Uciążliwe sąsiedztwo sklepu, które spędza sen z powiek
Mieszkanie w nowym budownictwie, w przyjemnej okolicy, blisko sklepu to niemal idealna lokalizacja dla ludzi szukających nowego lokum. Jednak sąsiedztwo ze sklepem nie może być zbyt bliskie, o czym przekonali się Barbara i Marek Pyżowie z Białegostoku. W nowym mieszkaniu, którym powinni się cieszyć i urządzać, nie mogą spokojnie żyć. Ciszę domowego ogniska zakłóca hałas chłodni
To było ich wymarzone gniazdko, którego długo szukali. Przestrzenne mieszkanie na parterze w nowym bloku przy ul. Boboli, na skraju lasu, z dogodnym dojazdem do centrum miasta - idealne miejsce dla młodego małżeństwa. By je kupić Barbara Turosińska-Pyż i Marek Pyż zadłużyli się w banku na 30 lat. Wprowadzili się do niego dokładnie 10 września 2016 roku i... jak dotąd nie przespali w nim spokojnie ani jednej nocy. Dlaczego? Przez ścianę sąsiadują z zapleczem sklepu PSS Społem gdzie znajdują się komory chłodnicze ze sprężarkami. Urządzenia pracują na tyle głośno, że słychać je w mieszkaniu państwa Pyżów. To uporczywe, bezustanne buczenie słychać wszędzie, a najbardziej w łazience, gdzie znajduje się pion wentylacyjny.
- To jest nie do wytrzymania - skarży się pani Barbara. - Ten dźwięk jest szczególnie uciążliwy w nocy, kiedy człowiek się wycisza i próbuje spokojnie zasnąć. Nam się to nie udaje już od pół roku, a to znacząco wpływa na nasze życie. Nie wysypiamy się, a to przekłada się na i naszą pracę i zdrowie.
Mieszkanie oglądali za dnia
Zanim Pyżowie wprowadzili się do nowego mieszkania, sklep działał już od ponad roku. Jak to możliwe, że tych hałasów nie zarejestrowali przed ostateczną decyzją o zakupie?
- Mieszkanie oglądaliśmy zawsze w ciągu dnia, latem, przy otwartych oknach. W takich warunkach te dźwięki są niesłyszalne. Oczywiście wiedzieliśmy, że po sąsiedzku jest sklep. Z planów jednak wynikało, że za naszą ścianą będą pomieszczenia socjalne i częściowo chłodnie. Nikt nam nie mówił, że będą tam też sprężarki i agregaty, które zazwyczaj montuje się na dachu - opowiada Barbara Turosińska-Pyż. - Nic nie wzbudziło naszych podejrzeń, tym bardziej że deweloper zaproponował, że na wszelki wypadek i na własny koszt dodatkowo wygłuszy ścianę po stronie naszego mieszkania. Nie mieliśmy powodu, by mu nie wierzyć.
Zaczęli szukać źródła hałasu i interweniować w sąsiednim sklepie i u dewelopera. Według właścicieli ten drugi, który przed kupnem mieszkania był dyspozycyjny niemal na każde ich wezwanie, dziś ich unika.
- Sprawa jest w toku i dlatego nie udzielamy żadnych informacji - ucina temat Rafał Szeliga, przedstawiciel przedsiębiorstwa budowlanego „Szeliga”, który sprzedał Pyżom mieszkanie.
Twierdzi, że już w kwietniu 2016 roku właściciele mieszkania byli świadomi istniejących hałasów i zaakceptowali rodzaj wygłuszeń.
- Gdybym o tym wiedział to czy świadomie siebie i swoją rodzinę narażałbym na warunki, w których nie da się normalnie żyć ?- pyta retorycznie Marek Pyż.
- Sprzedający świadomie wprowadził nas w błąd zatajając przed nami ten istotny fakt. Wiedział, że trudno będzie sprzedać to mieszkanie - dodaje żona.
Hałas owszem jest, ale w normie
Na razie trwa przepychanka na dokumenty. Właściciele mieszkania zgłosili sprawę do inspektoratu nadzoru budowlanego, wnioskowali o pomiar hałasu w sanepidzie. Po kontrolach inspektorzy stwierdzili, że na zapleczu sklepu nad komorami chłodniczymi pod stropem zamontowany jest zestaw sprężarek, które nie zostały wydzielone trwałymi przegrodami. Ustalili także że praca tych urządzeń owszem jest słyszalna w sąsiednim mieszkaniu, ale hałas nie przekracza ustalonych norm.
Immisje to takie działanie właściciela na swoim gruncie, którego skutki odczuwa sąsiad. Może to być dźwięk, zapach, ograniczanie widocznosci lub porzucenie nieczystosci, które przeszkadzają i utrudniają funkcjonowanie innym.
Pyżowie mają wątpliwości co do wiarygodności badań pomiaru hałasu, które były wcześniej zapowiadane. Twierdzą, że w sklepie na ten czas wyłączono hałasujące urządzenia.
- Badania zostały przeprowadzone przez niezależne laboratorium, zgodnie z zasadami sztuki i wiedzy technicznej - odpowiada Mieczysław Dąbrowski, prezes PSS Społem. - Według mojej wiedzy pomiary są w normie. Teraz sprawdzają je inspektorzy nadzoru budowlanego.
Podkreśla, że po raz pierwszy ma do czynienia z taką sytuacją i że oczywiście dostosuje się do wszelkich zaleceń inspektorów.
- To błędne koło. Powoli zaczyna nam brakować cierpliwości - mówi pani Barbara. - Nie możemy się nawet urządzić, bo wszystkie oszczędności przeznaczamy na tę sprawę. Wiemy, że może się to ciągnąć latami, a mieszkać tu musimy. Nie możemy sprzedać mieszkania nie informując zainteresowanych o problemie z hałasem. A nikt nie będzie chciał go kupić za cenę, którą my zapłaciliśmy i musieliśmy wziąć kredyt.
Prawnicy przyznają, że sprawy związane z immisjami nie należą do najłatwiejszych, a procesy ciągną się latami. Pewnym rozwiązaniem w tej sytuacji może być kontropinia, którą na żądanie i koszt właścicieli mieszkania mogą przeprowadzić biegli sądowi z zakresu budownictwa. Jeśli wyniki ich badań będą się różniły od dotychczasowych, może to być dobry argument przed sądem.