Szkolnictwo wyższe. Na największe uniwersytety, odpowiadające za kształcenie lekarzy, latem zgłosiło się mniej chętnych. Kandydatów zabrały mniejsze ośrodki.
Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego dla tegorocznych maturzystów zainteresowanych karierą lekarza przygotowało 220 miejsc. Zgłosiło się 1676 chętnych (7,6 na miejsce). To o 10 proc. mniej niż w trakcie ubiegłorocznej rekrutacji, kiedy o indeks na medycynie rywalizowało 1891 kandydatów. Liczba podań spadła również na innych największych uczelniach. Śląski Uniwersytet Medyczny przyjął o ponad 730 mniej zgłoszeń niż przed rokiem. O jeden indeks rywalizowało tam 9 kandydatów, w ubiegłe wakacje - 10. We Wrocławiu liczba chętnych spadła z 15 na miejsce do 14, w Gdańsku z 13,1 do 11,7, w Bydgoszczy z 20 do 17,5.
Dlaczego kolejki chętnych do największych uniwersytetów medycznych wyraźnie się skróciły? Zdaniem ekspertów nie jest to efekt spadającego zainteresowania maturzystów zawodem lekarza, ale skutek większej konkurencji pośród szkół, które mogą kształcić medyków. - Wybór placówek prowadzących medycynę jest większy, a na tym straciły przede wszystkim prestiżowe uczelnie, gdzie poziom kandydatów jest najwyższy. Maturzyści wolą wybrać nowo uruchomione kierunki, bo zakładają, że tam łatwiej będzie się dostać - komentuje prof. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie.
Kandydaci, którzy zdecydowali się na debiutujące ośrodki licząc, że rywalizacja o indeks będzie tam mniej zacięta, nie mieli jednak racji. Od października studia medyczne ruszą w trzech placówkach - prywatnej Uczelni Łazar-skiego w Warszawie, Uniwersytecie Opolskim oraz Uniwersytecie Technologiczno - Humanistycznym w Radomiu. W Warszawie rekrutacja jeszcze trwa. Na UTH o każdy z 70 indeksów rywalizowało 21 kandydatów, łącznie zgłosiło się ponad 1,5 tys. osób. Na Uniwersytecie Opolskim na każde z 60 miejsc było aż 23 chętnych.
Małe ośrodki zyskały popularność także dlatego, gdyż dają szansę na naukę bliżej domu rodzinnego oraz na ograniczenie kosztów utrzymania, które w dużych miastach są ogromne.
Zdaniem prof. dr hab. med. Macieja Małeckiego, dziekana wydziału lekarskiego CM UJ, mniejsza liczba chętnych, by rozpocząć naukę medycyny właśnie na krakowskiej uczelni, nie jest jednak powodem do niepokoju. - Kierunek lekarski pozostaje bardzo popularny, a liczba chętnych wielokrotnie przekracza liczbę miejsc, którą możemy zaoferować. Dla nas najważniejsze jest zaś to, że nadal rekrutujemy najlepszych kandydatów, z najwyższymi wynikami matur - podkreśla.
Żadna z uczelni, która rozdaje indeksy medykom, nie musi martwić się o zapełnienie sal wykładowych. Chętnych na rozpoczęcie edukacji od lat jest zdecydowanie więcej niż przewidzianych dla nich miejsc. W tym roku kolejki kandydatów do największych i najbardziej prestiżowych uczelni medycznych wyraźnie się jednak skróciły.
Spośród ośrodków liderujących w zestawieniu Fundacji Edukacyjnej Perspektywy - opracowującej ranking najlepszych uniwersytetów medycznych - w porównaniu do ubiegłego roku więcej chętnych wzięło udział tylko w rekrutacji na Warszawski Uniwersytet Medyczny. Liczba osób rywalizujących o jedno miejsce wyniosła tam jednak zaledwie 5,28.
Do krakowskiego Collegium Medicum na studia stacjonarne latem zgłosiło się 200 kandydatów mniej niż rok wcześniej. Dziekan wydziału lekarskiego prof. dr hab. med. Maciej Małecki zapewnia jednak, że 10-proc. spadek zainteresowania kierunkiem lekarskim nie powinien martwić. - Natomiast tym, co rzeczywiście zwraca naszą uwagę, jest mniejsza liczba kandydatów na studia niestacjonarne. Powiększa się również różnica pomiędzy progami wymaganymi na studia płatne i bezpłatne - wskazuje.
Za wykształcenie na kierunku lekarskim prowadzonym przez UJ trzeba zapłacić w sumie 180 tys. zł. Na wyłożenie takiej kwoty decydują się kandydaci z coraz gorszymi wynikami matur. W tym roku, żeby dostać się na lekarskie studia niestacjonarne na CM UJ, wystarczyło z matur z biologii, fizyki i chemii zdobyć łącznie 190 punktów. Żeby marzyć o rozpoczęciu bezpłatnej nauki, aż 240.
Różnica pogłębia się, bo maturzyści, którym egzamin maturalny poszedł nieco gorzej, zamiast płacić za wykształcenie, wolą swojej szansy poszukać w mniejszych ośrodkach, głównie tych debiutujących w kształceniu medyków. W efekcie to właśnie tam rywalizacja o indeks była w tym roku najbardziej zacięta. Na Uniwersytecie Opolskim i Uniwersytecie Technologiczno-Humanistycznym w Radomiu w walce o każdy indeks zmierzyło się ponad 20 osób. Na liście zakwalifikowanych szczęśliwców znaleźli się jednak także ci, którzy na indeks UJ nie mieliby szans, bo progi rekrutacyjne były nieznacznie niższe.
Zdaniem prof. Andrzeja Matyi, prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej, poszerzanie listy uczelni prowadzących medycynę to właściwy kierunek. - Nie ma powodów, żeby martwić się o poziom lekarzy kształconych przez nowe placówki. Każda z nich, zanim uruchomi medycynę, musi przejść bardzo dokładną weryfikację, a umiejętności absolwentów dodatkowo sprawdza jeszcze Lekarski Egzamin Końcowy - wskazuje prof. Matyja. - Lekarzy mamy tak mało, że każdy kolejny jest na wagę złota - dodaje.
WIDEO: B. Szydło: W centrum działań służby zdrowia musi być pacjent. Rząd przyjął projekt utworzenia tzw. sieci szpitali
Źródło: TVN24, x-news