Uderzył głową bez kasku o tor w Rybniku ... [WIDEO]
Były żużlowiec, Bronisław Rajnhold przeżył koszmarny wypadek na rybnickim torze. Na pechowym łuku, też spadł mi z głowy kask. Tydzień byłem nieprzytomny - wspomina
Tragiczne w skutkach wypadki, koszmarne kraksy, krew i roztrzaskane motocykle... To nieodłączny element żużla. Dobrze o tym wiedzą rybniccy kibice, którzy w historii widzieli wiele koszmarnych wypadków, a nawet śmierć. - Wypadki na żużlu były, są i będą. Banał? Ale tak jest. Mimo zabezpieczeń, coraz lepszego sprzętu nie da ich się do końca wyeliminować - przyznaje Bronisław Rajnhold, który 45 lat temu przeżył koszmarny wypadek na rybnickim owalu. W okolicznościach, podobny do tego z udziałem Krystiana Rempały z niedzieli 22 maja. Krystian nie przeżył.
Spadł kask, głowa roztrzaskana
1 maja 1971 roku święto państwowe w Rybniku zapowiadało się niezwykle wyjątkowo. Dzień wolny, a do tego KS ROW Rybnik podejmował Unię Tarnów. Od rana pogoda nad miastem była kapryśna. Mżawka nie odstraszyła jednak nikogo. Na stadion przy ulicy Gliwickiej przybyły tłumy rybniczan, pragnących emocji i zwycięstwa gospodarzy, w składzie których jeździły wówczas takie gwiazdy jak: Antoni Woryna, Andrzej Wyglenda, Stanisław Tkocz. Tych nazwisk nie trzeba było przedstawiać żadnemu fanowi czarnego sportu. Na mecz z Unią Tarnów w rybnickim zespole znalazł się również Bronisław Rajnhold (w latach. 70. występował pod nazwiskiem Reihold).
Dla - wówczas- 20-latka był to kolejny mecz w sezonie. Niecały miesiąc wcześniej zdobył punkt i zaliczył upadek w trudnym spotkaniu ze Stalą Gorzów z wybitnym Edwardem Jancarzem na czele. Młody żużlowiec, pochodzący z familoka na niewiadomskiej Beacie, liczył na jeszcze lepszy występ. - Tłumy, stadion pękał w szwach. Emocje niesamowite. Kochałem się ścigać. Liczyłem, że mimo kiepskiej pogody, dobrze się zaprezentuję. Byłem młody, na torze chciałem tylko wygrywać - wspomina Bronisław Rajnhold.
Mimo kiepskiej pogody zawody na owalu przy Gliwickiej udało się rozegrać. Od początku spotkanie układało się po myśli gospodarzy. Choć żużlowcy walczyli nie tylko z przeciwnikami, ale także z warunkami na torze. - Miałem za sobą kilka biegów. W pierwszym wyścigu jechałem z Jerzym Grytem i jak dobrze pamiętam, byłem trzeci. Z biegu na bieg jechało mi się coraz gorzej, bo strasznie sypało nawierzchnią w oczy spod maszyn. Nie było wtedy takiego sprzętu jak teraz. Nieraz trzeba było w ogóle ściągnąć gogle, żeby coś widzieć i dojechać do mety. Tak też się załatwiłem w tym meczu... - dodaje Bronisław Rajnhold. Z każdym kolejnym biegiem 20-letni wówczas żużlowiec miał coraz bardziej ograniczoną widoczność. Przez tzw. szprycę, którą dostawał po goglach i oczach, niewiele widział przed swoim ostatnim startem dnia.
Wtedy poszedł do kierownika i powiedział mu, że nic nie widzi. Ten z kolei skierował go do lekarza. Doktor Nowak przepłukał mu oczy, ale to nie pomogło. W jego miejsce miał pojechać Stanisław Tkocz, ale ten był już przebrany, więc młody żużlowiec zgodził się na start. - Kazali, to jechałem. Wyjeżdżając z parku maszyn nie widziałem stadionu. Strasznie ograniczoną widoczność miałem. Byłem młody i głupi - tłumaczy. Po latach, przyznaje, że mógł przerwać taśmę i wykluczyć się z biegu zamiast ryzykować. Jednak wystartował i od początku jechał niemal po omacku.
- Teraz zaczynają się wspomnienia innych, bo ja niewiele pamiętam ze zdarzenia. Na trzecim okrążeniu zajmowałem bodaj trzecią pozycję. Wchodziłem w łuk. Ten, na którym teraz ten tragiczny wypadek miał Krystian Rempała. Tanaś albo Chorabik. Któryś z nich jechał blisko siatki. Jakieś metr, może półtora metra od niej. Może mi się wydawało, że tam jest więcej miejsca? Nie było, wjechałem między zawodnika i siatkę, roztrzaskałem się - wspomina Bronisław Rajnhold. Jeszcze zanim upadł na tor z jego głowy spadł kask. - Nawet nie biegłem do ciebie. Myślałem, że jesteś bez głowy - miał powiedzieć później żużlowcowi jeden z rybnickich mechaników. Nieprzytomnego 20-latka odwieziono do nieistniejącego już szpitala na ulicy Rudzkiej. - Ciężki wstrząs mózgu i pęknięcie podstawy czaszki - brzmiała diagnoza lekarska. W tamtych czasach to był niemal jak wyrok. Lekarze nie mieli specjalistycznego sprzętu. - Obudziłem się po tygodniu. Wiem, że doktor Zejer chodził i mnie oglądał. Niewiele jednak mógł zrobić. Trzeba było czekać. Na szczęście mój organizm był silny i sam się wybronił. Miałem szczęście, gdybym wtedy zmarł, dziś chyba nikt by o tym nie pamiętał - podkreśla.
Zamienił motocykl na kilof
Młody organizm żużlowca wybronił się i Bronisław Rajnhold wrócił na motocykl. Rok później podczas pierwszego po zimie treningu w Rybniku zanotował kolejny groźny wypadek. Podczas niego łańcuszek sprzęgła przeciął mu ścięgno Achillesa (kilka lat wcześniej na jednym z treningów złamał też sobie nogę). Kiedy w 1972 r. chciał zakończyć karierę, skusili go działacze z Zielonej Góry na występy. Odjechał sezon, a po jego zakończeniu ożenił się, a kilka miesięcy później urodził mu się syn. - Po sezonie działacze z Zielonej Góry chcieli bym dalej jeździł. Oferowali przeprowadzkę całej mojej rodzinie. Wszyscy się o mnie bali. Żona również. Nie zgodziła się na przeprowadzkę. Skończyłem karierę, poszedłem na kopalnię, a dziś jestem już 20 lat na emeryturze. I cieszę się życiem. Choć do żużla zawsze mnie ciągnie. To pasja - kończy Bronisław Rajnhold.
Dziś żużlowa Polska żegna Krystiana Rempałę, utalentowanego zawodnika Unii Tarnów. 18-latek spocznie na cmentarzu w Tarnowie - Mościcach. Pożegnają go również kibice ze Śląska
Rodzina, koledzy z toru i kibice towarzyszyć będą dzisiaj w ostatniej drodze Krystianowi Rempale, tragicznie zmarłemu przed tygodniem żużlowcowi Unii Tarnów. O godzinie 13 zaplanowano początek Mszy św. pogrzebowej w kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Tarnowie - Mościcach. Oprócz kibiców Unii Tarnów 18-latka pożegnają także fani czarnego sportu z całej Polski, w tym także z Rybnika. W większości kibice zbierają się indywidualnie. - Pojadę ze znajomymi. Musimy tam być i to nie tylko dlatego, że to stało się na naszym torze. Szkoda chłopaka, miał tylko 18 lat... - przyznaje Marek Kosztuń, kibic z Rybnika.
Do Tarnowa wybierają się także delegacje klubów żużlowych, w tym także KS ROW-u Rybnik. 18-latek spocznie na cmentarzu w Mościcach. Krystian Rempała urodził się 1 kwietnia 1998 r. Żużlowcem był jego ojciec Jacek, a także wujkowie: Tomasz, Grzegorz i Marcin. Dwójka z nich reprezentowała rybnicki klub. Marcin jeździł z rekinem na plastronie w latach 2009-2010, a Jacek w 2012 roku.
Krystian był wychowankiem Stali Rzeszów, a licencję żużlową zdał w 2013 r. Uchodził za wielki talent. Od 2015 r. ścigał się w polskiej Ekstralidze, najpierw w rzeszowskim zespole (średnia biegowa 1,17 pkt.), a w tym roku w Unii Tarnów. We wrześniu ubiegłego roku zdobył z reprezentacją Polski w czeskim Pilznie Drużynowe Mistrzostwo Europy Juniorów. To będzie drugi pogrzeb żużlowca w tym tygodniu. W czwartek w niemieckim Ettlingen niedaleko Karlsruhe, pochowany został Stanisław Tkocz (79 l.) , w ybitny zawodnik ROW-u Rybnik w latach 50., 60. i 70. XX wieku.