Uczymy się całe życie, nie na maturę [rozmowa]
Rozmowa z prof. Ryszardem Koziołkiem, literaturoznawcą o tym, czy obecna formuła matury się sprawdza.
- Kiedy zdawał pan maturę?
- W 1986 roku.
- Była trudna?
- Tak, ale, niestety, można było ściągać.
- Właśnie jesteśmy w trakcie maturalnego maratonu 2016. Dzisiaj kolejny dzień egzaminów. Uczniowie zdają m.in. rozszerzoną matematykę. Pana zdaniem, egzamin w obecnej formie ma jeszcze sens?
- Z całą pewnością potrzebny jest egzamin, który umożliwiałby porównanie wyników kształcenia w całej Polsce.
- Ale czy ma być to matura, taka jak obecna? Jej koszt to ok. 125 złotych na ucznia. Tymczasem wykładowcy narzekają, że na uniwersytety przychodzą nieprzygotowani uczniowie. Skoro zdają maturę, to mają prawo pójść na studia. Może egzamin nie daje pełnego obrazu ich wiedzy?
- Przede wszystkim korzysta z wymiernych kryteriów porównywania wiedzy i umiejętności uczniów. Osobom, które wyznaczają kierunki zmian w edukacji, daje wgląd w to, jaki jest poziom i efektywność kształcenia w różnych miejscach w Polsce. To bardzo ważna informacja. Pamiętajmy, że powinniśmy się bardzo bronić przed różnicowaniem się poziomu kształcenia w zależności od miejsca życia i stopnia zamożności ucznia. Ono prowadzi do pogłębiania się różnic społecznych. Dlatego jeden wspólny egzamin dla uczniów z całego kraju jest bardzo ważny. Trzeba się go trzymać. Po drugie, ten rodzaj egzaminu zlikwidował patologie, jakie pojawiały się kiedyś podczas przyjęć na uczelnie. Chodzi o rozdawanie indeksów niezgodne z zasadami, kryteriami, a nawet prawem. Obowiązująca od 2005 roku formuła matury dała nam 100-procentową transparentność, co stanowi wielki walor dla uczelni i samych kandydatów. Za niebezpieczne czy niepokojące uważam podporządkowanie przez szkoły całego kształcenia uzyskaniu jak najwyższego wyniku na maturze.
- Coś na kształt uczenia się w stylu: zakuć, zdać, zapomnieć?
- To jest niebezpieczeństwo wszystkich egzaminów, które mają formę testów. Tymczasem cały, wieloletni proces kształcenia ma dać absolwentom wiedzę i umiejętności nie tylko na maturę, ale na resztę życia. To wszystko, czego uczymy się już w przedszkolu, przez szkołę podstawową, gimnazjum, szkołę średnią, powinno być dobrem, z którym wejdziemy nie tylko na studia, ale w dorosłe życie. Natomiast dzisiaj uczniowie doskonale zdają sobie sprawę, że ich przyszłość w dużej mierze zależy od wyniku matury. Dlatego mają, i nadal będą mieli, skłonność do bagatelizowania tych treści nauczania, które z punktu widzenia egzaminu są niefunkcjonalne. To jest kłopot i problem. Zresztą bardzo trudny do rozwiązania. Dla kogoś, kto wymarzył sobie jakiś trudny i popularny kierunek studiów, gdzie o jedno miejsce walczy kilkunastu kandydatów, wynik na maturze będzie miał ogromne znaczenie, to od niego będzie zależało, czy uda mu się spełnić swoje marzenie.
- W przedwojennej Polsce matura to było coś. Młodzieniec, który zdał ten egzamin, mógł liczyć na ożenek ze szlachcianką. Dzisiaj to egzamin powszechny, do którego przystępuje prawie każdy uczeń szkoły średniej.
- Kwestia wykształcenia zaczęła nabierać znaczenia w czasach zmiany modelu społeczeństwa szlacheckiego w mieszczański. Po prostu, wiedza zaczęła się przekładać na ilość zarabianych pieniędzy i pozycję społeczną. Stąd też może większe szanse u szlachcianek. Jednak przykładami z historii powinniśmy się posługiwać bardzo ostrożnie. Przecież na przełomie XVIII i XIX wieku liczba ludzi, którzy w ogóle potrafili czytać i pisać, była niewielka.
- Dziś z tego maturalnego prestiżu nic nie zostało.
- Żyjemy w społeczeństwie wysoce demokratycznym. Oczekiwanie, żeby matura pełniła funkcję elitaryzacji kształcenia, wydaje mi się niedobrym pomysłem. Ideałem, do którego dążą współcześni architekci kształcenia, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, jest tak zwane społeczeństwo wiedzy, czyli społeczeństwo, w którym nominalnie jak największa liczba mieszkańców będzie w stanie korzystać z wiedzy wyższego poziomu. Tak zwane masowe kształcenie, często rozumiane jako coś, co obniża wartość edukacji, uważam za zdobycz cywilizacyjną. Studiować powinien każdy. Oczywiście w trakcie nauki należy stawiać wymagania, które student powinien spełnić. Jednak dostęp do kształcenia powinien być otwarty.
- To matura nie powinna być prestiżowym egzaminem?
- Sama w sobie niekoniecznie. Osiągnęliśmy taki specyficzny moment w rozwoju edukacji, w którym dyplom szkoły średniej czy szkoły wyższej nie gwarantuje znalezienia pracy. I to już prawie w każdym zawodzie. Wyjątek stanowią zawody deficytowe, gdzie już w trakcie nauki studenci są rozchwytywani przez pracodawców. Zastanawiamy się, co się stało z wykształceniem, ale to normalny stan. Dziś o tym, czy dostaniemy konkretną pracę, decydują nasze umiejętności i wiedza, jaką wyniesiemy z każdego etapu edukacji. Podobnie jest na studiach. Wykładowcy nie obchodzi, ile punktów na maturze zdobył student. Postawi przed nim pewien problem do rozwiązania. Albo będzie wiedział, jak to zrobić, albo nie. A ja cały czas zastanawiam się, w jaki sposób przekonać młodych ludzi, aby na nowo uwierzyli, że wykształcenie ma wartość samo w sobie. Matura jest ważnym, ale nie najważniejszym elementem tej układanki.
Rozmawiała Katarzyna Domagała- Szymonek