Rozmowa z Alexandrą McLees, politolog z Oxfordu, urodzoną w Chicago, pracującą w sztabie kampanii Hillary Clinton na Florydzie.
- Jakie są te wybory na prezydenta w Stanach Zjednoczonych?
Historyczne pod wieloma względami. Patrząc tylko na najbardziej oczywistą różnicę między Hillary Clinton a Donaldem Trumpem, po raz pierwszy jako kandydat jednej z dwóch głównych partii politycznych startuje kobieta.
- Co w tym dziwnego?
Dla obywatela Polski, Niemiec czy Bangladeszu, kobieta w roli głowy państwa to nic nowego, ale w Stanach od pokoleń kobiety z trudem przecierały szlaki do gabinetu prezydenta. Pierwszą kobietą kandydującą na prezydenta USA była Victoria Woodhull w 1872r. Razem ze słynnym przywódcą ruchu abolicjonistów, Fredrikiem Douglassem byli kandydatami założonej przez siebie Partii Równouprawnienia. Ich odwaga i determinacja zainspirowały pokolenia polityków, w tym Baracka Obamę.
- Czy to znaczy, że w Stanach kobiety wcale nie mają tak dobrze jak chcielibyśmy to widzieć?
Do pełnego równouprawnienia w Stanach kobiety mają jeszcze długą drogę. Średnio kobiety zarabiają 79 centów do każdego dolara zarobionego przez mężczyznę, wykonując tę samą pracę. Do równej reprezentacji w instytucjach rządowych też jeszcze daleka droga. Obecny 114. Kongres ma największą reprezentację kobiet w historii – mniej niż 20 proc. Sędzia Ruth Bader Ginzburg na pytanie kiedy będzie wystarczająca liczba kobiet w Sądzie Najwyższym odpowiada często: „kiedy będzie nas dziewięć”. Moim zdaniem wybór Hillary Clinton, i jej deklaracja równouprawnienia kobiet, dramatycznie podnosi rolę i status kobiet w amerykańskim społeczeństwie.
- I dlaczego jeszcze kibicuje pani Hilary Clinton?
W historii wyborów na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie było nigdy tak dużej różnicy między kwalifikacjami dwóch czołowych kandydatów. Z Partii Demokratycznej startuje była sekretarz stanu, która podczas swojej kadencji odwiedziła ponad 112 państw i spotkała się z 1700 przywódcami, naprawiając stosunki z sojusznikami w Europie, Azji i Ameryce Łacińskiej po kontrowersyjnej prezydenturze Busha. Jako senator ze stanu Nowy Jork, Hillary Clinton wygrała reelekcję z większym poparciem, niż gdy została wybrana po raz pierwszy, bo działała efektywnie na rzecz rodzin, dzieci i weteranów. Od początku swojej kariery, Clinton koncentrowała się na polepszeniu sytuacji rodzin i dzieci. Będąc pierwszą damą, odznaczyła się próbą reformy systemu zdrowia, która została zablokowana przez Republikanów w Kongresie. Z tej nieudanej próby reformy wykluł się program ubezpieczenia dla dzieci z biednych rodzin, z którego w tym roku skorzystało ponad 8 milionów dzieci.
- A co, jeśli Amerykanie wybiorą Trumpa?
Kandydat Republikanów jest niebezpieczną opcją, może i nawet najbardziej niebezpieczną w historii Stanów.
Dlaczego najbardziej niebezpieczną?
Trump jako pierwszy kandydat na prezydenta od okresu desegregacji nie odmówił poparcia ze strony grup neonazistowskich i Ku Klux Klanu. Rasizm i nienawiść wzbudzona przez jego kampanię przeciwko muzułmanom, czarnym, latynosom i imigrantom pogłębia rozłamy w społeczeństwie amerykańskim, które od pokoleń zmaga się z tymi problemami. Trump nagminnie chwali się swoją renomą jako biznesmen. Nie dość, że w swojej karierze 6 razy zbankrutował i oznajmia, że nie płaci podatków, to od wielu lat jest symbolem przepychu i arogancji najbogatszej klasy Amerykanów. Za brak wiedzy, z jakim opisuje swój plan ekonomiczny został powszechnie skrytykowany przez ekonomistów z obu partii.
Jego plan uznano za nierealistyczny, elitarny i ostatecznie niebezpieczny dla amerykańskiej i światowej ekonomii. Jego arogancja jest też widoczna w pogardzie wobec generałów, wojska i sojuszników. Niebezpiecznie chwali się, że nie zawaha się użyć broni atomowej.
- Po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych do głosowania jest zarejestrowanych więcej kobiet niż mężczyzn.
Tak, a Clinton i Trump nie mogliby bardziej się różnić w opinii na temat praw kobiet. Trump i jego kandydat na wice prezydenta, Mike Pence, były gubernator stanu Indiana, w sposób podobny do PiS-u, chcieliby wrócić do instrumentalnego traktowania kobiet, pozbawiając je podstawowego prawa decydowania o własnym ciele. Jako gubernator Pence próbował zabronić aborcji płodów z poważnymi upośledzeniami i chciał zobowiązać kobiety do oficjalnego rejestrowania poronień, żeby upewnić się, że każdy zarodek po aborcji bądź poronieniu zostanie pochowany na koszt matki. Doprowadziło to do protestu „Periods for Pence” (Miesiączki dla Pence’a), w którym kobiety dzwoniły do biura gubernatora, żeby zgłosić swoje miesiączki, skoro gubernator wykazywał tak wielkie zainteresowanie ich układem rozrodczym. Obaj z Trumpem często podkreślają, że za ich rządów doprowadziliby do kompletnego zakazu aborcji i „poważnej kary” dla kobiet, które dokonają takiego wyboru. Co więcej, jednym z najbardziej rażących elementów życiorysu Trumpa i jego kampanii jest poniżający i obraźliwy seksizm.
Bez wątpliwości wybór Trumpa na prezydenta byłby bardzo niebezpiecznym wyborem dla kobiet, dla mniejszości, imigrantów i ubogich.
- A dla świata?
Trump jest nieprzewidywalny i nieobliczalny, a jako przywódca, temperamentem nie wiele różni się od Kim Jong Una, bądź trzylatka, który z palcem na czerwonym przycisku zawiadowałby największym arsenałem jądrowym i wojskiem konwencjonalnym. I terroryzowałby wszystkich, którzy nie chcieliby się podporządkować jego kaprysom.
PS. Powyższe opinie nie wyrażają oficjalnych poglądów kampanii Hillary Clinton.