Ubezpieczał ludzi, a oni ginęli. "Zdarzenia losowe" czy koszmarny plan Macieja B.?
Dopiero grudniowy pożar w Toruniu, w którym zginęła 68-letnia pani Maria sprawił, że przedsiębiorca Maciej B. został aresztowany. To już szósta osoba, której śmierć ma związek z działalnością mężczyzny usiłującego wyłudzać pieniądze z ubezpieczeń na życie. Według niego tragiczny ciąg zdarzeń to "zdarzenia losowe".
"Ubezpieczał na życie pracowników, a oni ginęli. Uposażonym był on" - tak w największym skrócie przedstawiały dotąd sprawę Macieja B. z Torunia media. I już ten obraz sytuacji był przerażający. Teraz okazuje się, że ofiarą mężczyzny mogła być również starsza kobieta, która zginęła w grudniowym pożarze na Osiedlu Na Skarpie w Toruniu.
Pracownicy Macieja B. zginęli w tajemniczych okolicznościach na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy 2020 roku. Dopiero jednak w marcu br., przy okazji śledztwa dotyczącego pożaru, przedsiębiorca został tymczasowo aresztowany. Dlaczego wcześniej, mimo prowadzonych śledztw, przebywał na wolności? Czy jego "działalności" nie można było przerwać szybciej? Prześledźmy sprawę krok po kroku.
Wołanie o sprawiedliwość ojca Rafała Koczana. Początek sprawy
Gdyby nie rozpaczliwe wołanie o zainteresowanie tragedią jego syna - 25-letniego torunianina Rafała Koczana - nie wiadomo, jak potoczyłyby się w ogóle losy tej przerażającej sprawy. To determinacja Adama Koczana, któremu udało przebić się do ogólnopolskich mediów, sprawiła, że tematu nie można było bagatelizować. Kolejne telewizyjne i prasowe materiały były też impulsem dla śledczych.
Rafał Koczan był jednym z "pracowników" opisywanego przedsiębiorcy z branży nieruchomości. Celowo używamy cudzysłowia, bo wśród owych zatrudnionych byli też bezdomni, ludzie silnie uzależnieni od alkoholu. Proces ich najmowania do pracy natomiast kilkukrotnie przebiegał podejrzanie - umowę podpisywano z nimi np. na parkingu przed Cinema City.
Zadaniem "pracowników" miało być wyszukiwanie nieruchomości do korzystnego kupna, a potem sprzedaży. I tak się jakoś składało, że "pracownicy" byli ubezpieczani przez Macieja B. na życie. Uposażonym do odbioru pieniędzy z towarzystw ubezpieczeniowych był natomiast pracodawca. Suma ubezpieczeń sięgać mogła nawet 6 mln zł.
Rafał Koczan zginął w dziwnym wypadku drogowym, razem z drugim, starszym od siebie "pracownikiem". Doszło do niego 28 listopada 2020 roku w Starogrodzie Dolnym (gmina Chełmno, powiat chełmiński). Tędy jechał daewoo matiz, będący własnością Macieja B. Mężczyźni mieli tego dnia podróżować w celach zawodowych.
Samochód miał stoczyć się ze skarpy na niewielkim łuku drogi, a potem zapalić się. Znajdujący się w nim mężczyźni spalili się. Takie przynajmniej były pierwotne ustalenia Prokuratury Rejonowej w Chełmnie, która sprawę wypadku najpierw umorzyła. Ta jednak od samego początku budziła podejrzewania - miał je już mieszkaniec okolicy, który zauważył pożar i wzywał pomoc. Niewiarygodnym wydało mu się stoczenia pojazdu z łagodnego zakrętu, na którym dotąd nie dochodziło do wypadków.
Lekarz opiniujący na temat bezpośredniej przyczyny zgonu obu mężczyzn z matiza stwierdził, że jej dokładne ustalenie jest niemożliwe. Śledczy sprawę umorzyli.
Tymczasem z Andrzejem Koczanem z Torunia, ojcem tragicznie zmarłego Rafała, zaczęły kontaktować się kolejne towarzystwa ubezpieczeniowe. Po kilku miesiącach torunianin wiedział już, że syn miał wykupioną polisę ubezpieczeniową na życie. Nie w jednym, nie w dwóch firmach ubezpieczeniowych tylko w.…dziewięciu. W sumie ubezpieczony był na 1,5 miliona złotych na wypadek śmierci.
Śledztwo w tej sprawie chełmińska prokuratura podjęła na nowo i prowadzi do dziś.
Pierwszy "pracownik" zmarł zaledwie 2 tygodnie po ubezpieczeniu
Sprawę wyłudzania przez Macieja B. pieniędzy od towarzystw ubezpieczeniowych prowadziła pierwotnie Prokuratura Rejonowa Toruń Centrum Zachód. W pewnym momencie - gdy atmosfera gęstniała także medialnie - przejęła ją wyższa jednostka, czyli Prokuratura Okręgowa w Toruniu. Dokładnie 23 grudnia 2021 roku postawiła Maciejowi B. zmienione i rozszerzone zarzuty.
- Dotyczyły one dokonania oszustw na szkodę 10 towarzystw ubezpieczeniowych, dotyczących 6 rzekomych pracowników. 5 z nich w stosunkowo krótkim czasie od ubezpieczenia zmarło. Łączna suma, na jaką byli ubezpieczeni, to 3 mln 480 tysięcy zł. Maciej B. zdołał uzyskać z ubezpieczeń 260 tysięcy zł - przekazuje prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik toruńskiej prokuratury.
Przy okazji stawiania tak poważnych zarzutów śledczy byli przekonani, że Maciej B. nie powinien pozostawać na wolności. Obawa matactwa i grożąca mu potencjalnie surowa kara - to były główne argumenty, którymi wówczas uzasadnili swój wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Ale w wigilię Sąd Rejonowy w Toruniu odmówił uwzględnienia wniosku. Stwierdził, że "przesłanki do zastosowania tego środka nie zachodzą".
-Taką decyzje odmowną zażaliliśmy. 17 stycznia br. jednak Sąd Okręgowy w Toruniu naszego zażalenia nie uwzględnił - mówi prokurator Kukawski.
Tym sposobem Maciej B. nadal pozostawał na wolności. I w tym akurat czasie - grudniowym - doszło do kolejnej tragedii, która silnie wiąże się z jego osobą. Przynajmniej - w ocenie śledczych.
Pożar w wieżowcu i śmierć pani Marii. Kolejne zarzuty i wreszcie areszt
Do pożaru w mieszkaniu na parterze wieżowca przy Szosie Lubickiej w Toruniu doszło w nocy, 20 grudnia 2021 roku. Z lokalu strażacy wynieśli 68-letnią Marię D., ale jej życia nie udało się uratować. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód.
Jak ustalili reporterzy "Super Expressu", torunianka była schorowana i miała skorzystać z "oferty", którą przedstawił jej Maciej B. On stawał się właścicielem mieszkania, a w zamian miał zapewnić kobiecie miejsce w DPS. Tak się nie stało. Pani Marii z lokalu eksmitować jednak nie mógł z uwagi na zakazy wynikające z pandemii. Rodzina seniorki miała natomiast bezskutecznie próbować unieważnić akt notarialny.
Maciej B. miał z kolei zdążyć ubezpieczyć zarówno mieszkanie, jak i samą panią Marię na życie. Po tragicznym pożarze pieniądze miały wpłynąć na jego konto.
8 marca br. prokuratura postawiła Maciejowi B. zarzuty wywołania pożaru, którego skutkiem była śmierć 68-latki, oraz sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Na tym etapie postępowanie od Prokuratury Rejonowej Toruń Wschód przejęła znów Prokuratura Okręgowa w Toruniu.
Jak on się tłumaczył? "Zdarzenia losowe"
Z Maciejem B. udało się spotkać Leszkowi Dawidowiczowi, reporterowi "Polsatu". Materiał przygotowywał latem ubiegłego roku. Po pierwsze pytał mężczyznę o śmierć Rafała Koczana. Maciej B. wypadek nazwał "zdarzeniem losowym".
- To jest tragiczne wydarzenie i to jest jakieś szalone. Prokuratura zajmuje się tym w Chełmnie, myślę, że tam pytania trzeba złożyć. Ja byłem przesłuchiwany – tłumaczył.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień