Już w XVI i XVII kościelni luminarze z Poznania starali się odpocząć od miejskiego gwaru metropolii. Spokoju szukali w Pszczewie.
Po raz drugi odwiedzamy Pszczew. Trzy tygodnie temu gościliśmy w domu szewca. A dziś zatrzymamy się w folwarku. I to w biskupim folwarku. Zwiedzając pełen atrakcji turystycznych Pszczew nie można pominąć miejsca, gdzie wypoczywali kościelni notable. Tak, tak, relaksowali się w Pszczewie i to nie tylko dlatego, że w promieniu dziesięciu kilometrów znajduje się aż dwadzieścia pięknych jezior otoczonych przez bogate w grzyby i zwierzynę lasy, a świeże czyste powietrze i panujący tu spokój tworzą idealne warunki do rekreacji i wypoczynku. W tym miejscu jest coś więcej. Zwiedzając je można poczuć trudną do opisania słowami, niezwykłą energię... Tę samą, którą w XVII w. poczuli właśnie poznańscy biskupi, którzy bywali tutaj często. Ale po kolei...
60 parafii
- Tutaj biskupi wypoczywali, rehabilitowali się i korzystali z uroków otaczającej natury. Wybrali właśnie to miejsce spośród wielu innych urokliwych zakątków okolicy. Dziś również możemy korzystać z dóbr, które docenili wieki temu - mówi Łukasz Robak, gospodarz folwarku, który w jego odrestaurowanie wkłada całe serce. Oprowadzając nas po rozległym majątku gospodarz z pasją opowiada o jego bogatej historii.
Pszczew od początku należał do biskupów poznańskich. Wkrótce po nadaniu miastu prawa magdeburskiego w 1400 roku przez biskupa Andrzeja z Bnina Opalińskiego, w XV wieku powołano archidiakonat pszczewski. Inicjatorem stworzenia tu rezydencji był biskup Andrzej Szodrski, znany z tego, że był pomysłodawcą i głównym sponsorem odbudowy katedry poznańskiej po pożarze z 1622 roku.
- Pszczew był wówczas archidiakonatem, w skład którego wchodziło sześćdziesiąt parafii. W 1597 r. wydano przywilej biskupi zezwalający na budowę przedmieścia łączącego zabudowania folwarku z organizmem miejskim. W 1602 r. z inicjatywy biskupa Wawrzyńca Goślickiego odbyła się tutaj słynna kongregacja synodalna. Wzięło w niej udział duchowieństwo z bliższej i dalszej okolicy, z dekanatów pszczewskiego, grodziskiego i lwóweckiego - mówi nasz przewodnik. Celem tej kongregacji synodalnej, czyli zjazdu wszystkich archidiakonów, było usprawnienia działalności duszpasterskiej w biskupstwie.
Budowa folwarku i dworu, w którym zamieszkiwać mieli zarządcy archidiakonatu zakończyła się w 1654 r. Opisy wizyt biskupów w rezydencji dostarczają informacji o jej ówczesnym wyglądzie. Dwór był reprezentacyjną, jak byśmy dziś powiedzieli na poły luksusową, parterową budowlą o konstrukcji szachulcowej, ustawioną, podobnie jak dziś stojący w tym miejscu pałac, pomiędzy dziedzińcem, a rozległym parkiem krajobrazowym.
A po biskupach
Kiedy po drugim rozbiorze Polski majątek archidiakonatu przejął pruski rząd, folwark trafił w ręce księcia Hohenlche-Jugelfingen. Ten sprzedał zadłużony majątek berlińskiemu bankowi, a w 1828 r. kupił go baron Hiller Gartringen. Nowy właściciel, zięć pruskiego ministra skarbu, marszałek Poznania i urzędnik Zakonu Joannitów, szybko postawił podupadający folwark na nogi. Przebudował dwór, który odtąd nazywano pałacem. Ostatnimi niemieckimi właścicielami folwarku była rodzina Zu Dohna. Podczas ich gospodarowania powstały istniejące do dziś zabudowania folwarczne.
Po drugiej wojnie teren folwarku przeszedł we władanie PGR-u. W pałacu urządzono biura i kilka mieszkań dla pracowników, w kaplicy urządzono świetlicę. Wnętrze budynku zostało podzielone i straciło swój pałacowy charakter. Zachowały się jedynie prowadzące na piętro drewniane schody. Po likwidacji PGR w 1990 r. obiekt zaczął popadać w ruinę.
Trzecie zycie folwarku
Piętnaście lat później pojawił się tu Łukasz Robak, by napisać nowy rozdział w historii folwarku. Nowy właściciel od razu dostrzegł potencjał w zrujnowanych, zawilgoconych budynkach i poczuł to samo, co poznańscy biskupi prawie czterysta lat temu. Postanowił zamieszkać w folwarku i na początek wyremontować budynek dawnej gorzelni.
Na powitanie gospodarz prowadzi nas właśnie na poddasze starej gorzelni, którą kazał wybudować w folwarku baron Hiller Gartringen, w XIX w. suszono zboże. Wciągano je tam drewnianym dźwigiem towarowym, który jednorazowo unieść mógł pół tony żyta. Zboże trafiało następnie do maszyny, gdzie było gotowane na parze. Dziś odrestaurowany dźwig jest ozdobą urządzonego w starym stylu poddasza.
Właścicielom folwarku bardzo zależało na odtworzeniu atmosfery tego miejsca, dlatego remontując gorzelnię, starali się zachować możliwie najwięcej oryginalnych detali, m. in. okucia, a nawet zamki w drzwiach. Do pokoi można więc zaglądać przez kilkusetletnie dziurki od klucza.
Odrestaurowana gorzelnia, do której prowadzi ogromny dziedziniec to dziś centrum folwarku, w którym znajdują się sale restauracyjne, a także pokoje dla turystów. Wnętrza urządzone zostały w starym stylu, a zachowane oryginalne detale jak zamki w drzwiach, czy okucia doskonale komponują się z wszechobecną cegłą i drewnem. Stylowe meble i dodatki właściciele wyszukiwali na okolicznych strychach przez długie lata. Tu można zapomnieć o całym świecie i poczuć, że czas się zatrzymał.
Folwark bezpośrednio sąsiaduje z Pszczewskim Parkiem Krajobrazowym. Na jego terenie znajduje się domek rybaka. - Wystarczy przekroczyć mostek, by znaleźć się na terenie parku. Urządziliśmy tu małe SPA, w którym można zrelaksować się i odciąć od rzeczywistości. Zimą wychodząc z sauny można od razu wskoczyć do przerębla. Nasi goście są zachwyceni - opowiada Ł. Robak. Oprócz walorów turystycznych okolicy, na przyjezdnych w samym folwarku czeka moc różnych atrakcji jak pływanie amfibią, jazda konna, czy przejażdżki bryczką. Jest też kryty kort tenisowy, a dla dzieci nowoczesny plac zabaw.
Motto folwarku: „W zgodzie z naturą, blisko historii” doskonale oddaje jego charakter.
- W tym miejscu 120 lat temu odbyło się po raz ostatni winobranie. Na tych murach w XVII w. rosła winorośl zasilająca stoły wszystkich kilkudziesięciu parafii - Łukasz Robak pokazuje miejsce, które dziś jest jego oczkiem w głowie. - Postanowiliśmy wrócić do winiarskich tradycji. Odbudowaliśmy winnicę w tym samym miejscu, w którym winorośl uprawiano wieki temu - mówi. Rośliny tak jak pod opieką biskupów, mają tu idealne warunki do wzrostu. Nie grożą im tu wiosenne przymrozki, bo wilgoć znad jeziora tworzy lekką kołderkę, która otula winnicę. - Ściągnęliśmy stare odmiany winogron, które dawniej były tu uprawiane - gospodarz wymienia historyczne paszpor¬towane, szczepy jak riesling, regent, czy johanniter.
Jedyna winnica w powiecie stoi otworem zarówno przed miejscowymi gośćmi, jak i turystami. W ostatni weekend września odbywa się tu coroczne winobranie.
- Zapraszamy na degustacje win, nalewek, potraw z kuchni regionalnej, które przygotowujemy na podstawie książki kucharskiej z 1910 r., a także na prezentacje rękodzieła artystycznego - opowiada gospodarz, który w planach ma rewitalizację całego folwarku, włącznie z pałacem, gdzie planuje stworzenie centrum rehabilitacyjnego dla seniorów.