Ubodzy pracujący podnoszą głowy. "Prestiż nam się przejadł"
Pracują w sądach, prokuraturach, placówkach kultury i nauki. Przed nazwiskiem mają przynajmniej „mgr” i zrobione podyplomówki. Zarabiają marnie i często są na „diecie promocyjnej”.
Nie zna pani tego określenia? „Dieta promocyjna” to żywienie się tym, co akurat jest w promocji. Jak Lidl ma mielone za pół ceny, to przez tydzień jemy klopsy i gołąbki. Jak w Biedronce jest promocja na filety z kurczaka, to mamy tydzień drobiowy - objaśnia pani Magdalena. Pracownica wymiaru sprawiedliwości od ponad dwudziestu lat (prosi, by tak ją przedstawić) zarabia na rękę 2540 zł. Podobno i tak wyśmienicie, bo młodzi zaczynają od 1,5-1,8 tys. zł netto.
„Rzuć to w cholerę!”
Gdyby nie mąż, pani Magdalena nie związałaby końca z końcem. Mają dwoje studiujących dzieci (i pracujących jednocześnie; inaczej by nie przeżyły), standardowe opłaty mieszkaniowe i psa. Ten również, a jakże, ma dietę promocyjną.
„Rzuć to w cholerę!” - mówił mi jeszcze kilka lat temu mąż. Kokosów nie zarabia, ale średnią krajową w prywatnej firmie dostaje. Teraz już nic mi nie mówi. Chyba zrozumiał, że w pewnym wieku nie zmienia się życia o 180 stopni - stwierdza pani Magdalena.
Teraz jest w gronie tysięcy pracowników administracyjnych sądów i prokuratur, czekających na efekty nowej ustawy o pracownikach wymiaru sprawiedliwości. Ta budzi liczne kontrowersje od początku, czyli od zaprezentowania projektu. Być może jednak planowane w niej waloryzowanie wynagrodzeń na podstawie tzw. mnożnika poprawi los ubogich pracujących. Chcieliby tylko, by odnosiło do średniej płacy krajowej, a nie minimalnej.
W maju związkowcy wymiaru sprawiedliwości napisali list do prezydenta Andrzeja Dudy. Podkreślili, że jeśli nie znajdą się pieniądze na podwyżki dla nich, dojdzie do paraliżu sądów i prokuratur.
Strajkować nie mogą
Pracownikom Temidy prawo do strajku nie przysługuje. Związkowcy od kilku miesięcy podejmują „wszelkie możliwe, legalne formy protestu”. Były marsze, pikiety, w niektórych sądach czy prokuraturach pochorowały się nagle całe grupy. Teraz jest „miasteczko namiotowe” pod Ministerstwem Sprawiedliwości.
Namiotowy, rotacyjny protest (przyjeżdżają na dyżury ludzie z różnych miast) organizowało Porozumienie Związków Zawodowych Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości. Ale związkowcy spod znaku Temidy nie są jednomyślni.
„Solidarność” Pracowników Sądownictwa walczy o 450 zł podwyżek jeszcze w 2019 roku (do 200 zł już zapisanych w ustawie budżetowej na br.) i 500 zł w 2020 r. Natomiast Ad Rem i Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury chcą dodatkowo w 2019 roku 1000 zł podwyżki.
Jak wynika z danych przedstawionych przez związkowców prezydentowi, średnie wynagrodzenie brutto pracowników prokuratury w 375 prokuraturach rejonowych wynosi około 2000 zł, zaś w prokuraturach okręgowych - 2700 zł. Brutto!
Nawet asystenci po prawie
W sądach jest niewiele lepiej. Według danych NSZZ „Solidarność” Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP, 95 proc. pracowników sądów zarabia mniej niż 2,8 tys. zł netto, w tym 20 proc. - zaledwie 1,8 tys. Dotyczy to także asystentów sędziów, na ogół absolwentów prawa.
Związek do premiera Mateusza Morawieckiego pisał tak: „Zwracaliśmy uwagę Pana Premiera na to, że skutki braku waloryzacji i nieadekwatność do poziomu zarobków w Polsce powodują określone konsekwencje. Są nimi odejścia z pracy na niespotykaną dotąd skalę”.
Faktycznie, odejść jest wiele. Tylko w pierwszej połowie ubiegłego roku, według danych związkowych, wypowiedzenia złożyło 3 tysiące osób, a w latach 2014-2016 - 17 tysięcy.
- Jedna z moich koleżanek odeszła do pracy w sklepie. Nie, nie siedzi za kasą w Biedronce, ale obsługuje klientki w drogerii (znana sieć). Dodam: najczęściej miłe klientki - zaznacza pani Magdalena.
Pracownicy sądów i prokuratur tymczasem często mają do czynienia z tzw. petentem specyficznym. Niecodzienne jest jego położenie, stan emocjonalny, oczekiwania. Wszystkie te złe emocje lądują najczęściej na wątrobach tych, którzy mają z nimi bezpośrednią styczność: w sekretariacie, biurze obsługi etc.
Kiedy widzę ten hejt...
Pani Magdalena mówi, że stara się już nie czytać komentarzy w internecie. Wystarczy informacja o kolejnej akcji protestacyjnej, by wylał się na nią i jej podobnych hejt. „Nieroby. Tylko siedzą i kawę piją”, „Rozgonić to leniwe towarzystwo w sądach”, albo „Podwyżek się zachciało? Niech zmienią pracę!” - to boli.
O tym, ile osób musi się natrudzić, by jakakolwiek sprawa trafiła na sądową wokandę, hejtujący nie wiedzą. Wiele osób wykonać musi zarządzenia sędziów. Wysłać korespondencję, zawiadomić strony albo biegłych, przygotować akta, ustalić terminy itd. Przeciętny Kowalski, gdy słyszy o protestujących pracownikach sądów, przed oczami najczęściej ma tylko protokolantkę. - O jej pracy też ma jednak nikłe wyobrażenie. Książkę można by napisać - macha ręką pani Magdalena.
Sfrustrowani z nagrodami
Rozgoryczenie to uczucie bliskie też wielu pracownikom instytucji kultury. Np. w Toruniu o ubogich pracujących z tytułami naukowymi mówi wprost Dorota Kunicka, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” w Muzeum Etnograficznym.
Trudno w to uwierzyć, ale jest u nas pracownik merytoryczny, który zarabia 1800 zł brutto. Zresztą, wszyscy zarabiamy tutaj zdecydowanie poniżej średniej krajowej. 3300 zł brutto to średnia miesięczna płaca pracownika naszej placówki (niezależnie od grupy). Bardzo boli nas to, że jesteśmy na przedostatnim miejscu w tabeli płac w placówkach kultury podległych marszałkowi województwa - podkreśla Dorota Kunicka.
Jak przeżyć za taką wypłatę? Z czego jeszcze zrezygnować? Ubodzy pracujący z tytułami w tym muzeum nie tylko mają „mgr” przed nazwiskiem, ale często też „dr”, skończone studia podyplomowe. Ale tytułem się człowiek nie naje...
Podobną frustrację odczuwają pracownicy Muzeum Okręgowego w Toruniu (to podlega prezydentowi miasta). Jak mówi Leszek Kucharski, tutejszy szef „Solidarności”, płace w muzeum są skandalicznie niskie.
Średnie wynagrodzenie pracownika merytorycznego brutto wynosi ok. 3549 zł. Inne grupy pracownicze zarabiają podobnie. Pracownicy administracyjni: średnio 3620 zł brutto, działu obsługi: 2693 zł brutto, techniczni: 3212 zł brutto - wylicza.
W obu muzeach związkowcy mówią, że walczą o podwyżki i planują akcje protestacyjne. Co ciekawe, obie placówki niedawno zdobyły najbardziej prestiżowe nagrody branżowe - Sybille. - Niestety, tego, że za tymi sukcesami stoją niegodnie wynagradzani ludzie, jakoś się nie dostrzega - podsumowuje smutno Dorota Kunicka.
Cała rzesza ubogich
Według Eurostatu i GUS, biednych pracujących jest w Polsce około 10 proc. zatrudnionych. Biednych, czyli tych na skraju ubóstwa (1205,92 zł miesięcznie w przypadku osób mieszkających samotnie oraz 2584,83 zł dla dwóch osób dorosłych z dwójką dzieci poniżej 14 lat - taką granicę wyznaczono w 2016 r.).
Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że poczucie ubóstwa jest relatywne. Jeśli brakuje na jedzenie i leki - sprawa wydaje się oczywista. Ale ubogim ma prawo czuć się i ten, kogo nie stać na kształcenie dziecka, na choćby tydzień wakacji w roku, wyjście do kina czy restauracji. Jeśli zarabia poniżej średniej krajowej (ponad 4,8 tys. zł brutto w gospodarce w IV kwartale ubiegłego roku), odbiega od normy.