Uznawani przez władze komunistyczne za faszystów i kolaborantów dziś są gloryfikowani i wynoszeni na piedestał. Prawda o żołnierzach wyklętych leży w kontekście
Jak powszechnie wiadomo, po zakończeniu II wojny światowej Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Po wyzwoleniu Warszawy spod hitlerowskiej okupacji Sowieci rozpoczęli instalację systemu komunistycznego nad Wisłą.
Przeciwko działaniom zmierzającym do podporządkowania Polski imperium moskiewskiemu wystąpili właśnie Żołnierze Wyklęci. Wywodzili się oni w prostej linii z Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i Batalionów Chłopskich - formacji, które walczyły z hitlerowskimi Niemcami. To środowisko wypowiedziało wojnę nowemu okupantowi – Rosji Sowieckiej oraz zależnej od niej polskiej bezpieki.
Jak mówi Dorota Koczwańska-Kalita z Instytutu Pamięci Narodowej, natężenie partyzanckich walk pomiędzy podziemiem antykomunistycznym a instalującą się pod auspicjami Sowietów władzą ludową osiągnęło szczytowy punkt w latach 1945-1947. W okresie 1944-1956 przez szeregi podziemia antykomunistycznego przewinęło się około 200 tysięcy ludzi w całej Polsce.
- Ta skala pokazuje, iż był to masowy ruch oporu, pewnego rodzaju rewolucja. Warto uświadomić sobie fakt, że właśnie skończyła się okupacja niemiecka i zaczęła sowiecka. Mimo społecznego wyczerpania, po sześciu latach wojny, ludzie potrafili się tak ogromnie zmobilizować - podkreśla Dorota Koczwańska-Kalita.
Jak wynika z ustaleń historyków, na ziemiach naszego regionu w początkowym okresie w ruchu oporu uczestniczyło około dwóch tysięcy żołnierzy.
- Działali w warunkach dużego poparcia społecznego oraz gigantycznej skali represji stosowanych przez NKWD: więzienia, areszty śledcze, wywózki, terror. Represjom poddawano także rodziny. Ci ludzie znali smak niewoli i wolności, którą znów po kilkunastu latach utraciliśmy. Głównym motywem ich działania była obrona naszej państwowości przed jej utratą - mówi Dorota Koczwańska-Kalita.
Tę walkę z systemem totalitarnym prowadzono do 1963 roku, kiedy zginął ostatni z Żołnierzy Wyklętych - pochodzący z Lubelszczyzny Józef Franczak pseudonim „Lalek”.
Ale nie wszystkie środowiska, zwłaszcza polityczne, godzą się na bezkrytyczną gloryfikację Żołnierzy Wyklętych. Zdaniem okręgu Partii Razem „aktualnie prowadzona polityka historyczna coraz częściej polega na uproszczonym odwróceniu polityki historycznej z czasów Polski Ludowej – wszystko, co wówczas było chwalone jest potępiane, a to co potępiane – stawia nam się za wzór do naśladowania. Tymczasem prawda historyczna jest bardziej skomplikowana, a takie spłycone podejście do naszej przeszłości prowadzić będzie do różnych problemów w przyszłości” - czytamy w stanowisku przesłanym do mediów przed ubiegłorocznymi obchodami Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Wydarzenia tamtego czasu działacze Razem określają jako wojnę domową i bratobójczą walkę. „Prawda w tej sytuacji przedstawia się dramatycznie: obydwie strony konfliktu popełniały zbrodnie na ludności cywilnej, a także prowadziły ze sobą krwawe walki, dokonując bestialskich zbrodni na sobie wzajemnie. Wojna pozbawiła człowieczeństwa wszystkie jej strony” - napisano w stanowisku.
Jak podkreśla doktor Marek Maciągowski, dyrektor Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach, kontrowersje wokół Żołnierzy Wyklętych są tak konsekwencją przekłamywania historii przez władze komunistyczne, jak i braku rzetelnej dyskusji o tych najbardziej bolesnych epizodach w powojennych dziejach Polski.
- Tu jest bardzo dużo spraw do wyjaśnienia. Naszym zadaniem jest oddzielenie fałszu od prawdy. Dziś trzeba pamiętać o bohaterach, mówić o zbrodniach na ludziach podziemia dokonywanych przez ówczesną władzę, ale nie można udawać, że nie strzelano do ludzi o odmiennych poglądach politycznych. Po wojnie trwała ostra walka polityczna, ideologiczna. Strzelanie do ludzi przychodziło łatwo. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że zbyt łatwo. Trzeba pamiętać, że mówiąc o Żołnierzach Wyklętych nie mówimy o wszystkich, którzy po wojnie chodzili z bronią. Mówimy o żołnierzach podziemia niepodległościowego. Pod walkę o wolność podszywało się wielu mających broń, także bandytów. Cały problem polega na tym, by oddzielić walkę niepodległościową od działania kryminalnego - podkreśla Marek Maciągowski.
Paweł Więcek