Trumna w stylu art déco
HISTORIA KRAKOWA. W latach 1929-1931 Uniwersytet Jagielloński wybudował dla swoich profesorów nowoczesną i elegancką kamienicę. 90-letni budynek nadal budzi zainteresowanie.
By zapewnić najważniejszym pracownikom odpowiednie warunki mieszkaniowe Uniwersytet Jagielloński rozpoczął w latach 20. ub.w. akcję budowy domów zwanych profesorskimi. Kolonia takich budynków powstała przy obecnej ul. Wyspiańskiego, Dom Profesorski u zbiegu ul. Łokietka i Friedleina kupiono w 1925 r., a kolejny wybudowano przy pl. Inwalidów. Akcja była potrzebna, bo jak pokazała ankieta przeprowadzona na Uniwersytecie na przełomie 1924 i 1925 r. aż 36 profesorów mieszkało w lokalach zupełnie nieodpowiednich - w pomieszczeniach ciasnych i niehigienicznych, lub wręcz w zakładach uniwersyteckich.
Do budowy kolejnego Domu Profesorskiego powołano w 1928 r. specjalny komitet. Zainteresował się on pustą działką u zbiegu ulicy Łobzowskiej i alei Słowackiego, należącą do historyka literatury prof. Ignacego Chrzanowskiego. Działka miała wiele zalet - jej trójkątny kształt umożliwiał zaprojektowanie domu ze wszystkimi pokojami z dostępem do światła słonecznego, leżała stosunkowo blisko Uniwersytetu i w dodatku przy nowej, reprezentacyjnej ulicy.
Prof. Chrzanowski zgodził się sprzedać teren, a transakcję zawarto 6 lipca 1929 r. Uniwersytet zapłacił 47 152 zł i 20 gr. Jako że działka była spora, planowano tam początkowo dwa domy: bliźniak i szeregowy. Okazało się jednak, że koszty takiej inwestycji będą zbyt wysokie i ostatecznie zdecydowano się na pojedynczą kamienicę.
Nowoczesność i komfort
Na jej projektanta wybrano 54-letniego Ludwika Wojtyczkę, w tamtym czasie architekta o ustalonej w Krakowie renomie. Wojtyczko, absolwent krakowskiej Szkoły Przemysłowej, był czynny zawodowo od trzech dekad. W dorobku miał m.in. efektowną secesyjną kamienicę Celestyna Czynciela w Rynku Głównym, budynek Zakładu Witraży S.G. Żeleńskiego przy al. Krasińskiego, główny pawilon słynnej wystawy „Architektura wnętrz w otoczeniu ogrodowym” w Oleandrach, gmach Giełdy Towarowo-Pieniężnej przy ul. św. Tomasza, a także dom dla profesorów UJ przy pl. Inwalidów. Znany był jako zdolny projektant, ale też twórca wrażliwy na kwestie dekoracji budynków.
Wojtyczko był też od wielu lat związany zawodowo z Uniwersytetem, prowadząc prace budowalne i konserwatorskie na w należących do uczelni budynkach. Zaprojektował zespół palmiarni w Ogrodzie Botanicznym, odpowiadał za konserwację Collegium Iuridicum, przebudowywał wspomniany Dom Profesorski u zbiegu ul. Łokietka i Friedleina.
Dla działki przy al. Słowackiego obmyślił pięciopiętrową kamienicę w kształcie litery V, wzniesioną z cegły i żelbetu. Na każdym piętrze znalazły się dwa komfortowe, pięciopokojowe mieszkania. Składały się na nie gabinet z wykuszem od strony ulicy, salon, pokój stołowy, pokój dziecięcy, sypialnia oraz pomieszczenia gospodarcze: kuchnia z balkonem i przyległą służbówką, spiżarnia, dwie toalety, łazienka.
W każdym mieszkaniu był też zsyp na śmieci, drugie wyjście dla służby prowadzące do windy towarowej zjeżdżającej aż do piwnic. Pokoje miały układ amfiladowy, przechodząc z jednego do drugiego można było obejść całe mieszkanie. Ponadto przez całą długość lokalu biegł przedpokój z wejściami do każdego z pomieszczeń. Mieszkania miały powierzchnię 200 mkw. Niewielki lokal na parterze przeznaczony był dla dozorcy.
Budynek był nowoczesny. Każde mieszkanie miało własne centralne ogrzewanie, zasilane z żelaznego pieca opalanego koksem umieszczonego w specjalnej wnęce w przedpokoju. Popiół wyrzucano do zsypu, a szuflada od popielnika była odpowiednio dopasowana do otworu wsypowego. Ogrzewanie wykonało Towarzystwo Akcyjne Budowy Maszyn i Urządzeń Sanitarnych Drzewiecki i Jeziorański z ul. Szpitalnej. W kuchni znalazły się piece wykonane przez zduna Apolinarego Birszenka z ul. św. Tomasza, wymurowane z białych kafli z Fabryki Wyrobów Szamotowych w Skawinie. Prócz pieca w kuchni były także kuchenki gazowe Junkers do gotowania.
Najlepszy projekt
- Mieszkania rzeczywiście były nowoczesne. Zarówno w sensie rozkładu, jak i wyposażenia. Dwa wejścia, dwie klatki schodowe, dwie niezależne windy dla mieszkańców i służby, to wszystko było bardzo wygodne dla lokatorów. Co do wyposażenia, to wystarczy powiedzieć, że zainstalowano w każdym mieszkaniu piec centralnego ogrzewania zamiast tradycyjnych pieców w każdym pokoju. To było ogromne ułatwienie - mówi Marzena Florkowska, dziennikarka radiowa, autorka książki o Domu Profesorów „Na rogu Łobzowskiej i Słowackiego”.
W mieszkaniach położono dębowe parkiety z Krakowskiej Fabryki Posadzki „Dębina” z ul. Krowoderskiej. W kuchni i służbówce położono natomiast - to również nowość - ksylolitową posadzkę w kolorze bordowym. Podłogę w łazience, ubikacjach i korytarzyku do kuchni włożono biało-pomarańczowymi flizami, ściany w łazienkach - białymi kafelkami. Na klatce schodowej zamontowano automat oświetleniowy gaszący światło po 5 minutach (absolutna nowość!). Na dachu znalazły się piorunochrony, jako że kamienica była jednym z najwyższych budynków w mieście. W lokalach rychło pojawiły się telefony.
Wojtyczko starannie zaprojektował też wygląd zewnętrzny domu. Frontem ustawił go w stronę skrzyżowania Łobzowskiej z al. Słowackiego, a w ściętym narożniku umieścił charakterystyczne półokrągłe wykusze biegnące od pierwszego do czwartego piętra (na piętrze piątym znalazły się dwa tarasy). Przeszklone wykusze z daleka przyciągały uwagę. Ale budziły też skojarzenia. Kształt budynku nasuwał na myśl trumnę, a czarne kafelki potęgowały to wrażenie.
Najlepsze dzieło Ludwika Wojtyczki
Jak pisze Marzena Florkowska, gdy dom już stał na przełomie 1929 i 1930 r. w jednym z krakowskich kabaretów odgrywano taki skecz: przy dźwiękach marsza żałobnego na scenę wnoszono trumnę, a jeden z aktorów mówił: „Oto jak prof. Ludwik Wojtyczko dobrze życzy profesorom UJ, jaki los chce im zgotować”. Tak oto pojawiło się określenie Trumna, które funkcjonowało przez długie lata, i pojawia się także dziś.
Fasada kamienicy była jasna, a dla kontrastu obramienia okien wykonano z czarnych kafli ceramicznych. Kaflami ułożonymi w siatkę ozdobiono także ściany na wysokości piątego piętra. Kafelki na specjalne zamówienie wykonały Pomorskie Zakłady Ceramiczne w Grudziądzu. Wrażenie robiło również wejście - hol, ośmioboczny szyb z windą (winda z firmy F. Wertheim i Ska z Wiednia), z dwóch stron trójkątna klatka schodowa, lastrikowe schody pokryte chodnikami, na suficie herb UJ. Kamienica utrzymana była w stylu modernizmu i art déco, i zdaniem badaczy stanowi najciekawszą pracę w całym dorobku Ludwika Wojtyczki.
Historycy, prawnicy, lekarze
Sama budowa nie trwała długo: ruszyła we wrześniu 1929 r., a w sierpniu 1931 magistrat wydał zgodę na zasiedlenie. Koszt inwestycji wyniósł 900 tys. zł. Prac osobiście doglądał Wojtyczko. Biegał wśród robotników, pokazywał, co i jak robić, ale też np. zmieniał nagle przebieg instalacji, nie uwzględniając tego w papierach, co po latach zaskakiwało fachowców robiących remont.
Kto zamieszkał przy al. Słowackiego 15 w III Domu Profesorskim? - Generalnie kamienica przeznaczona była dla profesorów UJ i to oni właśnie zajmowali obszerne mieszkania. Przydzielała je uczelnia, a zainteresowani profesorowie składali odpowiedni wniosek do komisji. Mówię o profesorach, ale zamieszkał tam także Henryk Barycz, który był wtedy młodym pracownikiem naukowym - mówi Marzena Florkowska. Nota bene, na parterze i na piątym piętrze architekt przewidział mieszkania mniejsze, kawalerskie.
W latach 30. wśród lokatorów Domu Profesorskiego był Tadeusz Lehr-Spławiński, slawista, językoznawca, dziekan Wydziału Filozoficznego, a od 1938 r. rektor UJ. Na trzecim piętrze zamieszkał prof. Ignacy Chrzanowski, historyk literatury, wcześniej właściciel działki, na której powstał Dom. Naprzeciw lokal zajmował prof. Władysław Folkierski, historyk literatury francuskiej. Na pierwszym piętrze lokal zajął prof. Władysław Konopczyński, historyk, współtwórca i pierwszy redaktor „Polskiego Słownika Biograficznego”.
Na czwartym piętrze zamieszkał prof. Stefan Szuman, psycholog, lekarz, twórca Katedry Psychologii Wychowawczej na UJ, zaprzyjaźniony z Witkacym i Brunonem Schulzem, pierwszy recenzent „Sklepów cynamonowych”. Na V piętrze rezydował prof. Jerzy Lande, prawnik, którego pasją były góry i fotografia. Wykładał mało ciekawie, ale o taternictwie potrafił opowiadać z pasją. Prowadził wycieczki studenckie w góry, był instruktorem wioślarstwa w AZS, robił piękne zdjęcia Tatr.
Sąsiadem Szumanów był ekonomista prof. Oskar Lange. Marzył, by ze stawu położonego po sąsiedzku ogrodu sióstr karmelitanek przy ul. Łobzowskiej dochodził kojący jego uszy rechot żab. Nazbierał więc sporo tych płazów, a następnie spuszczał je z okna do stawu na specjalnie skonstruowanych spadochronach… Na drugim piętrze mieszkał prof. Jan Olbrycht, słynny medyk sądowy, biegły w wielu sprawach kryminalnych, m.in. w procesie Gorgonowej czy sprawie zabójstwa pięknej Zośki. Narażony na kontakt ze światem przestępczym kazał obić drzwi do mieszkania blachą.
Witkacy na koniu
Trzy lata przemieszkał w Domu Profesorskim Rudolf Weigl, biolog, wynalazca szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu. Weigl był zapalonym łucznikiem, więc jego mieszkanie wypełniały łuki i najróżniejsze strzały. Ale były też aparaty fotograficzne i liczne zdjęcia z podróży, w tym np. z Abisynii, skąd profesor przywiózł tarczę, miecz i dzidę tamtejszych wojowników.
Marzena Florkowska przytacza też anegdotę opowiadaną przez historyka sztuki prof. Mieczysława Porębskiego, choć nie wiadomo, czy prawdziwą. Oto częsty bywalec Domu, Stanisław Ignacy Witkiewicz, założył się, że wjedzie konno klatką schodową na najwyższe piętro. Podobno, wjechał i wygrał zakład, tyle że potem zaczęły się trudności, bo konia trudno było zmusić do schodzenia w dół. Zebrała się spora ekipa, która z trudem sprowadziła go na parter.
Czas spokojnej pracy naukowej, życia rodzinnego i niewinnych żartów skończył się wraz z wybuchem wojny. Część lokatorów Domu Profesorów została aresztowana w Sonderaktion Krakau (prof. Ignacy Chrzanowski, prof. Władysław Konopczyński, prof. Tadeusz Dziurzyński, prof. Tadeusz Lehr-Spławiński, prof. Janusz Supniewski). Niektórzy z nich zmarli w obozie, inni krótko po powrocie.
10 listopada 1939 r. do Domu Profesorów wpadli Niemcy i kazali mieszkańcom w ciągu dwóch godzin opuścić lokale. Można było zabrać tylko ubrania i bieliznę. Do kamienicy wprowadzili się niemieccy urzędnicy i funkcjonariusze. Mieszkania były dewastowane i okradane. Niejaki Fritz Fischeder, lekarz wojskowy, zabawiał się strzelając po pijanemu do książek w gabinecie prof. Konopczyńskiego. Inni jadąc na urlopy do Rzeszy wywozili obrazy, dywany, meble. Wracając po wojnie do swoich mieszkań niektórzy z profesorów zastali puste ściany.
Pierwsi powracający pojawili się już pod koniec stycznia 1945 r. - Potem nastały wiadome zwyczaje socjalizmu. Do dużych mieszkań dokwaterowywano lokatorów. Lokale dzielono. Przy kuchniach robiono łazienki, przy łazienkach kuchnie. Ruch na Alejach znacznie się zwiększył, więc hałas stał się uciążliwy - opowiada autorka.
Po wojnie w Domu mieszkali m.in. wspomniany prof. Mieczysław Porębski (którego często odwiedzał Tadeusz Kantor), historyk i rektor UJ prof. Józef A. Gierowski, filmoznawczyni prof. Alicja Helman (pewnego razu studenci napisali na ścianie kamienicy „Alicja już tu nie mieszka”), językoznawca i pieśniarz prof. Alosza Awdiejew (którego odwiedzał Piotr Skrzynecki), prawnik prof. Zbigniew Ćwiąkalski (twórca ogrodu na tarasie piątego piętra), filozof prof. Władysław Stróżewski, historyk literatury prof. Marta Wyka, a także gen. Bohdan Zieliński, ostatni oficer Komendy Głównej AK.
- W mieszkaniach zachowało się sporo przedwojennej substancji: parkiety w jodełkę, ksylolitowa posadzka w kuchni, szafki na bieliznę, drzwi, specjalnie budowane kominki, rozety na sufitach… Autentyczna jest wiedeńska winda. Mieszkańcy, z którymi rozmawiałam w dalszym ciągu - mimo że budynek ma 90 lat - uważają, że jest on komfortowy. Inna sprawa, że ci, którzy mieszkają w nim od dawna mają do niego stosunek emocjonalny.
Obecnie mieszkańcem Domu może być pracownik UJ, niekoniecznie profesor. Zainteresowanie zamieszkaniem tam jest nieustannie duże, nie brakuje osób, które są tym zainteresowane i nie ma mieszkań pustych. W tym roku przeprowadzono remont instalacji elektrycznej na klatce schodowej i planowane jest malowanie klatki - pod okiem konserwatorów - więc dom nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz odzyska blask - mówi autorka.