z prof. RADOSŁAWEMSOJAKIEM, socjologiem z UMK, o tym kto ugrał najwięcej na rocznicy
Święta i po świętach. Najważniejsze, że wszyscy zadowoleni, rząd – po obeszło się bez większych skandali, opozycja – bo ONR-owcy nie zapomnieli rozwinąć swoich zielonych flag, a Młodzież Wszechpolska – dokonać rytualnego spalenia unijnych symboli.
Biorąc pod uwagę skalę przedsięwzięcia i frekwencję, ci, którzy zwracają uwagę na incydenty, muszą przyznać, że były one drobne. Wyszło dużo spokojniej, niż mieliśmy prawo podejrzewać.
A jednocześnie nic epokowego się nie stało. Nie padły znaczące deklaracje zarówno po stronie rządowej, jak i opozycyjnej.
Pojawiła się deklaracja, że odbudujemy Pałac Saski. To jest zresztą decyzja dość ryzykowna, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak bardzo w warszawski bałagan i państwową obrzędowość wpisany jest Grób Nieznanego Żołnierza. Niestety, zawiodła znowu polityka informacyjna, bo sprawa wcześniej wyciekła do mediów i nie było efektu zaskoczenia. Zapewne efekt byłby większy, gdyby to 11 listopada ogłoszono budowę Centralnego Portu Lotniczego. Niestety tutaj kalendarz polityczny i historyczny się ze sobą nie schodzą. Gdyby dopiero teraz miały ruszyć prace nad budową lotniska, przed końcem kadencji rząd nie dałby przeprowadzić tak zaawansowanych prac, żeby miało to przełożenie na wybory. To powinna być zatem propozycja w rodzaju proponowanej przez Patryka Jakiego 19. dzielnicy. Odbudowa Pałacu była więc stosunkowo bezpieczną deklaracją, choć jeśli zakończy się do 2020 roku, uznałbym to za sukces.
Do tego czasu odbudową będzie zajmowała się specjalna celowa instytucja, specjalnie do tego powołana.
Szkoda, bo to była dobra płaszczyzna do wypracowania jakiegoś modus operandi pomiędzy władzami państwowymi a nowymi władzami Warszawy. Jeśli oczywiście Rafał Trzaskowski nie zamierza w bliższej perspektywie zająć miejsca Grzegorza Schetyny. Ale oprócz sprawy Pałacu mieliśmy podczas tych obchodów jednak inne dość ważne wydarzenie. Chodzi o Donalda Tuska…
...który nieoficjalnie rozpoczął kampanię wyborczą.
Rzeczywiście, tak to można odczytywać. Donald Tusk zgłasza akces do polityki krajowej, choć nie do końca jest dla mnie jasne, czy powodem jego działania jest brak atrakcyjnej propozycji w przestrzeni międzynarodowej czy rzeczywista chęć powrotu na polskie podwórko. Mam wrażenie, że powrót do polskiej polityki nie jest wymarzonym scenariuszem Tuska. Wygląda na to, że kończy się kariera polityczna Angeli Merkel, od której w znacznej mierze zależna jest kariera Tuska. Każde nowe rozdanie w Niemczech będzie dla Tuska mniej korzystne. Jeśli weźmiemy po uwagę, że w sprawach europejskich miesza politycznie Rosja, to również dla niej osoba Tuska nie jest wygodna, ponieważ Moskwa gra na tendencje odśrodkowe w Unii. Wygląda tez na to, że unijny pejzaż polityczny drastycznie zmieni się po wyborach. Tusk nie ma więc wyboru, bo wie, że w nowym układzie europejskim nie będzie dla nie miejsca odpowiadającego jego aspiracjom.
Jedno jest pewne – Tusk potrafi grac na strunach, które przeciwną stronę wprowadzają w potężny rezonans.
To prawda, to zresztą działa w obie strony. Lata mijają, a na polskiej scenie nadal istnieją tylko dwie osoby, które taki rezonans wprowadzają stronę przeciwników: Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Z tą różnica, że Tusk potrafi kopać po kostkach swoich przeciwników politycznych zdecydowanie subtelniej, to trzeba mu oddać. Nawiasem mówiąc za kostki chwyta się dziś również Grzegorz Schetyna, który nie może już czuć się spokojny. Tusk ewidentnie testuje wprowadzenie scenariusza, który wyniósł PO do władzy w roku 2007. Wówczas wybory zostały wygrane przez PO za sprawą mocnego pobudzenia emocjonalnego elektoratu i w jakiejś mierze zarządzaniu strachem. Czy to się może udać? Na razie Tusk dostaje ambiwalentne sygnały. Z jednej strony wynik wyborów na poziomie prezydentów miast sugeruje, że taki rodzaj mobilizacji elektoratu jest możliwy. Ale Tusk jest wytrawnym politykiem i doskonale wie, że po drodze są jeszcze wybory do Europarla-mentu, wybory parlamentarne, a dopiero później wybory prezydenckie. A Donald Tusk nie może wrócić w innej roli niż w roli prezydenta. Musiałby jednak przeprowadzić kampanię opartą na samym sobie. A to jest problem, bo oprócz elektoratu pozytywnego, Tusk ma również silny elektorat negatywny.