"Ukraińcy muszą powiedzieć prawdę o Wołyniu"
- Ukraińcy muszą powiedzieć prawdę, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej dopuścili się ludobójstwa - mówi ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski. - Pochować kości i powiedzieć prawdę.
Będziemy mogli mówić o porozumieniu między Polakami a Ukraińcami?
Skłóciła nas ideologia, która nie dotyczy całego narodu ukraińskiego. Nacjonalizm integralny powstał w środowisku Ukraińców pod zaborem austriackim (w Galicji Wschodniej) i był proniemiecki oraz skierowany przeciwko Polakom i Żydom. Niestety, część narodu ukraińskiego podczas II wojny światowej uległa temu nacjonalizmowi. Jeden z nieżyjących żołnierzy samoobrony kresowej napisał, że ma pretensje nie tyle do słabo wykształconych i niepiśmiennych młodych chłopców, którzy dali się wciągnąć do UPA (Ukraińska Powstańcza Armia), co do działaczy nacjonalistycznych, którzy mieszali im w głowach.
Proszę określić warunki brzegowe porozumienia.
Ukraińcy muszą powiedzieć prawdę, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej dopuścili się ludobójstwa. Przypomnę, że Polacy przez 27 lat III RP nie potrafili tego zrobić. Wszystkie próby były torpedowane. Dopiero w ubiegłym roku najpierw Senat, a później Sejm nazwał rzeź na Wołyniu ludobójstwem. Co ciekawe, Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów przyznał, że były naciski z ambasady amerykańskiej, ażeby takiej uchwały nie przyjmować. To pokazuje, jaki mamy wielki problem w relacjach polsko - ukraińskich.
Niedawno prezes Kaczyński na Podkarpaciu powiedział, że jeśli Ukraina będzie czciła UPA, to Polska nie będzie jej ambasadorem na Zachodzie.
Rozmawialiśmy z Jarosławem Kaczyńskim na ten temat już w 2009 roku i wtedy zachowywał się trochę jak Lech Wałęsa: jestem za, a nawet przeciw. Jego śp. brat Lech Kaczyński mocno popierał prezydenta Juszczenkę. Później Jarosław Kaczyński był na Majdanie i w obecności czerwono-czarnych flag UPA, krzyknął: „sława Ukrainie, herojam sława”, co jest okrzykiem banderowskim. Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński, jak i obecny na Majdanie Paweł Kukiz przeszli pewną drogę. Zreflektowali się, że: Ukraina - tak, Bandera - nie, co jest zgodne z hasłami kresowymi. My mówimy: Ukraina - przyjaźń i współpraca. UPA i Bandera - nie.
Czy to jest jeden z tzw. warunków brzegowych?
Jak najbardziej, strona polska, choć z ogromnymi oporami to spełniła. Natomiast po stronie ukraińskiej jest odwrotnie. Oni wypierają ludobójstwo. Najpierw mówili, że nic się nie stało, później, no jeśli coś było, to zrobili to ruscy agenci. Następnie: jeśli coś było, to nie w takiej skali itd. Wykopanie absolutnego rowu nastąpiło 9 kwietnia 2015 roku, kiedy do Kijowa przyjechał prezydent Bronisław Komorowski. Dwie godziny po jego wystąpieniu w kijowskim parlamencie, przemawiał deputowany Jurij Szuchewycz, syn dowódcy UPA Romana Szuchewycza i zgłosił ustawę, która nie tylko gloryfikuje UPA, ale umożliwia skazanie sądowne tych, którzy sprzeciwiają się tej gloryfikacji, czyli np. Polaków! To był ogromny policzek dla Polski. Przypomnę, że ta ustawa ciągle obowiązuje. Słyszałem zapewnienia ministra Witolda Waszczykowskiego, że ze strony polskiej będą naciski, aby Ukraińcy to zmienili, ale nic takiego nie nastąpiło. A przypomnę, że Polska ciągle wspiera finansowo Ukrainę. Minister Waszczykowski z budżetu MSZ dał 30 milionów na rzecz ukraińskich samorządów. Do tego półtora miliona Ukraińców jest już w Polsce, a tamta ustawa ciągle obowiązuje. To jest porażka polskiej dyplomacji. Podobnie jak postawa polskiego ambasadora w Kijowie Jana Piekło, który ludobójstwo nazwał „incydentem” i wyraził zrozumienia dla kultu UPA
Kolejny warunek, to?
Pochowanie ofiar. W drodze do Bydgoszczy słuchałem radia o wręczaniu not identyfikacyjnych rodzinom „żołnierzy wyklętych”. Wspaniała uroczystość. Dlaczego tego nie robi się wobec ofiar ludobójstwa?! Przecież tam nie mówimy o pojedynczych grobach, a o dziesiątkach tysięcy zamordowanych.
Ukraińcy musieliby postawić las setek, tysięcy krzyży na terenie byłych wsi, gdzie zabijali Polaków.
Tam są gdzieś bezimienne doły, nawet nikt nie chciał ich wskazać, oznaczyć. Niektórych ekshumacji dokonano np. w miejscowościach Ostrówki - Wola Ostrowiecka - 1,1 tys. ofiar. Zapowiadano uroczyste odsłonięcie pomnika ofiar przez prezydentów - wtedy Janukowicza i Komorowskiego, ale na zapowiedziach się skończyło. W ciągu ostatniego półtora roku nie działo się kompletnie nic. Żadnych ekshumacji, stawiania krzyży czy tablic. Prezydent Andrzej Duda dwukrotnie był na Ukrainie i też milczy na ten temat. Widać wyraźnie, że poświęcono pamięć o pomordowanych i zaniechano ekshumacji dla poprawności politycznej. Często słyszę od tych, którzy stracili tam swoich bliskich, że chodzi im o prawdę i pochowanie kości. To są niespełnione od ponad 70 lat warunki brzegowe relacji polsko - ukraińskich. Polska jest już niepodległa od 28 lat, a Ukraina od 26 lat!
Po raz pierwszy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odmówiło dofinansowania obchodów akcji „Wisła”, której 70. rocznicę właśnie obchodzimy.
Przez cztery lata byłem w komisji wspólnej mniejszości narodowych polskiego rządu, gdzie reprezentowałem mniejszość ormiańską. Dobrze, że rząd wspiera mniejszości, dofinansowuje działalność kulturalną, oświatową i chroni zabytki. Ale nie może być bezkrytyczny wobec niektórych poczynań. A przypomnę, że członkowie Związku Ukraińców negowali historię i polską politykę. Różne środowiska krytykowały rząd za to, że daje pieniądze Związkowi Ukraińców, a oni - mówiąc delikatnie - wpychają kij w mrowisko. Kiedyś w TVP Historia miałem polemikę z Piotrem Tymą, prezesem Związku Ukraińców. Zapytałem go, czy na Wołyniu doszło do ludobójstwa? Zaprzeczył. Jeżeli ktoś zaprzecza prawdzie historycznej i pomimo tego dostaje pieniądze, to coś jest nie tak. Uważam, że to nie budżet państwa powinien finansować takie obchody. Rodziny Kresowe upamiętniają pomordowanych za własne pieniądze.
Oficjalnym pretekstem rozpoczęcia akcji „Wisła” był zamach na generała Karola Świerczewskiego.
Zabójstwo gen. Świerczewskiego było tylko pretekstem, bo decyzja o przesiedleniu zapadła pod koniec 1946 roku, kiedy Świerczewski jeszcze żył. Zastrzelenie generała - a do dziś nie wiadomo, jak on zginął, są teorie, że był to wewnętrzny spisek wojskowy - było idealną okazją. Decyzja zapadła w Moskwie, która przeprowadziła identyczną akcję po drugiej stronie Bugu. W Polsce - stosując odpowiedzialność zbiorową za wspieranie UPA - przesiedlono 140 tys. ludzi na Ziemie Odzyskane. Strona radziecka przesiedlała na Syberię, mordując ludzi i paląc wsie. Uważano, że to jedyny sposób na powstrzymanie UPA, która nie złożyła broni po zakończeniu wojny.
Szacuje się, że wtedy w Bieszczadach UPA liczyła ok. 2,4 tys. ludzi, w tym 700 cywili. W zbrojnych kureniach walczyło ok. półtora tysiąca banderowców.
Służba Bezpeki UPA dokonywała krwawych akcji nawet na ludności ukraińskiej i łemkowskiej wymuszając żywność i wcielając na siłę młodych chłopców do UPA. Siali terror nawet wśród swojej ludności. Plany akcji „Wisła” przygotował gen. Stefan Mossor, przedwojenny dowódca pułku strzelców konnych w Żółkwi. On nie patrzył na ideologię, a na integralność państwa polskiego. UPA dążyła do oderwania terenów na zachód od linii Curzona (dzisiejsza Lubelszczyzna i Podkarpacie) od Polski i stworzenia własnego państwa. Liczyli, że pomoże im w tym trzecia wojna światowa. W przeciwieństwie do działań „żołnierzy wyklętych” była to działalność przeciwko jedności terytorialnej Polski. Czy metoda, którą przeprowadzono akcję „Wisła” była słuszna czy niesłuszna, niech wypowiadają się historycy. Moim zdaniem najbliższa prawdy jest dr Lucyna Kulińska, która uważa, że nawet gdyby wtedy istniał legalny polski rząd, to zrobiłby to samo. Może nie na taką skalę, ale też nie pozwoliłby na to, żeby część terytorium była zajęta przez obcą narodowościowo partyzantkę.
W książce Grzegorza Motyki (Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”) przeczytałem, że nad potępieniem akcji „Wisła władze zastanawiały się już w 1956 roku. Komuniści chcieli zrobić to na fali stalinowskiej odwilży, ale się na to nie zdecydowali.
Władza miała tę świadomość, ale także wiedziała, że mordowała „żołnierzy wyklętych” i strzelała do robotników w Poznaniu, a później w Gdańsku. Zawsze coś tam próbowali zrobić, a później przychodziły dyrektywy z Moskwy, bo moim zdaniem Moskwa by na to nie pozwoliła. Sowieci zrobili dokładnie to samo po drugiej stronie Bugu i to na większą skalę.
Rosjanie w ten sam sposób wywozili Polaków z Kresów na Syberię. Niewiele czasu na spakowanie się, punkty zbiorcze i bydlęce wagony. To samo działo się podczas akcji „Wisła”.
Przychodziły jasne dyrektywy, w których nikt nie bawił się w sentymenty. Mój ojciec został przesiedlony z Kresów na Dolny Śląsk w jednej koszuli. Mogli się wprawdzie spakować, ale rzeczy skradziono im przy załadunku. Wieś spalili banderowcy z UPA, ocalałych władowano do wagonów bydlęcych i wywieziono. Nawet nie wiedzieli, dokąd jadą. Myśleli, że do Niemiec.
Ksiądz łączy akcję „Wisła” z rzezią na Wołyniu?
Tylko w tym sensie, że działalność UPA była tak samo szkodliwa podczas II wojny światowej, jak i po wojnie. Gdyby nie fanatyczna działalność UPA, to być może nie doszłoby do akcji „Wisła”. Trzeba pamiętać, że przed akcją „Wisła” i tak pół milion Ukraińców zostało wywiezionych do ZSRR. Znowu historia rodzinna do wsi pod Tarnopolem, w których wcześniej mieszkali Łemkowie, przesiedlono także Łemków spod Krynicy Górskiej. Nawet zmienili tamtą nazwę na „Krynica”, bo tak tęsknili za Krynicą Górską. Ojciec wspominał, że oni lepiej mówili po polsku niż Polacy, którzy tam mieszkali.
We wsiach beskidzkich do dziś żyją Łemkowie, którzy z imienia i nazwiska wskazują Polaków, którzy wzbogacili się podczas akcji „Wisła” na ich krzywdzie.
Dokładnie to samo usłyszą Polacy, którzy pojadą, np. do Lwowa. Decyzje zapadły w Jałcie i to Jałta jest główną przyczyną tego, co się działo. Ani Anglicy, ani Amerykanie nie bronili sojuszniczej Polski w Jałcie. I za przysłowiową czapkę gruszek oddali Kresy. I komuniści robili to, co chcieli. Ich działania uderzały we wszystkich: Polaków, Ukraińców, Łemków.
Czy zdaniem księdza kopie się leżącego, którym dziś niewątpliwie jest Ukraina?
Przez 28 lat III RP powtarzano, że jeszcze to nie jest ten czas. To pytam - kiedy on ma nastąpić?! Pięć lat temu Ukraina nie była w stanie wojny z Rosją. Dziesięć lat temu - też nie, 15 lat temu również używano tych samych argumentów: nie ruszać, nie dotykać. Jednak trzeba było to zrobić. Czy możemy sobie wyobrazić relacje polsko - niemieckie, gdyby Niemcy mówili, że nie było KL Auschwitz, nie było komór gazowych lub gdyby twierdzili, że Hitler na piśmie nie rozkazał zabijania Żydów? Przeszliśmy z Niemcami długą drogę. I niezależnie od tego, co sobie o nich myślimy, pamiętam wypowiedź kanclerz Merkel na Westerplatte - tylko przyklasnąć! Oni nie zaprzeczają ludobójstwu, nie budują Hitlerowi pomników. A po stronie ukraińskiej rosną pomniki i toczy się narracja, że to są ich bohaterowie. Zamiast budować swój etos na Kozakach, na hetmanie Piotrze Sahajdacznym-Konaszewiczu, który bronił z Polakami Chocimia lub na wspaniałej postaci Symona Petlury - budują swoją tożsamość na UPA. Tam wracają resentymenty do UPA, która była antypolska, antysemicka i proniemiecka, o czym już wspominałem. Jestem za całością Ukrainy. Obecność Krymu, Ukrainy wschodniej, centralnej i zachodniej równoważy wpływy. Rosjanie zajęli Krym, na pewno oderwą wschodnią Ukrainę lub stworzą marionetkową republikę i pozostaną te części Ukrainy, które są zdominowane przez ideologię banderowską. Lepiej byłoby dla Polski, gdyby Ukraina była cała, żeby Rosjanie się wycofali, ale równocześnie nie można zastępować komunizmu innym diabłem - banderyzmu.