Trzebiel, Bieniów. Wspomnienia z łezką w oku [ZDJĘCIA]
Wspomnienia z łezką w oku. Spotkania z dawno niewidzianymi sąsiadami. Tak świętowali pierwsi powojenni osadnicy z Bieniowa i Trzebiela.
Pierwsza wzmianka dotycząca Trzebiela pochodzi z 1301 roku. Założycielem miasta był ród Eulenborg. W latach 1329-1388 miasto było własnością rodu Hackenborn-Priebus, następnie do 1402 Piotra Horna, od 1402 rodziny Rokwitz, a w 1465 wójta Melchiora von Löben. W XV wieku Trzebiel, związany z dominium żarskim, należał do znamienitych rodów Bibersteinów i Promnitzów. W 1765 roku zostaje wraz z Łużycami przejęty przez Saksonię, a w 1815 przez państwo pruskie.
W średniowieczu wylotów biegnącej przez miasto drogi strzegły dwie bramy: od zachodu Gubińska i od wschodu Żarska. Kościół, gród (potem zamek) i osady pozostały poza obwarowaniami. Świątynię z przyległą osadą włączono w obręb fortyfikacji po wzniesieniu drugiej linii murów od wschodniej strony w XV wieku. Średniowieczne miasto było otoczone kamiennym murem obronnym. W XV-XVI wieku zbudowano drugi pierścień obwarowań. Do dziś mury zachowały się w stanie szczątkowym. Stosunkowo najlepiej przedstawia się stan baszty, łączonej z Bramą Żarską. Rozplanowanie z tamtego okresu zachowało się prawie bez zmian do czasów najnowszych i jest przykładem średniowiecznego układu miasta o małej skali. Średnica obwarowanego miasta miała ledwie 220 metrów. Nie zachował się ratusz stojący kiedyś pośrodku rynku i szpital, który usytuowany był przed Bramą Gubińską. Zniszczeniu uległ też związany ze szpitalem kościół Św. Krzyża.
Kiedyś w Trzebielu...
Wystawa fotografii „Trzebiel kiedyś i dziś” zorganizowana przez Ośrodek Kultury i Biblioteki w Trzebielu stała się okazją do spotkania dawnych mieszkańców wsi, tych przedwojennych, jak i tych, którzy osiedli w tam po wojnie. Dla ludzi, którzy w tym miejscu spędzili swoje dzieciństwo spotkanie jest podróżą w przeszłość. Hubert Poelzig, syn ostatniego niemieckiego właściciela młyna Waltera Poelzinga, aby zobaczyć miejsce w którym kiedyś mieszkał, przyjechał z Konstancji. Ponad sto lat temu, w 1903 r. jego dziadek Louis kupił młyn parowy, zbudowany ok. 1865 r. przez Theo Seidela przy dzisiejszej ulicy Żarskiej. Była tam też piekarnia, jednak z przyczyn konkurencyjnych młynarze nie mogli wypiekać i sprzedawać chleba, więc ich działalność opierała się głównie na mieleniu mąki. Rodzina posiadała dużo ziemi uprawnej, hodowała trzodę. Do młyna należał dom, w którym obecnie mieści się OKiB. H. Poelzig ze wzruszeniem zauważył, że płytki podłogowe w holu wejściowym są tymi samymi, po których biegał jako dziecko. Pamięta również, ze w pokoju w którym wystawiono zdjęcia była kiedyś sypialnia jego rodziców, a budynek na zewnątrz był koloru niebieskiego. Zdradził , że w domu był sejf. Jako mały chłopiec lubił chodzić kąpać się na basen. Wspomina, że mieszkańcy byli bardzo dumni, że tak małe miasto ma swoje kąpielisko. W tamtym okresie Trzebiel miał jeszcze prawa miejskie. Po wojnie w budynku zamieszkała rodzina Jakutis, a w latach 1952 – 1975 młynarz Jan Serafinowicz.
Gunter Dutschke również urodził się i mieszkał w Trzebielu przy ulicy Żarskiej. Jego rodzice byli posiadaczami średniej wielkości gospodarstwa rolnego. Ojciec prowadził firmę transportową, w której jak wspomina G.Dutschke pracowali ukraińscy robotnicy. Firma ojca współpracowała z Poelzingami zapewniając transport mąki z młyna. Z dzieciństwa utkwiło mu wspomnienie rodzinnych przejażdżek po mieście i powożenie wozem konnym. Rodzina Dutschke w 1945 została ewakuowana do Żar. Do Trzebiela wrócili 12 maja, zaledwie po kilku miesiącach nieobecności zastali splądrowane i zniszczone domy. Jednak miasto było nienaruszone przez bomby, ucierpiały tylko dwa gospodarstwa. Spłonął również kościół, który stał w miejscu, gdzie obecnie znajduje się stacja paliw. Gdy nadeszły radzieckie wojska, rodzina dostała godzinę na spakowanie się i opuszczenie budynku. 20 czerwca 1945 r. poszli pieszo do Forst, potem do Cottbus, a po pięciu dniach trafili do Luckau. Obecnie G. Dutschke mieszka w Krauschwitz.
Gościem spotkania była również Bożena Danielska. Do Trzebiela przyjechała z Kaszub. Jej matka była akuszerką, odbierała wszystkie porody we wsi i okolicy. Z kolei Zygmunt Kurzec, powstaniec warszawski przebywał w Trzebielu od września 1944 do lutego 1945 jako robotnik przymusowy. Pracował wraz z innymi zesłanymi w hucie szkła. Tak Trzebiel wspominają dawni mieszkańcy. Niestety większość starszej zabudowy została zniszczona po drugiej wojny światowej. Miasteczko zostało rozebrane, a cegły pomogły odbudować Warszawę.
Pierwsi osadnicy w Bieniowie
W minioną sobotę w Bieniowie świętowano 70-lecie osadnictwa. Były kwiaty, dyplomy i podziękowania od wójta za krzewienie polskości na tych terenach.
Stanisław Zaleszczak przyjechał do Bieniowa tuż po wojnie z Zagórza. Tu założył rodzinę, wychował dzieci i mieszka do dziś.
- Do dziś pamiętam te potężne leje po bombach na polach - opowiadał podczas święta osadnictwa. - Jak tu przyjechaliśmy Bieniów był bardzo zniszczony. Niektóre domy trzeba było w całości odbudować. Dla nas to były obce tereny, na wschodzie zostawiliśmy nasze domy, niektórzy cały dobytek. Ciężko było wszystko zaczynać od nowa. Pan Stanisław pamięta, że jednym z pierwszych nauczycieli w miejscowej szkole był naczelnik poczty. Takie były czasy...
Pamięta też niemieckie rodziny, które jeszcze przez jakiś czas mieszkały we wsi z osadnikami ze wschodu. - Do prac w polu wykorzystywaliśmy narzędzia pozostawione przez Niemców.
Tadeusz Sobol gdy przyjechał z rodzicami do Bieniowa miał dwa latka. Teraz mieszka w Zielonej Górze, ale odwiedza swój rodzinny dom, który zajmuje teraz jego brat z rodziną. - Mile wspominam całe dzieciństwo, wtedy najlepszą zabawą była gra w piłkę, nie potrzebne nam były boiska, tylko piłka i chęci. A tych nie brakowało.
- Rzemiosła uczyliśmy się na niemieckich narzędziach - opowiada.- Były tu złoża węgla rudy żelaza, do dziś pamiętam jak je wytapiano. Jeszcze dziś pamiętam jak jeździliśmy z kolegami po naszych górkach na niemieckich nartach. Cieszyliśmy się każdą chwilą. Ludzie dbali o zagrody, gospodarstwa były zadbane. Na wsi panował porządek, nie to co dziś, w niektórych brak gospodarskiej ręki.
Na święto osadnictwa z Zielonej Góry przyjechał także Jerzy Szatkowski. Jego ojciec przez lata był sołtysem wsi. Jego ojciec przez lata był sołtysem wsi, mama naczelniczką poczty. Był pierwszym urodzonym we wsi mieszkańcem po wojnie. Henryk Domaradzki to taki dobry duch Bieniowa. Kilka lat temu z grupą zapaleńców postanowił zebrać wszystkie pamiątki, z czasów powojennych, zalegające w szafach mieszkańców i wyeksponować je w Izbie Pamięci.