10 kwietnia 2004 roku zmarł Jacek Kaczmarski, poeta, pisarz… Tak skończyła się epoka.
Niedzielny poranek. 11 kwietnia 2004. Z kuchni dobiegają dźwięki radia. Wiadomości. „Nie żyje Jacek Kaczmarski, poeta, pisarz…”. Tak skończyła się epoka. 10 kwietnia… Tego dnia zmarł Kaczmarski. Radio przyniosło informację następnego dnia.
Antologia jego poezji to ponad tysiąc stron. Od pierwszych wierszy, aż do ostatnich, które tworzył, będąc już ciężko chorym. Wciąż są analizowane i wciąż odkrywane są w nich nowe przesłania. Mimo lat od śmierci poety nie da się odejść od jego twórczości. Zwłaszcza, że można mieć wrażenie iż czasami kolejne wersy chociaż napisane dawno temu wciąż opisują nas.
Trzydzieści lat temu trio Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski i Zbigniew Łapiński doszlifowywało pierwszy po powrocie tego pierwszego do kraju wspólny program. „Wojna postu z karnawałem”. Był 1992 rok. Na polowych łóżkach trwał handel w najlepsze, zachłystywaliśmy się Zachodem, wykuwaliśmy nowy kraj, rozbijaliśmy ściany gomułkowskiej małej stabilizacji, płaciliśmy za drugą Japonię Gierka, wyrywaliśmy murom zęby krat epoki Jaruzelskiego. I w ten czas wszedł z butami bard „Solidarności”. Pijak który nie był w stanie zagrać dwa lata wcześniej koncertu w Szczecinie, bo dojechał kompletnie zalany. Ale teraz wszedł i zaśpiewał…
Nie będzie wina z tej wody, Z tych pieśni nie będzie dróg wzwyż, Z tych dusz nie będzie narodu, Każdy sam poniesie swój krzyż.
Trzydzieści lat temu, pisząc „Antylitanię na czasy przejściowe” pewnie nie spodziewał się, że te przejściowe czasy będą trwały tak długo. „Byli już tacy co śnili/ Chleb, Księgę i Krzyż - na marne”. Opisywał nas w 1992 roku, a tak jakby pisał to wczoraj. Z wszelkimi naszymi postawami. „ Istnieje nurt sztuki dworskiej czy myślenia dworskiego, akceptującego układ społeczny, hierarchię władzy, w imię spokojnego poświęcenia się sprawom wyższym. I ten nurt też może przynieść cenne, nośne efekty. Tutaj takim modelowym przykładem z naszych czasów jest Jarosław Iwaszkiewicz, a z przeszłości - Rubens. Każdy z tych artystów składał haracz tolerowania istniejącego porządku społecznego, a w zamian otrzymywał warunki sytego i dostatniego poszukiwania wyższych prawd. I takiej postawy nie można radykalnie odrzucać. Tego rodzaju układy z władzą ocenia się po wynikach” - mówił Kaczmarski w rozmowie z Grażyną Preder w 1995 roku. Widział dalej, szerzej, więcej. Znając świat, powiedział wprost to, co dziś wielu nie mieści się w głowie. Dla niego świat nie był zerojedynkowy.
„Wojna postu z karnawałem” nie jest najbardziej popularnym programem Kaczmarskiego, Gintrowskiego i Łapińskiego. Gdzie mu tam do „Murów”, „Raju” czy nawet „Muzeum”. Może dlatego, że powracający z emigracji Kaczmarski, nie ma oporów. Nie chce już nosić w swojej poezji czy piosenkach zagrzewania do walki. Chce nazywać sprawy po imieniu, tak jak je widzi. I wciąż jest aktualny. Nic się nie zmieniło bowiem. Nieważne czy jesteś stoczniowcem, dziennikarzem, nauczycielem, czy szewcem… Jak w „Kuglarzach”
Upijamy się po zajazdach, Kładziemy się spać z kim popadnie O zrzuceniu marząc przebrania. Kiedy muza, co mieszka w gwiazdach Resztkę snu nad ranem ukradnie I pchnie nas - do grania. Do grania.
Tytułowy utwór programu czyli „Wojna postu z karnawałem” według Kaczmarskiego opisuje kampanie prezydencką w Polsce w roku 1990. Tę z Wałęsą, Mazowieckim i może przede wszystkim czarną teczką Tymińskiego. „Utwór tytułowy, Wojna Postu z Karnawałem, inspirowany obrazem Peetera Bruegela starszego, który przedstawia obyczaj zetknięcia się dwóch okresów - postu i karnawału, oraz inspirowany kampanią prezydencką w kraju przed dwoma laty” - zapowiadał przed koncertem w warszawskiej Rivierze. Co może być w nim aktualnego dziś? Trzydzieści dwa lata później?
Z nich karnawałowo-postną ucztą jak się patrzy Uraduję bliski sercu ludek wasz żebraczy. Żeby w waszym towarzystwie pojąć prawdę całą: Dusza moja - pragnie postu, ciało - karnawału!
Coś się zmieniło? Jest inaczej? Spójrzmy w media społecznościowe. Wklejane święte obrazki, a w piątki flaszki i wszechobecne pytanie o 11. Czy już można? Można. Wszak przez poprzednie dni byliśmy jak bohater „Poranka”.
Stuk - puk, stuk - puk. Byleby biedy nie wpuścić za próg. Zrobię wszystko, co będę mógł: Stuk - puk.
Minęło trzydzieści lat. Coś się zmieniło? Tu akurat pytanie jest retoryczne, bo wiadomo że biedy za próg nikt z nas nie wpuści. No przynajmniej nie ma takiego zamiaru. Kaczmarski zapisuje nasze postawy pod różnymi postaciami. Kuglarzy, astrologa, bankierów, łotrów, szulerów czy syna marnotrawnego. Nie ma chyba nikogo, kto nie byłby synem marnotrawnym. Kto po tym jak nahulał się w życiu nie znalazł miejsca w którym…
Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół, Padam z nóg i czuję ręce na ramionach, Do nóg czyichś schylam głowę, jak pod topór. Moje stopy poranione świecą w mroku,
Lecz panika - nie wiem skąd wiem - jest już dla mnie skończona.
Kaczmarski trzydzieści lat temu postawił pytania. Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Jaka czeka nas przyszłość. Pytania na czasy przejściowe. Minęło mnóstwo czasu, a można odnieść wrażenie, że my wciąż szukamy na nie odpowiedzi. Miotamy się jak marynarz po pokładzie podczas sztormu. Wizjonerstwo, czy znajomość polskiej duszy? Tego co tak chętnie odrzucamy teraz, a co jest po prostu w nas?
Bo ja na złość im - nie należę. I tak beze mnie - o mnie - gra. Jednego nikt mi nie odbierze: Ja jestem ja, ja, ja.
Kaczmarski zmarł dwadzieścia dni przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Nasze członkostwo, tak jak jego śmierć osiąga pełnoletniość. W tym czasie zdarzyło się mnóstwo Nie dowiemy się ja pisałby teraz. Jakie utwory powstałyby na przykład po śmieci polskich elit w Smoleńsku.
Napisał w „Epitafium dla Sowizdrzała”:
Czego się nie da zniszczyć - z tego trzeba szydzić
Czyż nie tak jest z tym co wydarzyło się pod smoleńskim lotniskiem dokładnie w szóstą rocznicę jego śmierci? Przez lata każdy, kto mówił o zamachu odsądzany był od czci i wiary. Dziś mamy Ukrainę w ogniu wojny. Nikt o zdrowych zmysłach… Powiedzielibyśmy jeszcze rok temu.
Program powstały trzydzieści lat temu (powtarzam to często, ale to bardzo ważne) kończy „Kantyczka z lotu ptaka”. Opisująca postawy jednego (nienazwanego przez Kaczmarskiego wprost) narodu.
Grzmijcie gniewem Wszyscy Święci -Handel lud zalewa boży, Obce kupce i klienci. W złote wabią go obroże. Liczy chciwy Żyd i Niemiec. Dziś po ile polska czystość; Kupi dusze, kupi ziemie I zostawi pośmiewisko…
A może jednak…
Co nam hańba, gdy talary. Mają lepszy kurs od wiary! Wymienimy na walutę. Honor i pokutę!
A na zakończenie:
Jeden naród, tyle kwestii! Wszystkich naraz - nie wysłuchasz! -Zadumali się Niebiescy. W imię Ojca, Syna, Ducha…