Zazwyczaj nie zwracają niczyjej uwagi, póki nie zaczną komuś przeszkadzać - chodzi o porzucone, zapomniane lub też niefrasobliwie pozostawione przez właścicieli samochody, które niekiedy tygodniami, miesiącami, a bywa, że nawet latami zalegają na łódzkich ulicach.
O ile nie stanowią zagrożenia i nie sprawiają kłopotów komunikacyjnych, rzadko stają się przedmiotem czyjegokolwiek zainteresowania.
Od co najmniej kilku dni, choć niektórzy twierdzą, że już znacznie dłużej, uwagę kierowców jadących al. Rydza-Śmigłego na północ miasta przykuwa ciemna toyota porzucona na poboczu trasy w okolicach skrzyżowania z ul. Tymienieckiego (oczywiście obowiązuje tam zakaz zatrzymywania). Choć samochód stoi tuż za złamanym słupem latarni ulicznego oświetlenia (przy wschodniej nitce alei), nic nie wskazuje na to, by miał z tym cokolwiek wspólnego - nie widać śladów uszkodzeń. Śladów po zainteresowaniu policji lub straży miejskie też nie, choć trudno uwierzyć, żeby nie przejeżdżał tamtędy żaden radiowóz.
Od tygodni na ul. Organizacji WiN, tuż przy ul. Franciszkańskiej, stoi rozbite bmw. To prawdopodobnie pozostałość po jednym z wypadków, do których często dochodzi na pobliskim skrzyżowaniu, gdzie „złamane” pierwszeństwo przejazdu często zaskakuje kierowców. Poza stłuczonym zderzakiem i pokrywą silnika pojazd ma wybitą boczną szybę od strony kierowcy i brak mu tablic rejestracyjnych.
Te ostatnie posiada natomiast fiat siena, który przynajmniej od 4 listopada stoi na chodniku przy ul. Zachodniej 58. Pisaliśmy już o nim w „Expressie” - za wycieraczkami zgromadził sporą kolekcję mandatów (czytaj: opłat dodatkowych) za nieopłacony postój w Strefie Płatnego Parkowania. W ostatnich dniach ktoś je zresztą usunął i odchylił wycieraczki od szyby auta. Czyżby właściciel?
Oczywiście - na pierwszy rzut oka często nie sposób odróżnić samochodu porzuconego od auta całkiem rozmyślnie zostawionego gdzieś przez właściciela. Tylko skąd to wiedzieć, nie sprawdzając?