Uduszony dwulatek z Chodzieży przed śmiercią dostawał do jedzenia karmę dla szczurów i niedopałki papierosów. Matka i ojczym się przyznali
Dwuletni Marcel z Chodzieży, zanim został uduszony przez matkę, był ofiarą wielomiesięcznej przemocy domowej. Dotarliśmy do szczegółów zarzutów, które usłyszała matka zmarłego chłopca oraz jej partner. Matka, oprócz zarzutu uduszenia synka, jest podejrzana także o to, że wspólnie ze swoim partnerem przez wiele miesięcy znęcała się nad dwulatkiem. Chłopiec zjadał… karmę dla szczurów hodowlanych oraz niedopałki papierosów. Był także bity i podduszany. Aż do 12 marca, gdy został uduszony.
21-letnia Anita W. oraz jej chłopak 22-letni Martin K., przyznali się do zarzutów. Matka do uduszenia synka i znęcania się nad nim ze szczególnym okrucieństwem. Jej konkubent do znęcania się do szczególnym okrucieństwem, które trwało od kwietnia ubiegłego roku. Zatrzymano ich w nocy z 12 na 13 marca. Ona była nietrzeźwa. Oboje trafili do aresztu.
Czytaj więcej: Poznań: młody ojciec z Poznania z zarzutem usiłowania zabójstwa 6-miesięcznej córki
Jak się dowiedzieliśmy, znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem miało polegać na tym, że dwuletni Marcel od prawie roku był bity, wrzucany do łóżeczka, podduszany kołdrą. Jego opiekunowie pozwalali także, by zjadał karmę dla szczurów hodowlanych oraz niedopałki papierosów. Chłopiec był zaniedbany, często chodził w brudnych pieluchach.
Od października niewiele zrobiono ws. złamania nogi u Marcela. Doszło do antydatowania dokumentów?
Być może tragedii dałoby się uniknąć, gdyby policja i prokuratura wcześniej wyjaśniły sprawę z jesieni ubiegłego roku. 14 października do chodzieskiej prokuratury trafiły materiały z tamtejszej policji w sprawie złamania nogi małego Marcela. Podejrzewano, że złamanie mogło być wynikiem pobicia chłopca przez konkubenta matki.
- Sprawę złamania nogi u tego chłopca zainicjowało zawiadomienie ze szpitala
– mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. - Policjanci w tamtym okresie, czyli w październiku ubiegłego roku, przeprowadzili różne czynności wyjaśniające, były oględziny, notatki. Potem jednak zaniechano dalszych działań, nie było zainteresowania losem tego dziecka. Przez kilka miesięcy nie było żadnych czynności. W efekcie stanowisko stracił komendant policji w Chodzieży, który jako szef odpowiadał za pracę podległych mu policjantów. Wciąż trwają prace policyjnego Wydziału Kontroli, który przygotuje sprawozdanie.
Ale konsekwencje poniósł nie tylko chodzieski komendant Sławomir Sobański. Decyzje personalne zapadły również wobec pracowników chodzieskiej prokuratury. Zawieszono w czynnościach asesor Justynę Zasadę oraz szefa chodzieskiej Prokuratury Rejonowej Pawła Ciesielczyka.
Pani asesor zarzucono, że dopiero 3 stycznia wszczęła postępowanie dotyczące złamania nogi u chłopca. Jednak z dwóch niezależnych źródeł usłyszeliśmy, że styczniowa data może być nieprawdziwa. Nasi rozmówcy przedstawiają wersję, że doszło do antydatowania dokumentów. Czyli w marcu, gdy wybuchła afera, antydatowano pisma, które miałyby wskazywać, że od stycznia cokolwiek robiono ze sprawą złamanej nogi chłopca.
- Czy antydatowano pisma? Tego nie wiem, trwa postępowanie wyjaśniające w Prokuraturze Regionalnej w Poznaniu w sprawie pracowników chodzieskiej prokuratury
– mówi nam prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
Szef chodzieskiej prokuratury zawieszony za brak nadzoru. "W prokuraturze, obciążonej wieloma sprawami, nadzór jest fikcją"
O sprawie rozwialiśmy z kilkoma prawnikami. Część z nich podkreśla, że doszło do ewidentnych zaniedbań ze strony organów ścigania i ktoś powinien ponieść odpowiedzialność. Niektórzy nasi rozmówcy biorą jednak w obronę prokuratora Pawła Ciesielczyka, zawieszonego w czynnościach szefa prokuratury w Chodzieży.
- Zrzucana jest na niego cała odpowiedzialność, ale proszę wierzyć, że szef prokuratury rejonowej nie jest w stanie wszędzie zajrzeć, wszystkiego dopilnować i sprawdzać każdego podwładnego. Tym bardziej, że prokuratury rejonowe są zawalone sprawami i pracują po godzinach, żeby się odkopać z tych wszystkich postępowań. Tak wygląda ten system – mówi nam jeden z prokuratorów.
Padają też głosy, że prokurator Ciesielczyk niekoniecznie był ulubieńcem kierownictwa Prokuratury Krajowej. W zeszłym roku prokurator Ciesielczyk upierał się przy zwolnieniu z tajemnicy zawodowej księży z poznańskiej kurii, w tym samego arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Domagał się materiałów z kurii ws. księdza, który przez lata miał gwałcić ministranta z Chodzieży. Księża zostali zwolnieni z tajemnicy, ale gdy do tego doszło, stwierdzili, że wszystkie dokumenty wcześniej przekazali Stolicy Apostolskiej. W grę wchodziło nawet zwrócenie się do Watykanu o pomoc prawną, ale na tę czynność nie zgodziła się Prokuratura Krajowa.
Czytaj więcej: Sprawa księdza pedofila. Sąd, na wniosek chodzieskiej prokuratury, zwalnia abpa Gądeckiego z tajemnicy zawodowej
- Obecne kierownictwo prokuratury, związane z prawicą, trzyma z Kościołem. Znany jest przypadek innego prokuratora z południa Polski, który również domagał się od jednej z kurii wydania dokumentów ws. księdza pedofila. Przełożeni tego prokuratora najpierw zablokowali jego działania, a potem odwołali z zajmowanego stanowiska. Jaki ma to związek z prokuratorem Ciesielczykiem? Jego szefowie z Warszawy mają teraz doskonałą okazję, by my przyłożyć w tej bulwersującej przecież sprawie. Każdemu jednak można zarzucić brak nadzoru nad podwładnym. Przy brakach kadrowych w prokuratorze i natłoku spraw, nadzór jest fikcją – mówi nam jeden z wielkopolskich adwokatów.