Dosadne, obsceniczne, czasem wulgarne, nierzadko przekraczające granicę dobrego smaku - takie są karczmy piwne i combry w górnictwie, a na Dolnym Śląsku - z racji wspólnoty górniczo-hutniczej - również z udziałem hutniczej braci. Nikt przeciwko temu nigdy nie protestował, bo wiadomo, że jak się lud bawi, to hamulce puszczają. To moment niejako wyjęty z normalnej rzeczywistości. I oto mamy aferę, bo na ostatnim combrze w Głogowie pod hasłem „Tu polewaj” zadrwiono rzekomo z wiadomego nieszczęścia pod Smoleńskiem, za co posadą z miesięczną zwłoką zapłacił dyrektor huty należącej do KGHM. Czy prezes miedziowego koncernu mógł dyrektorowi udzielić jedynie nagany z wpisaniem do akt albo zabrać premię? Nie, bo wtedy sam by się wystawił na strzał.
Jak widać, powiedzenie „śmiech to zdrowie” nie jest prawdziwe, a przynajmniej ma istotne wyjątki. Tak, śmiech to zdrowie, jeśli nie dotyczy sprawy, z której obecna partia rządząca przed siedmiu laty uczyniła pałkę do walenia po głowach swoich przeciwników politycznych. O tej sprawie można wspominać tylko na kolanach, rwąc sobie z głowy włosy i drąc ubranie na strzępy z rozpaczy, ewentualnie ze zgrozą wymalowaną na obliczu roztrząsać, czyja ręka, noga czy ucho trafiły w zamieszaniu do trumny współpasażera lotu.
Przepraszam, lecz tak się nie da. Nie tylko student psychologii, ale nawet wiejski głupek rozumie, że każda żałoba musi się kiedyś zakończyć, bo w przeciwnym przypadku zbiorowość zbyt długo poddawana potężnej presji odreaguje rzuceniem się w bezmyślną witalność i rubaszną zgrywę. Podejrzewam, że stąd mogły się wziąć panie przebrane na combrze za stewardesy, a panowie za terrorystów. To taki sam mechanizm, jak w karnawale. Jak wiadomo, w średniowieczu życie było dość ciężkie - wojny i epidemie dziesiątkowały społeczności, a te z utęsknieniem wyczekiwały karnawału, by popaść w szaleństwo. Dzięki temu można było zachować jako taką równowagę psychiczną.
Taka sprawa jak ta w Głogowie to wymarzona okazja dla wszelkiej maści hipokrytów i cynicznych manipulatorów. Z łatwością odsądzą od czci i wiary każdego, kto stoi po drugiej stronie barykady, ale sobie i swoim pobratymcom gotowi są wiele wybaczyć w myśl sienkiewiczowskiej zasady: „Kalemu ukraść krowę - źle, Kali ukraść krowę - dobrze”. Specjalistów od prania mózgów dochowaliśmy się wielu, lecz po to Pan Bóg dał rozum każdemu Polakowi, by miał szansę z niego samodzielnie korzystać. No dobrze, powiedzmy to bez ogródek - głupie żarty podchmielonego towarzystwa są lepsze niż posępne miny obłudników pozujących na nieskalanych moralnie.
Jestem po stronie radości, zabawy, chlania, pajacowania, szargania świętości i naruszania tabu. Rzecz jasna, nie przez całe życie, ale od czasu do czasu - choćby dla spuszczenia powietrza z wrzącego kotła, podgrzewanego nieustannie przez macherów od złych emocji, siania nienawiści i napuszczania jednych na drugich, co robią z głupoty albo powodowani imperatywem czynienia czystego zła. A zatem: tu polewaj i w to mi graj!