Trwa dyskusja nad zapłodnieniem in vitro
Czy ta metoda sztucznego zapłodnienia powinna być finansowana z pieniędzy publicznych?
Krzysztof Kochanowski, radny klubu Nowoczesny Gorzów:
TAK - Chodzi o to, żeby ludzie, gdy chcą, mogli zostać rodzicami
Pański klub chce, by dofinansowywać metodę in vitro. Dlaczego mają na to iść miejskie pieniądze?
Zacznijmy od tego, że w tym roku został wygaszony rządowy program, który wspomagał rodziny starające się o dzieci. Niestety, ze strony państwa nie ma takiej pomocy, więc dziś taką pomoc można prowadzić na poziomie samorządów. To dlatego nasz klub przyjmuje taki kierunek. Państwo już nie pomaga i nie pomoże.
Ile pieniędzy powinno iść na program dofinansowania?
Przyjęliśmy, że powinno na to iść po 500 tys. zł rocznie.
A ile par mogłoby z tych pieniędzy skorzystać?
Trzeba popatrzeć na potrzeby. Jeśli będą duże, to nawet należałoby dać więcej pieniędzy. Na razie traktujemy ten program pilotażowo. Nie da się tak konkretnie powiedzieć, ile osób mogłoby z niego skorzystać. To przecież są procesy medyczne. Jeśli do poczęcia dojdzie już przy pierwszej próbie, to te koszty będą niższe.
Dlaczego temat in vitro nie wzbudza kontrowersji? 20 lat temu byłyby ostre protesty, dziś już nie.
Bo jest dobry klimat, by tę uchwałę przyjąć. Chcemy to zrobić na grudniowej sesji rady miasta. Do tego czasu chcemy ją przygotować tak, by nie budziła zastrzeżeń prawnych np. u wojewody.
Dlaczego właściwie chcecie wspierania tej metody?
Chodzi o to, żeby ludzie zostali rodzicami. Są tacy, którzy mówią o możliwych alternatywach, np. adopcji. Są jednak ludzie, którzy nie potrafią adoptować dzieci i chcą mieć swoje potomstwo. To właśnie dla takich osób chcemy tego programu. Nie bez znaczenia jest też demografia. Jest duża migracja osób z Gorzowa. Dzięki temu programowi dzietność w mieście będzie większa.
Gdzie dochodziłoby do poczęcia: w Gorzowie?
Są do tego odpowiednie kliniki. Można to zrobić np. w Poznaniu.
Sebstian Pieńkowski (PiS), przewodniczący rady w Gorzowie:
NIE: Przy tej metodzie zabijane są ludzkie istnienia. Nie godzę się na to!
Dlaczego metoda in vitro nie powinna być finansowana z miejskich pieniędzy?
Ja się na to nie godzę, bo nie pozwala mi na to moje sumienie. Nie jestem za zabijaniem dzieci poczętych. A zgodnie z nauką Kościoła, którego jestem członkiem, życie zaczyna się z chwilą poczęcia. Przy tej metodzie zabijane są ludzkie istnienia i ja się na to nie zgadzam. Nie będę popierał zabijania człowieka. Poza tym ta metoda jest nienaturalna. Współczuję jednak ludziom, których dotknął problem niepłodności. To oczywiste. To jednak nie miasto czy gmina są od tego, aby finansować metodę in vitro. Poza tym miasto nie ma na to pieniędzy. Jeśli już ktoś miałby to finansować, to bardziej byłoby to zadanie rządowe.
Jeśli więc nie in vitro, to jak pomagać parom, które chcą mieć dzieci, a nie mogą? Jak mogą to robić samorządy?
Ciężko mi odpowiadać za naturę. Ja nie jestem lekarzem, który jest w stanie powiedzieć, jak leczyć osoby, które nie mogą mieć dzieci. Nie mnie osądzać, czy każdy powinien mieć potomstwo. To temat, który jest trudny. Nie powinna się tym jednak zajmować gmina.
Przed laty in vitro, czy dzieci za jej sprawą poczęte, były piętnowane. Dziś Nowoczesna zgłasza projekt finansowania tej metody i nikt gromów nie ciska. Dlaczego?
Każdy ma swoje sumienie. Ludzie mają dziś tak dużo problemów związanych z pracą, ze swoim życiem, że jest to dla nich temat poboczny. Może normalniejemy jako społeczeństwo. Są zwolennicy oraz są przeciwnicy i działają w ramach demokratycznych procedur.
Myśli Pan, że uchwała o finansowaniu in vitro w Gorzowie przejdzie?
Nie wiem. Każdy z radnych rozpatrzy to w swoim własnym sumieniu i zdecyduje. Ja na pewno zagłosuję przeciw (głosowanie prawdopodobnie odbędzie się na grudniowej sesji rady miasta – dop. red).