Tu wsiadało się w pociągi, które wiozły ludzi do sukcesu
Choć stary Dworzec Fabryczny nie był powodem do dumy dla łodzian, to wiele osób wspomina go z sentymentem. Jedni mówią o nim relikt minionej epoki, dla innych był miejscem, gdzie zawierało się muzyczne przyjaźnie.
Marek Frąckowiak, aktor:
- Około godziny 9.00 na Fabryczny przyjeżdżał pociąg ze stolicy, którym jechali niemal wszyscy pracownicy warszawskich teatrów, którzy po dwugodzinnej jeździe lądowali w Łodzi i szli na zdjęcia do łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. W czwartek z Fabrycznego odjeżdżali do stolicy studenci szkoły filmowej, jechali do stolicy, by uczestniczyć w różnego rodzaju wydarzeniach kulturalnych, towarzyskich, jak to się teraz nazywa, eventach. Zdradzę tajemnicę, ale był niepisany układ z konduktorami. Studenci nie mieli nigdy za dużo pieniędzy. Jeździli więc za tzw. pół stawki. Wpłacali ją bezpośrednio konduktorom. Fabryczny też był miejscem towarzyskim, gdy wszystkie restauracje, a głównie SPATiF, były zamknięte, to szło się na bocznicę Fabrycznego. Tam stał wagon, w którym można było kupić parówki i napić się piwa. Czasami na Fabryczny podjeżdżałem podmiejską koleją z Widzewa, bo maturę zdawałem w XXIII LO im. Tekli Borowiak na Widzewie. Mieszkając w centrum, nie sposób było nie zahaczyć o Fabryczny.
Ewa Wycichowska, choreograf, była primabalerina Teatru Wielkiego w Łodzi:
- Ze starym dworcem mam dobre i złe wspomnienia. Te złe wiążą się ze stanem wojennym. Kiedy go ogłoszono, wracałam z Ostrawy, z dzisiejszej Słowacji. Gdy wysiadłam z pociągu na Fabrycznym było pełno dymu, nie mogłam się dostać do domu, w którym zostawiłam małe dziecko z babcią. A miałam bardzo ciężką walizkę, bo wiozłam mnóstwo rzeczy do jedzenia i prezentów. W Ostrawie reprezentowałam Polskę na konkursie baletowy. A dobre wspomnienia wiążą się z tym, że z tego dworca jeździłam na studia do Warszawy. Raz z zespołem Teatru Wielkiego specjalnym, wynajętym pociągiem, przez Warszawę, Leningrad, pojechaliśmy do Finlandii. Podróżowała nim orkiestra, śpiewacy, balet. Podróż była wspaniała.
Piotr Kaszewiak, adwokat:
- Bywałem gościem na tym dworcu, wielokrotnie odjeżdżając z niego do Warszawy. Nie da się ukryć, że ten stary dworzec coraz mniej przystawał do rzeczywistości, która zaczęła otaczać Łódź. Jedna rzecz, jaka kojarzy mi się z tym dworcem, to serial „007 zgłoś się”. W którymś z odcinków porucznik Borewicz i jego współpracownik Zubek czekają na tym dworcu na kogoś, kto ma przyjechać do Łodzi. Pociąg przyjeżdża i wysiada z niego plejada aktorskich gwiazd z tamtych czasów. Gdy patrzymy na ten dworzec, oglądając serial, to pewna nostalgia człowieka ogarnia. Jednak wszyscy pamiętamy, jak Fabryczny wyglądał przed rozpoczęciem przebudowy. Nie da się ukryć, że jego wdzięk wynikał z nostalgii, którą mieliśmy do tego dworca. Nikt nie będzie chyba bardzo tęsknił za tym starym. Zważywszy, że jakaś część architektury została tak odtworzona, by przypomnieć nam dawną postać Dworca Fabrycznego.
Sławomir Kowalewski, muzyk zespołu Trubadurzy:
- Dla nas artystów Dworzec Fabryczny był szczególnym miejscem. Wsiadało się tam w pociągi, które woziły nas do sukcesów, do Warszawy. W stolicy odbywały się nagrania, programy telewizyjne. Był to taki dworzec przyjaźni muzycznej i artystycznej. Można było na nim spotkać wielu artystów. Fabryczny był dla nas oknem na świat. Czasami zdarzały się opóźnienia pociągów. Nie były na szczęście wielkie i częste. Człowiek się jednak martwił, że nie zdąży na nagranie czy koncert. I często jeździliśmy na gapę. W ostatniej chwili wpadaliśmy do pociągu. Bilet mieliśmy kupić u konduktora, ale ten często się nie pojawiał.
Elżbieta Pędziwiatr, przewodnik po Łodzi:
- Najbardziej sentymentalne wspomnienia mam z pożegnaniem starego Dworca Fabrycznego. Zebraliśmy się i ostatnim pociągiem wyjechaliśmy z tego dworca w kierunku Widzewa. Przejazd był bezpłatny, ale my uparliśmy się, by kupić bilet. Chcieliśmy mieć jakąś pamiątkę z pożegnania. Znaliśmy się wcześniej z Facebooka, ale wtedy w pociągu pierwszy raz spotkaliśmy. W związku z tym, że pięć lat temu żegnałam Dworzec Fabryczny, to teraz go powitam. Wstanę rano i pojadę na Widzew. O godzinie 5.23 wsiądę tam w pociąg, by wrócić na Dworzec Fabryczny. Nie zraża mnie nawet to, że będę musiała jechać nocnym autobusem, potem pół godziny czekać na pociąg. Oczywiście pamiętałam z dawnych lat ten dworzec.
Zygfryd Kuchta, były trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej:
- Mam wielki sentyment do tego dworca. Mieszkałem w jego okolicach. W jego cieniu spędziłem dzieciństwo, lata młodości. Gdy studiowałem na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, pociągiem przyjeżdżałem do Łodzi na weekendy. Z sentymentem wspominam dworcową architekturę. Ta po modernizacji będzie na pewno różniła się od dawnej. Tamta urzekała swoją innością.
Jadwiga Moll, profesor kardiologii z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki:
- Zanim zbudowano autostradę, to droga pociągiem do stolicy była szybsza niż samochodem. Jednak muszę przyznać, że nie darzyłam wielkim sentymentem tego dworca. Wyglądał jak relikt minionej epoki. Zwłaszcza w ostatnich latach było tam brudno, smutno. Trzeba się cieszyć, że został przebudowany.