Tydzień bez internetu na WSIiZ w Rzeszowie. Eksperyment zaskoczył autorów
Naukowcy z WSIiZ w Rzeszowie zaproponowali studentom przeżycie tygodnia bez internetu. Na pierwszy rzut oka zadanie wydaje się banalne. W praktyce okazało się jednak, że życie części z nich ten eksperyment wywrócił do góry nogami.
W internecie funkcjonuje obrazkowy dowcip: chłopiec w otoczeniu książek ze zdziwieniem konstatuje: nie wiedziałem, że ebooki wydają także w papierze! Przerysowany, ale całkiem nieźle oddający rzeczywistość pokolenia ludzi urodzonych w okolicach przełomu wieków i później. Większość z nich nie zna świata bez internetu i programowo wręcz ignoruje media tradycyjne. Właśnie wchodzą w dorosłość, wywracając stare porządki do góry nogami.
Zjawisko to zainspirowało naukowców z WSIiZ w Rzeszowie, którzy zaproponowali studentom przeżycie tygodnia bez internetu. Żeby było sprawiedliwie, sami także przystąpili do tego badania. Na pierwszy rzut oka zadanie wydaje się banalnie proste. Kwestia silnej woli, prawda? W praktyce jednak okazało się, że chodzi o coś znacznie więcej niż rezygnacja z komputera czy ulubionej aplikacji. Życie części z nich ten eksperyment wywrócił do góry nogami.
Czy da się żyć bez internetu? Teoretycznie...
Pierwszym etapem eksperymentu była tygodniowa obserwacja medialnych zachowań uczestników, którzy notowali co, jak, kiedy oglądają i słuchają. W drugim tygodniu mieli całkowicie odciąć się od sieci, pomijając niezbędne obowiązki służbowe. Wszyscy prowadzili dzienniki, w których zapisywali to, co dzieje się w związku z brakiem dostępu do sieci - przeżycia, doświadczenia, a czasem nawet stany emocjonalne. Do akcji zgłosiło się 120 osób, dzienniki oddały 52, z czego 14 faktycznie trzymało się zasad przez całe 7 dni.
- Niedużo? Nie o statystykę chodziło, a o dostrzeżenie i zrozumienie pewnych zachowań - mówi dr Barbara Przywara z Katedry Mediów, Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej WSIiZ. - Naszym celem nie było sprawdzenie, czy da się żyć bez internetu, a raczej przekonanie się, na ile ta technologia organizuje nasze życie i sposób myślenia. Okazuje się, że obyci z internetem młodzi ludzie nie wiedzą co począć, kiedy go brakuje. Co ze sobą zrobić, jadąc autobusem czy na przystanku. Niektórzy dopiero w trakcie eksperymentu uświadamiali sobie, jak wiele aplikacji, z których korzystają na co dzień, wymaga dostępu do sieci. Dla nich internet jest zjawiskiem oczywistym.
Pierwszy dzień dla większości był prosty, drugiego, trzeciego przychodził kryzys.
- Niektórzy pisali do mnie, że nie wytrzymają - kontynuuje dr Barbara Przywara. - Przez godzinę dziennie mogłam korzystać ze służbowej poczty i wtedy podtrzymywałam ich na duchu. W wielu dziennikach pojawiły się takie określenia, jak przegrałem tę walkę, nie dam rady. Jednej osobie jakby łuski opadły z oczu, nazwała się uzależnioną. Sporo osób walczyło ze sobą przez cały tydzień. Czasami pokusa była silniejsza, ale próbowały od nowa. Inni po prostu przerwali.
Jakie były najczęstsze powody łamania zasad? Pilna konieczność skontaktowania się z kimś, wysłania maila, sprawdzenia rozkładu jazdy. Ci, którzy w trakcie rezygnowali z udziału, opisywali, że przez pierwsze dni odczuwali duże napięcie, cały czas myśleli o tym, co dzieje się w sieci. Ten brak wyrażał się np. w ciągłym sprawdzaniu telefonu albo stukaniem palcem po ekranie.
Samotność bez sieci
Uczestnicy eksperymentu, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie przyznawali, że największą trudnością, jaka ich spotkała, było odcięcie od codziennych informacji - pogody, rozkładu jazdy, wydarzeń na świecie. Spory problem sprawiły czynności życia codziennego, które na dobre przeniosły się do sieci, choćby obsługa rachunku bankowego.
- W wielu dziennikach pojawiał się też wątek, który ja nazywam samotnością bez sieci: jestem na marginesie życia, czuję się wykluczony - mówi Barbara Przywara. - Co ciekawe, kiedy rozmawialiśmy po zakończeniu eksperymentu, wielu mówiło, że te informacje, które spłynęły do nich po powrocie do sieci, okazały się rozczarowujące. Kilkoro zwróciło uwagę, że zapomniało o czyichś urodzinach, bo nie przypomniał o nich internet.
Sam wątek funkcjonowania mózgu będzie zresztą przez naukowców zgłębiany. Umysł potrafi się rozleniwić w sytuacji, w której - mając wszystkie informacje na tacy - nie zmuszamy go do wysiłku. Dowód na to dał z pozoru drobny epizod opisany przez jedną z uczestniczek. Dziewczyna chciała upiec ciasto. Robiła je do tej pory dziesiątki razy, zawsze mając otwartą witrynę z przepisem. Okazało się jednak, że nie jest w stanie przypomnieć sobie receptury i zrezygnowała.
- Na razie rozmawiamy o wnioskach, które od razu rzucają się w oczy. Właściwy raport z badania powstanie dopiero za kilka miesięcy i wymaga współpracy m.in. z psychologami. Jednak już wstępna analiza po-zwala stwierdzić, że dla młodego pokolenia media tradycyjne właściwie nie istnieją. Młodzi sami chcą decydować o tym, co będą oglądać, dlatego w konkurencji z internetem, który serwuje wszystko na życzenie, tradycyjna ramówka jest nie do przyjęcia - mówi dr Przywara.
Podobnie jak nie do przyjęcia dla wielu jest czerpanie informacji tylko z jednego źródła, bez możliwości konfrontacji. O tym mówi 21-letnia Karolina, studentka I roku. Jej nie udało się wytrwać bez zaglądnięcia do sieci, bez ogródek przyznaje, że miała z tym ogromny problem. - W dzieciństwie mama pilnowała dozowania internetu, więc mam sporo podwórkowych wspomnień. Dziś chyba ciężej by mi było wypełnić luki między zajęciami bez sieci pod ręką. W internecie mam kontakt z wieloma przyjaciółmi, którzy rozjechali się na studia po Polsce. Kiedy używam „Snapa” lub „Insta”, czuję się trochę tak, jakbym ich miała na wyciągnięcie ręki - opowiada Karolina.
Spragnieni kontaktu
Tę obserwację potwierdza dr Przywara.
- To ważny aspekt, dobrze widoczny choćby w kontekście studentów z Ukrainy. Oni przyjeżdżają do Polski często w wieku nawet 17 lat i bardzo potrzebują kontaktu z rodziną. W dziennikach widać nie tylko rozterkę, czy przetrwają, ale też elementy szantażu ze strony otoczenia - dziewczyna powiedziała, że mnie rzuci, mama płakała, że nie mogę jej opuścić. Aplikacje takie jak Messenger dają poczucie, że druga osoba jest blisko nas przez cały czas; w każdej chwili możemy się z nią skontaktować. I to działa w obie strony.
Kasia Koczwara, rocznik 1990, która bez większych zawirowań przetrwała tydzień bez sieci, mówi, że było to i krótko, i długo. Doskonale pamięta czasy bez internetu, więc teoretycznie przestawienie się na SMS czy telefon nie było kłopotem. Nie licząc tego, że okazało się, iż do wielu znajomych nie ma numeru. Do tej pory „fejs” był zawsze pod ręką.
- Ostatecznie uznałam, że jeśli komuś bardzo będzie zależało na rozmowie ze mną, to znajdzie sposób. Po tygodniu przekonałam się, że nic mnie nie ominęło, za to wreszcie się wyspałam zamiast przewijać Facebooka do późnej nocy. Wnioski? Internet warto sobie dozować, ale tak zupełnie się odciąć jest ciężko, choć przyznaję, że po eksperymencie podchodzę do sprawy bardziej zdroworozsądkowo. Już nie zawsze mam włączonego „Fejsa”, ostatnio wyszłam też z domu bez komórki i nawet tego nie zauważyłam - śmieje się.
Kasia Mieszawska, rocznik 1993, dwa dni po rozpoczęciu badania dostała SMS-a od kolegi, który martwił się, że tak dawno nie widział jej online (jak wynika ze studenckich dzienników, rekordzistka odebrała analogiczną wiadomość już po kilku godzinach).
- Wtedy dotarło do mnie, że chyba wszyscy jesteśmy już mocno uzależnieni. Sama przecież ciągle odbieram powiadomienia i odpowiadam na nie. Po eksperymencie byłam bardzo ciekawa, ile ich tam się zebrało i zaraz rano w poniedziałek włączyłam internet z ciekawości. Jak zobaczyłam, ile tego jest, to... uznałam, że mogą jeszcze poczekać. Dodam, że nic mnie nie ominęło.
Przyznaje, że najtrudniejszy był weekend. Bez FB nie miała kontaktu ze znajomymi, nie wiedziała, czy ktoś nie organizuje wyprawy do kina, na miasto. Sobotę przesiedziała więc w domu, sprzątając, czytając książkę, poznała też kanały TV.
- Moja playlista z muzyką znajduje się w sieci, ale na szczęście mam sporo płyt. Na strychu znalazłam też stare radio, jeszcze na kasety. Niecierpliwie czekałam do pełnej godziny na wiadomości. Normalnie wszystkiego dowiedziałabym się z sieci.
Więcej czasu na sen
24-letni Konrad Bosak mówi, że dzięki eksperymentowi popatrzył sobie na miasto. Do tej pory w autobusie raczej spoglądał w ekran (Bogu dzięki za głosowe komunikaty o przystankach!). Pozbawiony tej możliwości zaczął oglądać Rzeszów i... innych ludzi.
- Mam dwie pasje: bycie strażakiem i gry komputerowe. Moje funkcjonowanie w sieci obraca się wokół tych hobby, więc pod względem odcięcia od informacji było mi ciężko. Nauczyłem się, że ciągle jestem na bieżąco z tym, co się dzieje, także w mojej jednostce w Komańczy, bo mamy system informowania oparty o internet. Poza tym musiałem odciąć się od źródeł informacji potrzebnych do nauki - na zajęciach chciałem wykorzystać w dyskusji konkretny argument z sieci, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że przecież nie mogę. Chcąc nie chcąc, zyskałem sporo czasu wolnego. Jak go wykorzystałem? Wreszcie się wyspałem! - śmieje się chłopak.
Barbara Przywara zaznacza:
- Zdarza się, że „przeżywamy” bez internetu znacznie dłużej, np. na urlopie. To jednak zupełnie inne okoliczności, ponieważ czas mamy inaczej zorganizowany. My podjęliśmy wyzwanie normalnie funkcjonując - studiując, pracując. Kwestia zagospodarowania czasu była kluczowa w badaniu. Okazało się, że ci, którzy mieli wiele zajęć, mieli jednocześnie mniejszy kłopot z „odstawieniem”, natomiast gdy pojawiał się wolny czas, zaczynały się problemy.