Trzy minuty wystarczyły, żeby zwiali z więzienia [oś czasu]
Od słynnej ucieczki trójki recydywistów z więzienia w Grudziądzu dziś minął rok. Tym wydarzeniem żyła cała Polska! Proces w tej sprawie dobiega końca. Wkrótce zapadnie wyrok.
Obeszli elektroniczne zabezpieczenia, przechytrzyli wyszkolonych funkcjonariuszy, postawili na nogi policję w całym kraju. Przez trzy dni zbiedzy używali wolności ile się dało: imprezowali, zabawiali się z prostytutkami i planowali napady. Wpadli. Proces, mający rozliczyć ich z tej ucieczki dobiega końca. Za kilka tygodni powinniśmy poznać wyrok.
- W postępowaniu sądowym były analizowane wszystkie dowody jakie zebrała prokuratura – podsumowuje toczący się już pół roku proces Marcin Licznerski, zastępca prokuratora rejonowego w Grudziądzu. - Żaden nie został podważony przez sąd. Teraz inicjatywa dowodowa leży po stronie oskarżonych.
180 sekund
Bartosz Ś., Robert B., i Marcin P., wielokrotnie skazywani za poważne przestępstwa, mieszkają wspólnie w celi nr 3 na drugim piętrze w Zakładzie Karnym nr 2. Cela przylega do muru, który dzieli skazanych od świata bez krat.
10 października 2015 roku między godziną 20. 52 a 20. 55 kompani wydostają się z więzienia. Na parkingu pod wspomnianym murem czeka na nich Kamil G., kolega Bartosza Ś. On, w toku procesu utrzymuje, że był przekonany, że więźniowie wychodzą na przepustkę. Cała czwórka jedzie w stronę Olsztyna. W radio podawane są już pierwsze komunikaty o zbiegach. Kamil G., w Olsztynie „rozstaje” się z uciekinierami. Nie zgłasza jednak tego, że wie gdzie są poszukiwani przestępcy. Jak zeznaje: „bał się” i „spanikował”.
Tymczasem recydywiści wpadają do jednego z olsztyńskich barów, gdzie poznają Mateusza D. On podpowiada im gdzie mogą się zbawić. Wożą się taksówkami. Balują z prostytutkami.
Kolejnego dnia wyruszają pociągiem do Poznania. Tu mają „metę” w jednym z mieszkań na osiedlu gdzie mieści się m.in. Politechnika Poznańska. Jedzenie donosi im Mateusz D., który razem z nimi pojechał do stolicy Wielkopolski. Następnego dnia, do mieszkania przy ul. Kórnickiej wpadają antyterroryści i zatrzymują całą czwórkę kompanów.
Wideo: Więźniowie, którzy uciekli z grudziądzkiego więzienia są w rękach policji
Bartosz Ś., Robert B. i Marcin P. dostają status więźniów niebezpiecznych. Trafiają do aresztów śledczych w trzech miejscowościach. Kamil G. i Mateusz D. za pomaganie zbiegom i nie poinformowanie o miejscu ich pobytu, odpowiadają z wolnej stopy.
Poleciały głowy
Po ucieczce recydywistów zostały tylko „gadżety”, za pomocą których wydostali się na wolność.
- Lina. Zjechali po niej wzdłuż muru.
- Brzeszczoty, to nimi przepiłowali kraty w oknie
- Telefony, skomunikowali się za ich pomocą z Kamilem G.
Gdy cała trójka balowała po kraju, policja prowadziła intensywne poszukiwania, a w służbie więziennej zapadały ostre decyzje. Swoje posady stracili niemal natychmiast: dyrektorka ZK nr 2 w Grudziądzu i dyrektor „okręgu” bydgoskiego pod którego nadzorem jest to więzienie.
Jak oni to zrobili?
Spektakularną ucieczkę - jak zeznali - planowali kilka miesięcy. Skąd się wzięły telefony w ich celi? Robert B., twierdził że dostał „komórkę” od funkcjonariusza służby więziennej, który został przekupiony. Zawinął go w gazetę.
Z kolei Bartosz Ś., wyjaśniał że zaszantażowali funkcjonariusza i ten w zamian dostarczył im telefony. Rzekomy szantaż miał polegać na tym, że więźniowie „załatwili” dla funkcjonariusza prostytutkę i nagrali ich „spotkanie”. Te wersje przedstawione przez oskarżonych w toku procesu nie zostały potwierdzone.
Pozostałe narzędzia do celi więźniowie jak twierdzili mieli „zza muru”. „Komórki” schowali w wydrążonej dziurze w ścianie przy oknie, po czym zakryli zmoczonym papierem toaletowym. Brzeszczoty umieścili pod umywalką. Linę schowali pod łóżkiem. Piłowali kraty przy głośnej muzyce.
Mimo że odbywały się kontrole cel przez strażników, żaden nie zauważył zakazanych przedmiotów ani nie odkrył tego, że zostały naruszone kraty w oknie.
Kompani obeszli także monitoring. Ćwiczyli przed ucieczką: wchodzili na parapet i stawali raz po prawej stronie okna, raz po lewej. Sprawdzali po jakim czasie zaczną reagować służby.
W „finałowy dzień” wizjer w celi zakleili kartką, a drzwi zaklinowali, by utrudnić wejście funkcjonariuszom.
Sami chcieli wymierzyć sobie karę
Zebranie dowodów, przesłuchania świadków trwają blisko pięć miesięcy. W marcu br. prokuratura rejonowa sporządza akt oskarżenia, który trafia do Sądu Rejonowego w Grudziądzu. Miesiąc później rusza proces. Na pierwszej rozprawie wszyscy oskarżeni przyznają się do ucieczki i chcą dobrowolnie poddać się karze. Maksymalnie mogą dostać po 3 lata do odsiadki.
Robert B. i Marcin P. wnioskują o 1,5 roku dla każdego. Bartosz Ś., okrzyknięty „mózgiem” tej ucieczki proponuje dla siebie 6 miesięcy. Prokurator, prowadzący sprawę Marcin Licznerski, nie zgadza się na taki wymiar kary.
Wideo: Rozpoczął się proces uciekinierów z więzienia w Grudziądzu
źródło: TVN24/x-news
Kolejne rozprawy odbywają się w maju, czerwcu, lipcu i wrześniu. Podczas każdej, uwagę na siebie zwraca Bartosz Ś. Jego zachowanie jest karygodne. Pokazuje niecenzuralne gesty, kpi i szydzi. Wielokrotnie jest przywoływany do porządku przez sędzię Bogumiłę Dzięciołowską, prowadzącą proces.
Strażnicy nie popełnili błędu
Umorzone w czerwcu zostaje natomiast postępowanie w sprawie funkcjonariuszy ZK nr 2 w Grudziądzu, którzy mogli nie dopełnić swoich obowiązków. Śledczy nie doszukali się bowiem w ich zachowaniu niczego, co miałoby ułatwić ucieczkę osadzonych. Z kolei wewnętrzne kontrole przeprowadzone przez służbę więzienną wykazały szereg nieprawidłowości. Ukarano w sumie 28 strażników. W ZK nr 2 nowym dyrektorem został mjr Andrzej Gniot. Latem wykonano niezbędne remonty i zainwestowano mnóstwo pieniędzy w nowe zabezpieczenia.
Finał? Już niedługo
Ile dodatkowo do odsiadki będą mieli kompani z „celi nr 3” o ile zostaną uznani winni popełnienia zarzucanej im ucieczki? Przekonamy się już niedługo.
Jeszcze w październiku sąd planuje wysłuchać mowy końcowe stron i zamknąć przewód, by następnie wydać już orzeczenie.