Turyści w strachu uciekli z Kaszub. Branża turystyczna w rozpaczy
Po nawałnicy, jaka przeszła przez Kaszuby, właściciele kwater, restauracji, hoteli i pensjonatów liczą straty. Jak podkreślają - trudno będzie je w tym roku nadrobić.
Po nawałnicy turyści uciekli i nie wiadomo, czy będą chcieli wrócić. Przeraził ich brak prądu, wody, nieprzejezdne drogi, a przede wszystkim to, co zobaczyli w feralną, piątkową noc. Ci, którzy żyją z turystyki, obawiają się, że tych strat nie da się już nadrobić.
- To był tak naprawdę ostatni długi weekend, kiedy zwykle ten teren jest oblegany przez turystów - mówi Zofia Schutz, współwłaścicielka Restauracji Pod Brzozami w Lipuszu. - Każdy liczył na zarobek, a tu niestety stało się inaczej. Mieliśmy otwarte restauracje, jednak nie mogliśmy pracować na pełnych obrotach. Lodówki działały tylko dzięki agregatowi, a my mogliśmy gotować jedynie na kuchence gazowej.
Nie było mowy, aby przygotowywać pizzę, dania typu fast food. Klientów było zdecydowanie mniej. Większość turystów wyjechała zaraz po nawałnicy.
Wielu właścicieli ośrodków wypoczynkowych będzie musiało zmierzyć się nie tylko z brakiem turystów, ale także z uszkodzeniami budynków. Straty są ogromne, bo na wiele z nich zawaliły się drzewa.
- Trudno się dziwić ludziom, że po tym, co przeżyli, została trauma i szok - mówi Leszek Pobłocki, wójt Dziemian. - W tę noc, kiedy nasz teren nawiedziła wichura, 40 ludzi w jednym z ośrodków wypoczynkowych było tak przerażonych i wpadło w panikę, że schowali się w piwnicy.
Kaszuby słyną z niezwykłego krajobrazu, pięknych lasów i jezior. Niestety, malownicze obrazy w wielu miejscach zmieniły się nieodwracalnie. Nawałnica zmiotła z powierzchni ziemi tysiące drzew.
Joanna Warpechowska, właścicielka ośrodka Dzika Zagroda w Trzebuniu, twierdzi, że po nawałnicy cała miejscowość wygląda tak, jakby nagle przeniosła się na Marsa. 6-metrowe świerki zostały wyrwane przez wiatr z korzeniami. Kobieta przybyła do Trzebunia z Trójmiasta, urzeczona okoliczną przyrodą. Założony ośrodek wypoczynkowy to aktualnie jej jedyna forma utrzymania. W tej chwili trzeba było jednak odwołać wszystkie rezerwacje zrobione wcześniej przez turystów, ponieważ obecnie budynek nie nadaje się do przyjęcia kolejnych gości. Poza zniszczeniami, wciąż nie ma prądu oraz wody.
Dla nas sezon turystyczny praktycznie już się zakończył
- mówi pani Joanna.
Dom na pięknym wzgórzu, w którym jeszcze do niedawna przyjmowano gości, ma uszkodzony dach i tynk, pomieszczenia gospodarcze, a także piec chlebowy, który był w trakcie budowy. Szkody są widoczne na całym terenie ośrodka, a podwórka już praktycznie nie ma. Z pobliskiego lasu nic nie zostało, a wcześniej goście chętnie zbierali w nim grzyby i jagody, chodzili na spacery.
- Pozostaje czekać na to, jak państwo ustosunkuje się do pomocy w stratach poniesionych przez nas podczas burzy - dodaje pani Joanna.
Podczas nawałnicy w ośrodku gościła grupa turystów. Jedna z kobiet znajdowała się na zewnątrz. Na szczęście, zdołała schronić się w samochodzie, zaparkowanym na podwórzu, jednak nikt nie był wtedy w stanie usłyszeć jej krzyków. Kobieta przeżyła horror.
- Brzmiało to tak, jakbyśmy znaleźli się w tonącym statku na środku morza. Hałas był bardzo podobny. Gdyby cokolwiek się komuś stało w ośrodku czy poza nim, pomoc nie mogłaby dotrzeć, ponieważ byliśmy całkowicie odcięci od świata - mówi pani Joanna.
Wielu właścicieli kwater agroturystycznych odwołało wcześniejsze rezerwacje.
- Zadzwoniłam do gości, którzy mieli przyjechać i poinformowałam ich o sytuacji - mówi Joanna Brandt, właścicielka kwatery agroturystycznej w Raduniu w gminie Dziemiany. - Nie ma prądu, wody i nie wyobrażam sobie, jak w tym czasie i w takich warunkach mielibyśmy przyjmować turystów. Straty są naprawdę duże. Co gorsza, straciliśmy także połowę lasu.
Mieszkańcy ubolewają, bo wichura zniszczyła także charakterystyczne punkty, które chętnie odwiedzali turyści. Niestety, żywiołowi nie oparła się Tuszkowska Matka. Ten cenny pomnik przyrody liczył ponad 260 lat. Z sosną związana była legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie i chętnie opowiadana turystom. W miejscu, gdzie rosło drzewo przed wiekami spoczęła najstarsza mieszkanka Tuszków w gm. Lipusz.
W Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie burzy oparło się niewiele drzew, na szczęście ocalały pomniki przyrody: Dąb Wybickiego i lipa drobnolistna. Niestety, inne wiekowe lipy i akacje nie przetrwały nawałnicy, zostały wyrwane z korzeniami lub mocno uszkodzone.
- Nie da się zastąpić Tuszkowskiej Matki czy pomników przyrody w Będominie - mówi Karolina, mieszkanka Kościerzyny. - To symbole, łączące przeszłość z teraźniejszością. Na odbudowę naszych pięknych, kaszubskich lasów potrzeba będzie pokoleń.