Uczciwy kurier uratował oszczędności kobiety
Żagańska policja od poniedziałku szuka gangu, który wyłudza od starszych osób gromadzone latami oszczędności nową metodą – tym razem „na kuriera”.
Przestępcy działali według sprawdzonego scenariusza. Do mieszkania starszej kobiety zadzwoniła rzekoma córka i poprosiła o pieniądze. Tłumaczyła, że grozi jej niebezpieczeństwo. Kobietę zaniepokoił zmieniony głos dzwoniącej, ale ta szybko zwaliła to na karb przeziębienia. To musiało uspokoić seniorkę, bo krok po kroku zdecydowała się wykonać polecenia „córki”. Do jednej koperty miała zapakować 500 zł, resztę, tj. 22,5 tys. zł – wsadzić do osobnej torby. Po pieniądze miał przyjechać kurier.
Tu do akcji miał wkroczyć pan Marek, mieszkaniec podżagańskiej wsi. Odebrał przesyłkę, ale widząc reakcję przerażonej kobiety, poczuł, że coś nie gra z tym całym zleceniem. – Miałem odebrać jakieś faktury dla Basi, ale zdziwiło mnie, że wysyłają mnie do kamienicy, do prywatnego mieszkania starszej pani – opowiadał dziennikarce „GL” wynajęty kurier. – W samochodzie, już po wyjściu, coś mnie tknęło. Zajrzałem do torby. W środku były dwie koperty: w jednej było 500 zł – dla mnie za zlecenie i paliwo, a w drugiej plik banknotów. Żadne tam faktury. Kompletnie nie wiedziałem, co robić. Ten mój szef ciągle do mnie wydzwaniał: najpierw kontrolował, czy już jestem na miejscu, potem dopytywał, czy mam przesyłkę. Zastanowiło mnie, dlaczego przed wejściem do mieszkania kobiety kazał mi trzymać telefon przy uchu.
Już wtedy wiedział, że stał się narzędziem w rękach oszustów. Do głowy przychodziły mu różne myśli. – A gdyby kobieta zadzwoniła na policję? Nikt by mnie nawet nie słuchał, od razu zakuliby mnie w kajdanki. Wiedziałem już, że ten Robert wydzwania do mnie, by nie dać mi czasu na zastanowienie się. Miałem zawieźć pieniądze do Bytomia Odrzańskiego. Grając na
zwłokę, powiedziałem, że muszę wymienić samochód, ale telefon nie przestawał dzwonić. Co rusz Robert pytał mnie, gdzie jestem. Nawet nie pamiętam, jak dotarłem do domu. Wpadłem do mieszkania jak oparzony.
Pan Marek opowiedział o wszystkim żonie. Od razu zdecydowali, że trzeba z tym iść na policję, choć bał się, bo wiedział, że zadarł z gangiem przestępców. – Pewnie, że się boimy, ale nie można milczeć i pozwalać, by oszuści tak się panoszyli – dodaje pani Bożena, teściowa naszego bohatera.
Z jej telefonu zadzwonił na policję. Po kwadransie siedział z torbą pieniędzy w żagańskiej komendzie i opowiadał policjantom, co się stało. Pieniądze natychmiast zabezpieczono. Przez cały czas składania zeznań wydzwaniał do niego zleceniodawca, dopytywał, gdzie jest i czy jedzie na umówione miejsce. Po ustaleniach z policją nasz kurier wybrał się do Bytomia z asystą policjantów w cywilu. Oszuści musieli zorientować się, że mężczyzna zgłosił wszystko organom ścigania, bo zaczął dostawać telefony z pogróżkami. Wtedy kontakt się urwał.
W tym samym czasie do mieszkania starszej pani w Żarach zapukali policjanci. – Kobieta początkowo zaprzeczała, aby komukolwiek dawała pieniądze, nie chciała nic mówić, bo oszustka powiedziała, że to ma być ich tajemnica. To pokazuje, jak silny wpływ na ofiary mają oszuści – zaznacza podkom. Aneta Berestecka, rzeczniczka żarskiej policji. – Zdecydowała się mówić, mając pewność, że jej córce nic nie grozi. Jak widać, oszuści wymyślają coraz to bardziej wyszukane metody. Każdą formę pożyczki wzbudzającą wątpliwości należy zgłosić policji.
Pan Marek przez kilka lat pracował jako kurier za granicą. Chciał znaleźć pracę na miejscu. Zamieścił ogłoszenie na OLX i tak znaleźli go oszuści. – Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie Robert, który podawał się za szefa firmy. Po tym kursie do Żar miał ze mną podpisać umowę. Proponował niezłe pieniądze, bo 200 złotych za każdy dzień plus zwroty za paliwo. Potrafił wzbudzić zaufanie, dosłownie wstrzelił się w punkt. Ja szukałem pracy, on mi ją proponował. Na ten sam haczyk łapią pewnie rzesze szukających pracy – mówi pan Marek.