądy, lamy, alpaki, papugi. Z kolei słonie czy tygrysy są jedynie kontraktowane z cyrków europejskich.
W Polsce pojawia się sporo głosów przekonujących do tego, że cyrki mogą funkcjonować bez zwierząt i nie stracą publiczności, jeśli postawią na pokazy samych ludzi.
Nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Istotą cyrku są bowiem pokazy ze zwierzętami. Gdyby pozbyć się ich z cyrkowej areny, pozostałby tylko sam teatr sztuki cyrkowej. A przecież nie na tym rzecz polega. Pierwsze pytanie widzów, którzy przychodzą do cyrku, dotyczy tego, jakie zwierzęta są w programie.
Kolejne polskie miasta wprowadzają jednak zakazy rozbijania cyrkowych namiotów na gminnych terenach.
Na szczęście są też tacy prezydenci, burmistrzowie i wójtowie, którzy nie ulegają naciskom przeciwników cyrków ze zwierzętami i nie łamią prawa przez wprowadzanie wspomnianych zakazów. Bowiem takie postępowanie gmin, przeciwnych cyrkom, jest niezgodne z polską konstytucją, która gwarantuje swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Ostatnio trzy największe polskie cyrki - Zalewski, Arena i Korona - złożyły pozew do sądu przeciwko gminom, które zastosowały zakazy. Popieram ich inicjatywę.