Trudne macierzyństwo też potrafi dać dziecku wielką miłość
Niektóre są już matkami, inne niedługo będą. Same nie miały szczęśliwego dzieciństwa. Nie robiły dla matek laurek, nie składały życzeń z okazji Dnia Matki. Nie wiedzą co to matczyna miłość. Mama Patrycji umarła, gdy miała cztery lata. Kasia została sierotą jako 12-latka. Choć mama Malwiny żyje, to nie odczuła matczynego ciepła. Same chcą, żeby ich dzieci miały inne życie i prawdziwy dom, z kochającą mamą podającą ciepły obiad i całującą na dobranoc.
Kasia jest już dojrzałą kobietą. Ma 30 lat, ale ciągle uczy się roli matki. Twierdzi, że wychodzi jej to coraz lepiej. Jej córeczka Klaudia we wrześniu skończy dwa latka.
- Jest taka cudowna - Kasia może godzinami opowiadać o swojej córce. -Już mówi, jest taka ciekawa świata. Wszystko chce robić sama... Nie zapomnę jak pierwszy raz powiedziała: „Mama, kocham!”.
Czasem Kasia budzi się, patrzy na Klaudię i nie może uwierzyć, że to właśnie ją spotkało takie szczęście, dziewczynę, która była już na dnie, w którą niewiele osób wierzyło. Byli pewni, że skończy tak jak jej mama.
Nie pamięta żadnego Dnia Matki
Kasia przez wiele lat brała heroinę. Jak sama przyznaję pochodzi z Warszawy, ale z patologicznej rodziny: piła mama, pił tata. Miała 12 lat, gdy rodzice umarli. Nie mieszkali już od dawna razem. Kasia została z mamą, która ciągle zmieniała partnerów. Najdłużej była z wujkiem Waldkiem. Kasia nie wspomina go jednak dobrze.
- Najpierw umarł tata - opowiada. - To było w kwietniu. Umarł przez alkohol. Mamę pochowaliśmy w listopadzie, tego samego 1998 roku. Zmarła na marskość wątroby.
Kasia nie pamięta, żeby kiedyś obchodziła Dzień Matki, składała mamie życzenia. Może wyparła te chwile ze swojej pamięci? Miała wielki żal do mamy, że piła, że ja zostawiła.
- Kiedy umarła chodziłam na jej grób - wspomina Kasia, a w jej oczach pojawiają się łzy. - Kładłam kwiaty na jej grobie, rozmawiałam z mamą. Pytałam dlaczego wszystko tak się ułożyło?
Po śmierci mamy Kasią opiekowała się starsza siostra. Kiedy chodziła do szkoły ktoś poczęstował ją marihuaną. Spróbowała z ciekawości. Potem była amfetamina.
- Powiedzieli mi, że po niej człowiek lepiej się uczy, a w gimnazjum zbliżała się klasówka z matematyki - opowiada Kasia. - No i brałam tę amfetaminę. W końcu sięgnęłam po heroinę. Dziś powiem wszystkim, że to było straszne.
Brała wiele lat. W końcu trafiła na leczenie do Łodzi, tam poznała Pawła. Był uzależniony tak jak ona, też już wychodził z nałogu. Od trzech miesięcy nie brała heroiny, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Była w szoku, bo myślała, że nigdy nie będzie miała dzieci.
- Byłam przekonana, że jestem bezpłodna - wyjaśnia Kasia. - A tu jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że będę miała dziecko. Nie była to spodziewana ciąża.
Ale Kasia przyznaje, że narodziny Klaudii traktuje jako cud, dar od nieba. -Większość ludzi nie wychodzi z uzależnienia od heroiny. Ja wyszłam, gdy urodziłam, mój świat zmienił się o 360 stopni. I chcę żeby tak zostało - mówi Kasia.
Kasia widzi, że sama się zmieniła. Śmieje się, że musiała wydorośleć, choć ma już 30 lat. Od trzech lat jest czysta. Nie bierze niczego. Gdy była w ciąży, wspólnie z Pawłem wynajęli mieszkanie. Nie układało się dobrze. Zamiast dziecka wolał narkotyki. Wyprowadziła się z dnia na dzień. Zatrzymała się na kilka dni u koleżanki. Potem przypomniała sobie, że często przejeżdżała ul. Broniewskiego obok Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej. Zamieszkała tam tuż przed porodem.
- Nigdy nie zapomnę narodzin Klaudii - zapewnia Kasia i znów w jej oczach pojawiają się łzy. - Uczucia jakie mi towarzyszyło, gdy pierwszy raz zobaczyłam moją córeczkę. Jeszcze teraz przechodzą przeze mnie ciarki. To niesamowita dawka emocji.
Kasia nie ukrywa, że bardzo się bała. Najbardziej o zdrowie córeczki. Kiedy zaszła w ciążę nie brała heroiny zaledwie od trzech miesięcy.
- Na szczęście wszystko było w porządku - cieszy się młoda mama. - Gdy się urodziła ważyła 3,5 kilo, miała 57 centymetry. I była zdrowa!
Kasia mówi, że w domu samotnej matki znalazła spokój, ale dużo się też nauczyła. Zawsze może liczyć na pomoc sióstr, pani Ani, która jest położną. Wszyscy bardzo jej pomagają. - Kiedyś Klaudia w nocy wymiotowała, nie wpadłam w panikę, wiedziałam jak się zachować - wyjaśnia. - Tu jestem pod takim parasolem. Trochę się boję, jak sobie poradzę, gdy zamieszkam sama. Klaudia mi daje jednak siłę.
Nie czuła matczynego ciepła
Malwina też mieszka w Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej. Siedzi w fotelu i mocno przytula do piersi Alana, syna, który jest jej największym szczęściem. Chłopiec szeroko się uśmiecha pokazując swoje pierwsze zęby. Niedawno skończył 9 miesięcy. Malwina obchodzi dziś pierwszy Dzień Matki. Największym dla niej prezentem jest to, że synek jest przy niej.
- Dawniej o Dniu Matki nie myślałam - przyznaje dziewczyna. - Nigdy nie odczułam ciepła matki. Chcę, żeby z Alanem było inaczej. Zrobię wszystko, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo, nie takie jak ja. Nie udało mi się zasmakowć życia w normalnej rodzinie.
Życiorys Malwiny jest podobny do innych dziewczyn i kobiet, które znalazły w łódzkim domu samotnej matki. Pochodzi z Pabianic. Opowiada, że jej mama, gdy zaszła z nią w ciążę ciężko zachorowała.
- To była choroba psychiczna, która ujawniła się w czasie ciąży, mama wylądowała w psychiatryku -tłumaczy Malwina. - Z mamą żyło się ciężko, choć ja też nie byłam łatwym dzieckiem. Tata wyprowadził się z domu. Na pół roku umieścili mnie w domu dziecka. Potem zamieszkałam z tatą i jego konkubiną. Nie było różowo.
Malwina nie dogadywała się z konkubiną ojca, ciągle wybuchały awantury. Ojca też nie było często w domu. Pracował za granicą.
- Sama też aniołem nie byłam, nie dawałam się wychować- śmieje się dziś Malwina. - Nie chciałam za bardzo dopuścić do siebie konkubiny ojca. Ona na początku nawet się starała. Ja jednak wiedziałam, że to nie moja matka. Miałam też kłopoty w szkole.
Od koleżanek usłyszała, że z problemami można sobie poradzić. Ktoś dał jej dopalacze. Miała wtedy 16 lat.
- Na początku było fajnie, zapominałam o problemach - wspomina Malwina. - Czym więcej brałam, tym było gorzej. Byłam pobudzona, nerwowa. Dobrze czułam się tylko wśród tych, którzy też brali.
Miała 19 lat, gdy wynajęła pokój u znajomego. Pieniądze miała od mamy, tata też chciał jej pomagać. Wtedy okazało się, że jest w ciąży.
- Początkowo nie wiedziałam co się ze mną dzieje - opowiada.- Źle się czułam, miałam nabrzmiałe pierwsi, nie miałam miesiączki. Bałam się, że może zachorowałam na coś poważnego. Poszłam do lekarza i dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byłam w szoku, ale się ucieszyłam. Nawet płakałam z radości. Wiedziałam, że muszę urodzić to dziecko. Bałam się już tylko jednego, żebym nie zachorowała tak, jak moja mama. Ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że jestem zdrowa.
Malwina rzuciła dopalacze, ale i tak ciąża nie była łatwa. Przez tydzień leżała w szpitalu. Dziewczyna bała się, że coś stanie się Alanowi (imię dla niego sama wymyśliła). Jeszcze w ciąży wróciła do ojca i konkubiny.
Dawniej o Dniu Matki nie myślałam. Tak naprawdę to nigdy nie odczułam ciepła matki. Chce, żeby z Alanem było inaczej.
- Tata pracował w Belgii, byłam tylko z nią - dodaje dziewczyna. - Ciągle wybuchały awantury. Wtedy spotkałam księdza Michała Misiaka, który pracował w Pabianicach. Dzięki niemu przed porodem trafiłam do Domu Samotnej Matki. Tu odzyskałam spokój.
Do końca życia nie zapomni chwili porodu. - Gdy zobaczyłam syna to od razu pomyślałam: czysty ojciec - ze wzruszeniem opowiada o narodzinach Alana. -Jest bardzo podobny do Darka.
Po porodzie pojawiły się jednak kłopoty. Malwina bała się, że sobie nie poradzi z wychowaniem Alanka. Miała depresję poporodową.
- Ale zaczęłam chodzić na terapię w naszym domu, do pana Pawła. Bardzo wiele dają mi te spotkania. Czasem dzwoni do mnie moja mama - dodaje.
Malwina mieszka w domu dla samotnych matek, ale ma kontakt z ojcem Alana. Darek ma 27 lat. Jest sześć lat od niej starszy. Teraz pracuje, ale nadal mieszka z rodzicami. On też miał przygodę z dopalaczami. Obiecał, że dla syna z tym skończy.
- Przez ten czas różnie się między nami układało - przyznaje Malwina. - Zobaczyłam, że zadaje się dalej z nieodpowiednim towarzystwem, więc zerwałam kontakt. Jednak wrócił do mnie, powiedział, że jest czysty. Znów jesteśmy razem.
Mama świata poza nami nie widziała, ale zmarła
Patrycja z czułością gładzi swój brzuch. Jest w piątym miesiącu ciąży. Wie, że urodzi chłopca. Razem z chłopakiem zadecydowali, że będzie miał na imię Filip.
- Ta ciąża nie była planowana - przyznaje. - Brałam przecież środki antykoncepcyjne, a tu nagle okazało się, że urodzę dziecko. Na początku byłam przerażona. Miałam problemy z mieszkaniem, kończyła mi się umowa próbna w firmie, w której pracowałam. Ale dziś bardzo się cieszę, że zostanę mamą.
Swoją mamę mało pamięta. Zmarła na nowotwór, gdy dziewczynka miała 4 lata.
- Gdy ja się urodziłam mama już wiedziała, że ma raka - opowiada Patrycja. - Bardzo kochała mnie i starszego o dwa lata brata. Świata poza nami nie widziała. Musiała wiedzieć, że umrze i nas zostawi. Dla niej ważna była każda chwila, którą spędzała z nami.
Patrycja i jej brat zostali z tatą. Dziewczyna wspomina, że była córeczką ojca. Zrobiłby dla niej wszystko. Ale tata związał się z Barbarą.
- Była jak zła macocha z bajki - twierdzi Patrycja. - Tata bardzo mnie kochał, a ona była zazdrosna. Brata jeszcze tolerowała, mnie już nie.
Potem tata poszedł do więzienia. Patrycja tłumaczy, że miał firmę budowlaną. Wypożyczył rusztowania, które były kradzione.
- Zostaliśmy sami z Barbarą, doszło do przemocy domowej, znaleźliśmy się z bratem w domu dziecka - opowiada dziewczyna. - Kiedy tata wyszedł z więzienia zabrał nas do siebie, zerwał kontakty z Barbarą.
Jednak szczęście Patrycji nie trwało długo. Miała 11 lat, gdy w drugi dzień Bożego Narodzenia tata dostał wylewu. Razem z bratem poszli odwiedzić go w szpitalu. Widzieli, że tata odchodzi. Nie mogli się z tym pogodzić.
Znów razem z bratem trafiła do domu dziecka. - Dwa dni po jego śmierci sięgnęłam po marihuanę - mówi dziewczyna. - Potem doszły dopalacze, inne używki W nałóg wciągnęłam mojego brata. Brat trafił do Monaru. Nałóg rzuciłam dzięki niemu. Kiedy brat wyszedł z nałogu i sam zamieszkał obiecał mi, że będę mogła co weekend przyjeżdżać do niego, jeśli przestanę ćpać. I przestałam. Dla niego. On był wtedy najbliższą mi osobą.
Jednak wszystko szło za łatwo. Patrycja trafiła do ośrodka szkolno-wychowawczego.
- Aniołem nie byłam - śmieje się dziś. - Nie chodziłam do szkoły. Po dopalaczach miałam zaburzone zachowanie, problemy emocjonalne. Trudno było do mnie dotrzeć. Dziś jednak wiem, że pobyt w tym ośrodku bardzo mi pomógł. Wtedy też poznałam swojego chłopaka. To znaczy znaliśmy się od dzieciństwa, znali się nasi rodzice. Nawet się w nim podkochiwałam. Potem nasze drogi się rozeszły. On był w poprawczaku. Razem braliśmy udział w programie dotyczącym tego co zrobimy jak stąd wyjdziemy. Przyjechał na debatę do naszego ośrodka.
Patrycja zapewnia, że Kamil się zmienił i zerwał z przeszłością. Pracuje, mieszka u babci. Bardzo się ucieszył, że będzie ojcem. Teraz marzą o wspólnym mieszkaniu. Patrycja jest wychowanką domu dziecka, więc ma szansę na własne lokum. Dziewczyna jest pewna, że nie wróci do dawnego życia. Chce stworzyć Filpowi dom, jakiego sama nie miała. Wie też, że gdyby żyła mama, nie brałaby narkotyków i pewnie dziś nie byłabym w ciąży i nie musiała mieszkać w domu samotnej matki.
-Filip będzie miał inne życie niż ja, obiecuje - mówi Patrycja.
Muszą być silne, dla siebie i dzieci
Klaudia jest dla Kasi wielką motywacją. Może kiedyś powie jej o swojej przeszłości. Wie też, że sama musi być silna. Uzależniona będzie do końca życia.
- Może się zdarzyć, że Klaudia mnie zdenerwuje, albo już jako dorosła wyprowadzi się z domu, a ja mając nawet 50 lat mogę sięgnąć po narkotyki - wyjaśnia. - Dlatego wiem, że muszę mieć wewnętrzną zaporę. Dla Klaudii zrobię wszystko. Będę silna i wytrwam. Ona jest moim słońcem.
Kasia, choć wiele lat była uzależniona, zdała maturę. Zdobyła nawet dwa zawody - ekspedientki i kosmetyczki.
- Uczyłam się do 26. roku życia - dodaje. Teraz ma przyjaciela, który pracuje w Niemczech, ale rzadko się widują. Nie wie czy się z nim wiąże.
Nigdy nie zapomnę narodzin Klaudii i uczucia jakie mi towarzyszyło, gdy pierwszy raz zobaczyłam maleńką córeczkę.
Kasia marzy o mieszkaniu. Nie chce wracać do Warszawy, zostanie w Łodzi. Myśli, żeby córeczkę wysłać do żłobka i pójść do pracy. Pieniądze są jej potrzebne, bo ma do spłacenia liczne mandaty. Wie, że musi zapłacić za grzechy przeszłości i raz na zawsze się z nią rozliczyć.
Malwina też jest pewna, że Alan zmienił jej całe życie.
- Jest dla mnie najważniejszy- zapewnia Malwina. - Dla niego rzuciłam dopalacze, zmieniłam swoje życie. Teraz chciałabym stworzyć dla niego dom. Taki prawdziwy, jakiego ja nigdy nie poznałam.
Ps. imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.