UE da pieniądze na klęski naturalne [rozmowa]
Gdy wyleje Wisła, kasa z RPO będzie mogła zostać przesunięta na odbudowę. Tę opinię przyjął Komitet Regionów. Jej autor to Adam Banaszak, wiceprzewodniczący sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego.
Można w ogóle przewidzieć katastrofę naturalną? Bo takie przecież założenie przyświeca rozwiązaniom zawartym w opinii, której jest pan autorem.
W świecie, w Europie zmieniło się podejście do tego tematu. Przede wszystkim nie może być takiej sytuacji, że tylko reagujemy na klęski żywiołowe...
Właśnie, tu też nasuwa się pytanie o samą filozofię unijnych mechanizmów prawnych? Niby chodzi nie o reagowanie, ale przeciwdziałanie kataklizmom. Ale chyba w dużej mierze jedno wynika z drugiego?
Musimy być przygotowani na klęski. W jaki sposób? Przede wszystkim musimy robić wszystko, by maksymalnie obniżyć straty w ludziach, ale też straty, jeżeli chodzi o infrastrukturę, która może zostać zniszczona przez żywioł. No, a po drugie, musimy mieć opracowany plan ryzyka na wypadek, kiedy takie zdarzenie już wystąpi. Ważne, jak budujemy. Musimy pamiętać, by, na przykład, gdy inwestujemy na terenach zagrożonych, wznoszone budynki, w ogóle cała infrastruktura była odporna na siły natury.
To właśnie miał na myśli Christos Stylianides z Cypru, unijny komisarz do spraw pomocy humanitarnej i zarządzania kryzysowego, mówiąc, że wydając 1 euro na zapobieganie klęskom, oszczędzamy 4 na usuwaniu późniejszych klęsk?
Jeśli chodzi o przygotowania do ewentualnych kataklizmów, które mogą nastąpić w przyszłości, to zdecydowanie ważną rolę odegrała tutaj Unia Europejska. Do 2016 roku wszystkie kraje członkowskie musiały przygotować plany ryzyka, które są wdrażane również regionalnie, lokalnie.
Powstały jakieś konkrety dotyczące naszego regionu, Pomorza i Kujaw?
W ten plan została wpisana między innymi budowa nowej tamy w Nieszawie. Chodzi o to, by być przygotowanym na tego typu zdarzenia, pomniejszać ich skutki. Taki plan ryzyka, w tym przypadku, w tej chwili już powstały, musi być uaktualniany. On jest potrzebny, żeby dobrze, szybko reagować, jeżeli już jakaś klęska wystąpi.
Jako przedstawiciel samorządu, wiceprzewodniczący sejmiku wojewódzkiego jest pan członkiem Komitetu Regionów UE. Przygotował pan opinię dotyczącą realizacji postanowień zawartych w tzw. „porozumieniu z Sendai”. Protokół powstały po konferencji w marcu 2015 roku w Japonii zakłada między innymi zmniejszenie „śmiertelności wskutek katastrof” i „strat gospodarczych w stosunku do światowego PKB”. To piękne słowa, ale kto tak naprawdę ma to realizować?
Kompetencja, jeśli chodzi o reagowanie, o przygotowanie na klęski żywiołowe, jest na poziomie krajowym. Wprawdzie w Unii Europejskiej wygląda to różnie, ale w Polsce akurat zdecydowanie takie działania są w gestii władz krajowych. Te obowiązki następnie cedowane są niżej, na wojewodę i na podległe mu służby. Ale oczywiście, jeżeli wystąpi klęska, to władze lokalne, czyli samorządowcy są tymi, którzy jako pierwsi muszą być przygotowani, muszą potrafić odpowiedzieć na wystąpienie takiej sytuacji.
Konkretnie, jak to wygląda?
Można podać przykład Ochotniczej Straży Pożarnej. OSP współpracują w ramach krajowego systemu z Państwową Strażą Pożarną, natomiast jednocześnie są to służby, które służą pomocą i reagują poprzez współpracę z władzami lokalnymi jako pierwsze. W naszym przypadku najczęściej śpieszą z pomocą w razie pożarów, wichur, podtopień, czy nawet powodzi. Wiele pożarów, wiele takich wydarzeń, które mogłyby rozwinąć się w klęskę żywiołową, zostały opanowane w zalążku dzięki funkcjonowaniu OSP. Można było tego uniknąć dzięki ich szybkiej reakcji. Tu również ważną rolę odgrywają straże miejskie, które również są włączone w te plany i przygotowane na sytuacje kryzysowe.
Mówimy zatem o kompetencjach państwa oraz władzy w samorządach. A w takim razie, jaki wpływ na przeciwdziałanie klęskom ma sama Unia Europejska, w której instytucjach powstają wspomniane regulacje?
To, na co ma wpływ Unia, to po pierwsze sposób wydatkowania środków. Pieniądze europejskie, które trafiają na tworzenie danej infrastruktury, budynków, dróg, mostów, powinny być przekazywane tylko, jeśli będzie spełniony ten element odporności tych budowli na ryzyko klęski. Natomiast nowy mechanizm, który w tej chwili jest wprowadzany, to pomoc przy odbudowie po klęsce żywiołowej. Dzięki temu mechanizmowi będzie można przesuwać środki w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego właśnie na odbudowę infrastruktury, która uległa zniszczeniu. A co istotne, to finansowanie może być w wysokości stu procent. To jest oczywiście bardzo ważne, bo trudno nagle znaleźć tak duże pieniądze, aby odbudować to, co zostało zniszczone przez żywioł.
Komuś się zabierze, a komuś się da?
To jest oczywiście decyzja władz państwowych, jak też regionalnych. Jak wiemy, środki z unii pochodzą z wpłat krajowych. To jest budżet ograniczony, który podzielono na 7 lat, więc w żaden sposób nie można stworzyć czegoś nowego. Oczywiście, w wypadkach supertrudnych sytuacji uruchamiane jest coś takiego, jak fundusz solidarności. Używa się go przy wszystkich zdarzeniach, które mają charakter ponadregionalny, ponadpaństwowy. Klęski żywiołowe, jak wiadomo nie znają granic. Kiedy dotykają kilku państw jednocześnie, stosowane są tego typu fundusze.
Usuwanie skutków klęsk będzie można pokryć w 100 proc. z pieniędzy programu operacyjnego UE
Pańska opinia dotycząca protokołu z Sendai odnosi się jednak do lokalnych zdarzeń.
Mówimy o takiej sytuacji: dany region uważa, że musi w sposób nagły wspomóc społeczność lokalną, aby dać tej społeczności możliwości normalnego funkcjonowania, a nie ma takich wielkich pieniędzy w ramach własnego budżetu. I nasze rozwiązanie w formie opinii przyjętej przez Komitet Regionów Unii Europejskiej zakłada, że taki samorząd w związku z nadzwyczajną sytuacją będzie miał prawo do przesunięcia środków europejskich, które były planowane na rozwój - właśnie na odbudowę zniszczonej infrastruktury. To do tej pory było niemożliwe. Teraz będzie miał prawo przesunąć aż sto procent środków na odbudowę. To istotne dlatego, bo tak jak wiemy, w przypadku środków rozwojowych ten udział UE jest tylko częściowy. A w tym przypadku mówimy o całkowitym pokryciu; o całkowitym odbudowaniu tego, co zostało zniszczone.
Jakie znaczenie mają opinie uchwalane w Komitecie Regionów?
KR powstał na podstawie traktatu z Maastricht. Jego rola jest opiniująca. Ma prawo zaskarżania decyzji, które są podejmowane na poziomie Rady Europejskiej, wspólnie z Parlamentem Europejskim. O ile one nie respektują zasady tak zwanej subsydialności, czyli w tym przypadku wspierania samorządów, a nie zabierania im kompetencji. Komitet Regionów zajmuje się wszystkim tym, co dotyczy władz lokalnych i regionalnych. Standardowa procedura jest taka, że wszystko, co zostanie przygotowane w komisji, przed trafieniem do parlamentu oraz zanim trafi do rozpatrzenia na poziom Rady Europejskiej, trafia do nas, do władz samorządowych, lokalnych. W traktacie z Lizbony rola KR została jeszcze wzmocniona, bo można go nazwać - jeżeli chodzi o poziom Brukseli - pewnego rodzaju senatem samorządowym. Nie ma uprawnień do stanowienia prawa, ale ma prawo do jego wetowania, zaskarżania do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, no i także zmieniania prawa w ten sposób, że zanim zostanie ono przyjęte, to możemy proponować zmiany w legislacji europejskiej dotyczące samorządów. I często tak się dzieje, że nasze propozycje konkretyzują pewne rozwiązania, które są ważne dla samorządów.
Czy Komitet zastosował kiedykolwiek w swojej historii prawo weta wobec jakiejś unijnej dyrektywy?
Do tej pory tylko kilka razy groziliśmy zaskarżeniem pewnych rozwiązań, ale generalnie nasze opinie są brane pod uwagę. Dodatkową rolą komitetu, taką naturalną jest „przenoszenie unii” na poziom samorządów, na poziom lokalny. Chodzi o realny kontakt z mieszkańcami. Robimy to też przez konferencje, spotkania, przez kontakt z mediami.
Ktoś obliczył, że około dwie trzecie unijnego prawodawstwa to właśnie regulacje dotyczące samorządów. Jeśli KR jest właśnie tak blisko obywateli krajów członkowskich, to może właśnie do państwa powinno się mieć większe pretensje niż do europosłów? Pretensje, ale też oczekiwania.
Uważam, że dużo większą władzę mają europosłowie, a decyzje zapadają na poziomie Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej. My jesteśmy tylko instytucją opiniującą. Finansowaną wprawdzie z budżetu UE, ale i najtańszą. Nie mamy żadnych wynagrodzeń, asystentów, nie ma tych kosztów, bo pracujemy w regionie - tam dostajemy wynagrodzenie, tam prowadzimy swoje biura. Tu działamy ekspercko. Reprezentujemy regiony, miasta i gminy.