U znajomych na Powązkach
Jestem fanem cmentarzy - muzeów z drzewami i ptakami, bez turystów. Powązki są prawie tej wielkości co moje ukochane Rakowice, choć gorzej utrzymane, z niezrobionymi alejkami i beznadziejną obsługą - armią pracowników porządkowych w zdezelowanych żukach, których paki służą im za miejsce chrapania między grobami.
Widziałem pijacki sen niewieczny robola zaraz obok grobu Wojciecha Żywnego, nauczyciela Chopina. Odwiedziłem też rodziców i trzy siostry wspomnianego Frycka, który mieszka teraz częściowo w Paryżu na Pere-Lachaise, (co ciekawe - to cmentarz też tej samej wielkości co Rakowice i Powązki) a częściowo w kościele Św. Krzyża, to znaczy jego serce przywiezione w słoiku, po śmierci przez siostrę Ludwikę Chopin, co leży obok małej, zmarłej w wieku 14 lat zdolnej i fajnej Emilki.
Chopin - pionier warszawskich „słoików”. Trzecia siostra, Iza, jest skromnie opisana jako małżonka profesora matematyki. Piszę o siostrach, bo nie posłuchały woli brata, co niewydane za życia utwory chciał spalić, i dzięki temu mamy je dziś, np. moje ulubione preludium As-dur.
Wpadłem też do Henia Wieniawskiego zapytać o II koncert skrzypcowy, ale milczał jak grób, podobnie jak Mietek Karłowicz, Janek Kiepura i Emil Młynarski. Na koniec zostawiłem sobie „Gucia w pierzu”, czyli Stasia Moniuszkę, żeby pogadać o jego „Nowym Don Kichocie”, to znaczy starym, ale dla nas wciąż nieznanym.
Poza tym, że nie chciało mu się gadać, uderzyło mnie jaki jego domek jest współczesny w formie. Zupełnie, jakby umarł wczoraj, a nie 145 lat temu.