Trzeba być Matką Teresą i Spidermanem! - mówi nowa dyrektor MGOPS w Czersku
Sylwia Tomaszewska, nowa dyrektorka MGOPS, stara się trzymać z dala od polityki. Nie interesuje się nawet krajową, więc tym bardziej - lokalną.
Taką deklarację apolityczności Sylwia Tomaszewska składa wszystkim dziennikarzom, którzy pytają ją, czy jest świadoma wyzwania przed jakim stoi - kierowania ośrodkiem pomocy społecznej, który w ostatnim roku przeszedł rewolucję.
Tomaszewska 17 lat pracowała w Ośrodku Pomocy Społecznej w Sępólnie, od kilku lat była tam zastępcą dyrektora. Wystartowała w konkursie na dyrektora MGOPS w Czersku, bo prywatnie wiele się u niej zmieniło. Wyszła za mąż, szuka mieszkania - najchętniej w Chojnicach, ewentualnie w Tucholi. Z dwóch powodów. Mąż sprowadza się z Poznania, w Chojnicach najpewniej znajdzie pracę, a ona woli oddzielić obie sfery. Z oddali będzie łatwiej kierować.
Gdy pytamy o jej koncepcję zarządzania, mówi, że trzeba być trochę ojcem, trochę matką.
- Ja nawet często mówię, że trzeba być Matką Teresą i Spidermanem - mówi Tomaszewska. - W zależności od sytuacji. Często trzeba szybko reagować. Ale trzeba też podchodzić z dystansem i mieć świadomość, że nie zbawi się całego świata. Nie można też za wszystkich brać odpowiedzialności.
Tomaszewska zdążyła się zorientować, że w MGOPS pracują świetni ludzie. Zależy jej, by potrafili sobie radzić z emocjami, bo w tej branży trzeba być odpornym na różne sytuacje, także konfliktowe. Petenci bywają różni - są też roszczeniowi, a do tego ta powszechna niemal opinia, że „ w opiece dają tylko na pijaków i nierobów”. Pracownicy socjalni rzadko słyszą „dziękuję”. Stąd dyrektorka chce zacząć do cyklu warsztatowych spotkań z superwizjerem, który pomoże pracownikom „przepracować” wszystkie te złe emocje i traumatyczne doświadczenia.
- Decyzja o udziale w zajęciach należeć będzie oczywiście do pracowników - mówi dyrektorka. - Nie będzie tak, że zobowiążę ich do tego. Uważam jednak, że byłoby z pożytkiem dla nich, gdyby się zgodzili.
Tomaszewskiej bardzo zależy na „zapuszczeniu korzeni” w lokalną społeczność. Dużą wagę przywiązywać będzie do kontaktów w sołectwach, bo uznaje je za bezcenne. Na miejscu ludzie najlepiej wiedzą, czy w jakiejś rodzinie źle się dzieje.