Lisa, siostra Lassego i Bossego (tak, tak, to dzieciaki z Bullerbyn) narzekała, że Wigilia to dzień, w którym czas - w oczekiwaniu na pierwszą gwiazdkę - bardzo się dłuży.
Kiedy od przyjaciółki Anny usłyszała, że „od tego czekania ludziom siwieją włosy” podchodziła stale do lustra, by zobaczyć, czy jej pszeniczne loki już się posrebrzyły. Piękna bajka, dla mnie hit literatury dziecięcej, po który stale jeszcze sięgam, by przenieść się w inny wymiar...
Czasy tak bardzo się zmieniły, że jeśli kiedyś godzin brakuje, to właśnie 24 grudnia. Któraś z dobrze zorganizowanych Czytelniczek powie, że to kwestia organizacji pracy w kuchni. I pewnie ma rację, jednak w Wigilię czas pędzi jak w żaden inny dzień roku.
To, że barszcz mruga na kuchni, pierogi ulepione, ryba w galarecie tężeje, a zmielony mak czeka na okraszenie go bakaliami i „opakowanie ciastem” nic nie znaczy. Bo oprócz dań wigilijnych miałaś Droga Czytelniczko, ambicje sama zrobić obowiązkowy zestaw świątecznych potraw (bigos, sałatki, mięsa, surówki, itd). Kupne? Broń boże!
Masz dwie ręce, więc nie pozwolisz, by rodzina pałaszowała garmażerkę. Urobiłaś się po pachy, więc kiedy zasiądziesz do wigilijnej wieczerzy, czy będziesz miała jeszcze siły, by poczuć magię świąt?
Mimo wszystko pięknej Gwiazdki życzę...