Sąd sprawdza, czy Andrzej i Barbara z Gdyni powinni dopłacić rodzinie M. dwumiesięczny czynsz. Małżeństwo uważa, że własność mieszkania straciło przez przestępstwo, które M. zarzucił prokurator
Niespełna 20 minut trwało wczorajsze posiedzenie sądu w sprawie zapłaty 1,6 tys. zł czynszu oraz opłat eksploatacyjnych z 2012 roku za gdyńską kawalerkę. Błaha,przeciągająca się w nieskończoność sprawa to odprysk konfliktu lokatorskiego opisanego przez nas osiem miesięcy temu, a - według ustaleń śledczych - będącego elementem całego procederu wyłudzeń mieszkań.
- My wiemy, kto to jest pan M. i sąd to wie, i pan to wie, i pan to wie! Sąd to samo od pięciu lat mówi! Nie mogę stać tak źle się czuję - wykrzykiwała wczoraj nerwowo rozglądając się po sali gdyńskiego sądu 62-letnia Barbara Sz.(nazwisko do wiadomości redakcji). Zanim z mężem Andrzejem opuściła salę - jak twierdzi - zdenerwowana obecnością na sali policjanta (wezwanego według sędzi, by „zapobiec zachowaniom godzącym w powagę sądu i zakłócającym porządek rozprawy”), pytana o adres zamieszkania powiedziała „nigdzie” i wyjaśniła: - Pan M. mnie wyrzucił na bruk.
Adwokat Marek Kanawka tłumaczył z kolei, że w imieniu Jerzego i Mirosławy M. domaga się uiszczenia przez Barbarę i Andrzeja 1,6 tys. zł czynszu wraz z opłatami eksploatacyjnymi za bezprawne korzystanie z kawalerki w Gdyni w okresie od stycznia do marca 2012 r. Według jego informacji małżeństwo Sz., choć w sądzie złożyło dowody przelewów do administratora budynku, później odzyskało pieniądze po złożeniu wniosku.
Sąd Rejonowy w Gdyni, właśnie by uzupełnić dokumentację od administratora, zdecydował się odroczyć rozprawę do maja.
W tle tej cywilnej sprawy toczy się postępowanie karne, w którym Jerzy i Mirosława M. oraz ich 35-letni syn Łukasz zarzuty usłyszeli po lipcowych publikacjach „Dziennika Bałtyckiego”. - Potrzebując pieniędzy na leczenie podpisałem umowę notarialną na pożyczkę. Choć otrzymałem tylko 30 tys. zł, z nożem na gardle zgodziłem się podpisać dokumenty wskazujące na kwotę 50 tys. zł. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że jeśli w ciągu sześciu miesięcy nie spłacę długu, mogę stracić mieszkanie i wylądować na ulicy - relacjonował 8 miesięcy temu Andrzej Sz. Jak zgodnie twierdziło małżeństwo, po przeprowadzonej bez udziału komornika i wyroku eksmisyjnego wymianie zamków znalazło się na ulicy, a prawo własności 26-metrowej kawalerki na gdyńskiej Chyloni wartej około 120 tys. zł Andrzej stracił po zawarciu z Łukaszem M. notarialnej umowy pożyczki na 6 miesięcy.
Jerzy M. przekonywał tymczasem, że mieszkanie kupił od syna za 55 tys. zł i uważa, że - wciąż zamieszkane przez Sz. - tyle było warte. W jego interpretacji to małżeństwo 60-latków kłamie i zachowało się nieuczciwie, utrudniało mu życie kierując skargi do sądu i wciąż zajmując lokal „wyciągnęło” z jego konta 3,5 tys. zł. Tłumaczył też, że nie ma nic wspólnego z tzw. mafią mieszkaniową, której działanie opisywana przez Sz. sytuacja przypominała do złudzenia.
Wówczas, w dzień po naszej publikacji, śledczy postawili Jerzemu M. zarzut zagrożonego karą do 3 lat więzienia, „utrudniania innej osobie korzystania z zajmowanego lokalu mieszkalnego w celu zmuszenia do określonego działania”.
W sierpniu, niespełna miesiąc później, po przejęciu sprawy przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, lista zarzutów wobec rodziny M. znacznie się wydłużyła. Ten sam zarzut co ojciec, ale za sprawę rodziny z Sopotu przedstawiono Łukaszowi M., któremu śledczy zarzucili też oszustwo i pięć przestępstw „wyzyskania przymusowego położenia innej osoby” przez nałożenie na nią obowiązku świadczenia niewspółmiernego ze świadczeniem wzajemnym (m.in. właśnie w przypadku małżeństwa Sz.). Wszystkie przypadki dotyczyć miały „przejmowania” mieszkań w Trójmieście i Rumi jako zastawów pożyczek na ułamek wartości (10-30 tys. zł). Ponadto obaj panowie, podobnie jak Mirosława M. i jeszcze 2 niespokrewnione osoby podejrzani są o usiłowanie wyłudzenia kredytu w gdyńskim banku.
- Trwa uzupełnianie materiału dowodowego pod kątem ewentualnych nowych zarzutów - mówi dziś o postępach w śledztwie prok. Tatiana Paszkiewicz, rzecznik prasowy „okręgówki”. - Sprawdzane były wcześniej umorzone sprawy o podobnym charakterze i ostatecznie tym samym postępowaniem zdecydowano się objąć jeszcze 3 przypadki przejęcia własności nieruchomości prowadzonych wcześniej przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Śródmieście. Analizowane były rachunki bankowe podejrzanych i uzyskaliśmy opinię informatyczną dotyczącą zabezpieczonego u nich sprzętu komputerowego. Osoby pokrzywdzone zostały ponownie przesłuchane, niektóre z nich z udziałem psychologa - dodaje.