Udało się! Stary Staw znów jest połączony ze światem!
Wspólnymi siłami nowej pani wójt, jednej zdeterminowanej mieszkanki i „GL”, udało się dać mieszkańcom drogę, na którą czekali od 40 lat!
Rok 2014, ciepłe, październikowe przedpołudnie. – Pani Alf¬redo, a może byśmy policzyli te dziury w asfalcie? Weźmiemy kredę i będziemy numerować – rzuciłem do słuchawki telefonu, gdy po raz enty pisaliśmy o drodze prowadzącej do Starego Stawu. Kto pamięta ten tekst wie, że zadanie bardzo szybko nas przerosło, bo dziury w jezdni zaczęły zlewać się w jedną wielką dziurę…
Gwoli przypomnienia: tylko ktoś, kto miał okazję tamtędy przejechać wie, z jakim koszmarem drogowym musieli zmagać się mieszkańcy wspomnianej wsi. My przekonaliśmy się o tym jesienią 2013, gdy po raz pierwszy odwiedziła nas mieszkająca tam Alfreda Baranowska. Nie tylko zresztą nas, bo od tamtej pory o drodze do Starego Stawu dowiedziały się wszystkie urzędy i instytucje, które tylko mogły wywrzeć jakiś wpływ na władze gminy. Jednak kwestia remontu wciąż rozbijała się o brak pieniędzy.
Przy okazji wyborów samorządowych w sprawie drogi zaczęło pojawiać się sporo obietnic i deklaracji. Efektem była zmiana władz. Nową panią wójt została Izabela Bojko, która wiedziała, że generalny remont drogi do Starego Stawu, to sprawa honoru. Trudno więc dziwić się jej radości, gdy w maju tego roku okazało się, że gmina dostanie dofinansowanie, które pozwoli na inwestycję wartą 800 tys. zł. – Cała jestem w skowronkach! – cieszyła się wtedy wójt Bojko.
Gdyby w Starym Stawie był kronikarz, to wydarzenia z minionego wtorku wytrawiłby na złotej paterze. Na miejscu zjawiamy się tuż przez 11.00. Czerwona wstęga rozpostarta nad nowiuteńkim asfaltem, to widok, na który setka mieszkańców czekała długimi latami.
- To jest historyczny moment dla tej miejscowości, która na wybudowanie i otwarcie tej drogi czekała ponad 40 lat – mówi wójt Bojko chwytając za nożyczki. Do cięcia wstęgi zaprasza też panią Alfredę. Mieszkanka wsi nie kryje emocji. - Gdyby nas Gazeta Lubuska nie wspierała… - zawiesza znacząco głos. - Jak pani ocenią drogę? – pytam. - Bardzo dobrze! – odpowiada. - Nie za wąska? – dociekam, mając w pamięci niedawne wątpliwości z okresu budowy. - Nie! Niech już będzie taka, jaka jest. Dziękuję, że pani Izka dopięła tę sprawę. Bo tu była katastrofa! To łatanie dziur to było jak leczenie syfa rumiankiem. Pieniądze w błoto – wspomina. - Chciałbym, żeby ta droga nosiła imię wójt Izy Bojko i Gazety Lubuskiej! – wypala na koniec pani Alfreda.
Uroczystość jest krótka
Po co stać na zimnie, skoro u sołtysowej na gości czeka ciepła zupa. Szefująca wsią Józefa Domrzalska pełni tę funkcję już trzecią kadencję. Mieszka tu od urodzenia, więc sprawę drogi zna od podszewki. – W urzędzie gminy, w szufladzie była cała sterta naszych podań. – Cały czas pisaliśmy, ale ciągle nie było pieniędzy – wzrusza ramionami. - Asfalt jest tu od lat 70., od czasu jak była u nas „nafta”. – opowiada. - „Nafta”? – zaciekawiam się. - Niedaleko w polu były odwierty. Dali więc pieniądze na drogę, ale ona była na podbudowie szutrowej, nic konkretnego. Jak asfalt zaczął odlatywać, to już było widać, że pod spodem nic nie ma. Na początku nie było większego ruchu i jakoś się ta droga trzymała, ale potem ciężkie samochody zaczęły wywozić drzewa no i rozwaliła się – wyjaśnia pani sołtys.
Przed remontem pokonanie liczącego 1,3 km odcinka z prędkością większą niż 30km/h było wyzwaniem iście karkołomnym. - A teraz to czuję się jakbym jechała autostradą we Włoszech! – śmieje się Anna Kozak, mieszkanka Starego Stawu od 64 lat. - Najbardziej niebezpiecznie było jak stały kałuże. Bo zupełnie nie było widać tych nierówności. Jak tylko słyszałam sygnał pogotowia, to modliłam się, żeby to nie było do Starego Stawu, nie po tych dziurach – tłumaczy. - A były takie sytuacje, że pogotowie jednak musiało tu dojechać? – pytam. - Oczywiście. Przecież tu mamy chorych, starszych ludzi. Mieszkańcy już się tych dziur na pamięć nauczyli i potrafili je omijać. Ale jak ktoś obcy jechał, to było niebezpiecznie – dodaje.
Nie tylko kierowcy karetek mieli problem
– Kiedyś to była tragedia. Teraz jest elegancko! Nieporównywalnie lepiej – mówi Andrzej Nadratowski, kierowca autobusu. Przed remontem on i jego koledzy wręcz bali się o swoje pojazdy, gdy mieli kurs do Starego Stawu. – Tylko przydałyby się takie odblaskowe słupki na poboczu – dodaje.
Zadzwoniłem w tej sprawie do pani wójt. Słupki też niedługo będą.