W nekrologu zamieszczonym w IKP i „Ziemi Pomorskiej” komendant wojewódzki MO na Pomorzu „prosił o najliczniejszy udział całego społeczeństwa w demonstracyjnym pogrzebie”!
Był poniedziałek, 29 kwietnia 1946 roku (dziś mija 70 lat). O 16.30 Alejami 1 Maja (obecnie ul. Gdańska) „ruszył olbrzymi kondukt rozciągający się na przestrzeni około 2 i pół kilometra”. Tak miasto żegnało „poległych na posterunku w lutym 1945 r. śp. Juliana Sikorskiego, Franciszka Kwiatkowskiego i Józefa Michalskiego”.
O pogrzebie „pierwszych ofiar bestialstwa pachołków hitlerowskich, zamordowanych w podstępny sposób przez reakcyjne faszystowskie elementy NSZ” bydgoszczanie dowiedzieli się z nekrologów.
Grób dwóch, z trójki milicjantów, znajduje się na Cmentarzu Nowofarnym, niedaleko kościoła. Na pionowej tablicy napis: „Polegli śmiercią tragiczną”. Obok data: 24.03.45 r. (a powinno być 27 lutego!), poniżej nazwiska: „szer. Sikorski Julian, syn Jana, ur. 8 I 1898 r. i Michalski Józef, syn. Nepomucena, ur. 17 III 1919 r.” Na mogile ktoś stawia świeże kwiaty i zapala znicze.
Listy gończe za dezerterami?
Rok 2001. Podczas uroczystości z okazji 655. urodzin Bydgoszczy historyk Zdzisław Biegański odbiera nagrodę naukową prezydenta miasta za książkę pt. „W smudze kainowego cienia. Skazani na śmierć przez sądy wojskowe na obszarze województwa pomorskiego (bydgoskiego) w latach 1945-1954”.
Po niej przyjdą następne, bo w prace badawcze angażują się historycy z IPN. Ale to z publikacji prof. Biegańskiego poznałam nazwiska trzech milicjantów: Sikorskiego, Michalskiego, Kwiatkowskiego. Minie sporo lat, zanim - przypadkowo - zobaczę ich grób na Nowofarnym.
W przeddzień pogrzebu „Ziemia Pomorska” donosiła: „Wykrycie ohydnej zbrodni w Bydgoszczy. Trzy trupy w piwnicy odnaleziono przy ul. Śniadeckich 41”. Gazeta informowała, że dopiero aresztowanie sprawców mordu pozwoliło Urzędowi Bezpieczeństwa odkryć sprawę tajemniczego zniknięcia trzech funkcjonariuszy MO, których podejrzewano o dezercję.
„Listy gończe rozpisane za domniemanymi dezerterami nie przyniosły rezultatu, aż wreszcie przechwyceni bandyci złożyli w śledztwie zeznania, które doprowadziły do wyjaśnienia tajemnicy” - czytamy w wydaniu z 28 kwietnia 1946 r.
W piwnicy, pod metrową warstwą ziemi, pod stertą węgla i kartofli, znaleziono rozkładające się ciała, które - wedle gazetowych doniesień - miały skrępowane na plecach ręce.
Obecny na ul. Śniadeckich 41 wysłannik „ZP” pisał, że gdy „wynieśli zwłoki na podwórze, na głowie można było zauważyć miejsce, gdzie trafiły kule morderców”. Obecne przy ekshumacji rodziny funkcjonariuszy rozpoznały swoich bliskich.
Dziennik informował, jak doszło do zbrodni. W lutym 1945 r. Sikorski, Michalski i Kwiatkowski „eskortowali z więzienia w Koronowie do Jastrowa 12 aresztantów. Z powodu chwilowego braku środka lokomocji część aresztowanych nocowała wraz z jednym z milicjantów na Śniadeckich 41, pozostali w sąsiednim domu. Powiadomieni o tym wspólnicy aresztowanych, uzbrojeni w krótką broń, przybyli do mieszkania, w którym nocowali dwaj milicjanci, uwolnili więźniów, a milicjantów uprowadzili do piwnicy na Śniadeckich 41 i tam ich zastrzelili”.
Jak pisał E. Orkiszewski, ze „względu na dobro śledztwa zmuszeni jesteśmy dalsze szczegóły wraz z nazwiskami morderców zachować na razie w tajemnicy”.
Wybitny partyzant „faszystowskim pachołkiem”!
Owi mordercy, a także więźniowie, konwojowani pod sąd polowy Armii Czerwonej w Jastrowiu (tam mieli zostać rozstrzelani) to b. żołnierze Armii Krajowej, członkowie - rodzącego się w warunkach postępującego zniewolenia - podziemia niepodległościowego, w tym organizacji Wolność i Niezawisłość (WiN). Wśród nich był kpt. Tadeusz Ośko, ps. „Sęp” vel kpt. Wojciech Kossowski (w ocenie prof. Biegańskiego jeden z wybitnych partyzantów w latach wojny). Sowiecki rozkaz, nakazujący rozstrzelanie akowców, nie pozostawiał złudzeń. Kpt. Kossowski musiał ratować swoich towarzyszy.
O tym, że to właśnie kpt. Kossowski (ani UB, ani sąd nie poznał jego prawdziwego nazwiska) dowodził akcją zabicia trzech milicjantów gazety informowały dopiero pod koniec września 1946 r. Wtedy to przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Bydgoszczy rozpoczął się proces 21 członków „nielegalnej organizacji WiN na Pomorzu”.
„Między oskarżonymi znajdują się przeważnie aktywni wywiadowcy organizacji, jak również obwinieni o zamordowanie trzech milicjantów przy ul. Śniadeckich” - informował IKP.
29 września redakcja zamieściła artykuł pt. „Tajemnica śmierci trzech milicjantów wyjaśniona”. Autor opisał to, co na procesie mówił kpt. Kossowski. Przybył na Pomorze, by udzielić pomocy i służyć radą komendantowi AK w tym okręgu. Przyznał, że chodził w mundurze kapitana WP i podawał się za oficera UB. Wyjaśniał, że jego zadaniem było również przeprowadzenie wywiadu wśród osób zaufanych, które podjęły pracę w MO.
Zabójstwo w obronie własnego życia
W trakcie procesu Kossowski wyjaśniał, co stało się na Śniadeckich 41. Twierdził, że o aresztowanych w wyniku donosu do NKWD b. żołnierzach bydgoskiej AK (w tej grupie był m.in. Ludwik Augustyniak, Zygmunt Domeracki i Florian Dutkiewicz) dowiedział się od Leopolda Mroczka, funkcjonariusza milicji i akowca w jednej osobie. Razem postanowili ich ratować. Pomagał im Stanisław Henne, przełożony Mroczka.
Domagając się od milicjantów wydania aresztowanych „Sęp” chciał nie tylko ratować kolegów, ale uniknąć rozlewu krwi. Jednak funkcjonariusze (jeden przyznał się, że jest współpracownikiem NKWD) ani myśleli nie wypełnić swojej misji.
Nie miał wyjścia: rozkazał ich rozbroić i rozstrzelać. Zanim padły strzały, Kossowski otworzył kopertę z listem, pod którym podpisał się oficer NKWD. Treść pisma była jednoznaczna: „faszyści akowcy” mieli być rozstrzelani w strefie przyfrontowej.
Podczas procesu Dutkiewicz mówił, że w drodze z Koronowa do Bydgoszczy milicjanci ostrzegali ich, by nie próbowali ucieczki, gdyż grozi im natychmiastowe zastrzelenie. Oni mieli prosić, by puścili ich na wolność, lecz konwojujący na to się nie zgodzili.
O tym, że aresztowani akowcy (razem z milicjantami) znaleźli się w mieszkaniu Dutkiewicza zdecydował fakt, że „stróże prawa” i ich więźniowie nie mieli się gdzie podziać, gdy znaleźli się w Bydgoszczy.
Zarówno w śledztwie, jak i podczas procesu, oskarżeni opowiedzieli ze szczegółami, co wydarzyło się w piwnicy przy Śniadeckich 41. Kwiatkowski nie zginął od kuli. Dobił go kilofem Augustyniak; w czasie procesu miał się przyznać do winy, twierdził, że dobił milicjanta, by mu skrócić cierpienie; nie chciał też dopuścić do pogrzebania człowieka dającego słabe oznaki życia.
Z kolei Dutkiewicz ocenił, że działał w obronie własnego życia, a zabójstwo uważał za „zło konieczne”.
5 października IKP w artykule „Trzy wyroki śmierci w procesie WiN” informował, że Wojciech Kossowski, Ludwik Augustyniak i Florian Dutkiewicz zostali skazani na karę śmierci. Na mocy amnestii Stanisław Henne dostał 5 lat, a Leopold Mroczek 10 lat.
Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Kossowski, Dutkiewicz i Augustyniak zostali rozstrzelani 27 listopada 1946 r. Grobów nie mają, z wyjątkiem symbolicznego na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Kcyńskiej.