Ukraińcy tracą w Polsce pracę i masowo wyjeżdżają do swojej ojczyzny. W najgorszej sytuacji są ci zatrudnieni na śmieciówkach
Koronawirus uderzył w działalność zakładów pracy zatrudniających Ukraińców. Wielu z nich traci pracę i w obecnej sytuacji mają niewielkie szanse, aby znaleźć nową. Ci, którym się to uda, musza wystąpić o nowe pozwolenie na pracę, a nawet kartę pobytu. Problem w tym, że koronawirus odbija się także na pracy urzędników. Wielu obywateli Ukrainy w tej sytuacji decyduje się na powrót do swojej ojczyzny. Każdego dnia z Polski wyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy osób.
Polscy przedsiębiorcy zwalniają tempo pracy, nie wydają nowych zleceń, zamiast tego wysyłają część pracowników na zwolnienia chorobowe czy urlopy. Przez zamknięte granice i kwarantannę wstrzymywane są zamówienia, co powoduje spadki produkcji też w polskich fabrykach.
Najszybciej pracę tracą pracownicy tymczasowi, których nie brakuje w takich zakładach pracy. Wielu z nich pochodzi z Ukrainy. Zatrudnieni na tzw. śmieciówkach, tracąc teraz zlecenia, pozostają bez środków do życia z dnia na dzień. Co więcej, jeżeli nawet znajdą nową pracę – pierwszej wypłaty nie zobaczą szybko na koncie – bez zezwolenia na pracę lub pozytywnej decyzji o zezwolenie na pobyt czasowy i pracę nie mogą legalnie pracować. Nawet, jeśli wraz z nowym pracodawcą wyślą wszystkie potrzebne dokumenty do urzędów, nie wiadomo kiedy dostaną odpowiedź, bo epidemia koronawirusa spowolniła też pracę urzędników.
Tracą pracę - tracą wszystko
- Polacy i Ukraińcy zatrudnieni na umowę zlecenia są w jednej grupie ryzyka. Różnica jest tylko taka, że ci ostatni nie mogą zacisnąć pasa i przeczekać tego czasu
– mówi pani Anita, która zatrudnia w swojej firmie w Suchym Lesie także Ukraińców. - Najczęściej w celu ograniczenia wydatków wielu z nich rezygnuje z dobrowolnej składki na ubezpieczenie chorobowe, więc nie mają gdzie się podziać bez pracy – płacą za wynajem mieszkania, nie gromadzą żywności, a do tego najczęściej utrzymują całe rodziny na Ukrainie - dodaje.
Pozbawieni pracy próbują wrócić na Ukrainę. Obecnie mają dwa wyjścia – polecieć samolotem z Warszawy do Kijowa, ale to nie jest tanie rozwiązanie - cena za bilet na 27 marca wynosiła 160 dolarów, czyli około 650 złotych. I był to - na ten moment - ostatni ogólnodostępny lot z Polski na Ukrainę. Drugi możliwy powrót do domu to przekroczenie granicy własnym samochodem lub pieszo - organizowane są autobusy, które przewożą z polskiej strony na ukraińską. Transport publiczny – autobusy i pociągi - nie przekraczają granicy. Dostępne są trzy przejścia graniczne: Yahodyn, Krakowiec i Rawa Ruska.
Z głębi serca dziękuję Ministram @MSWiA_GOV_PL M.Kamińskiemu, @MSZ_RP J.#Czaputowicz’owi, Kom Głównemu @Straz_Graniczna gen.T.Pradze, wicemin @BartoszGrodecki @marcin_przydacz za życzliwość, współpracę і pomoc 64 obywatelom Ukrainy 🇺🇦 wrócić dodomu z 🇧🇷🇩🇿🇨🇺🇵🇪🇲🇽 #LOTdoDomu 🇵🇱🇺🇦🤝
— Andrii Deshchytsia (@ADeshchytsia) March 31, 2020
Kosztowny powrót do domu
Bardziej przedsiębiorczy właściciele samochodów podwożą Ukraińców do przejść granicznych. Transfer kosztuje co najmniej 200 zł od osoby i - do 27 marca - chętnych na takie rozwiązanie nie brakowało. Od 28 marca Ukraina jeszcze bardziej ograniczyła ruch na swoich granicach. Jak podaje Służba Graniczna Ukrainy - mimo tego - do kraju w jeden dzień (27 marca) wróciło aż 37 tysięcy Ukraińców. 22 tysiące osób tego dnia czekało na granicy polsko-ukraińskiej, by wrócić domu. By przewieźć ich na ukraińską ziemię, 80 autobusów zrobiło ponad 500 kursów przez granicę.
Dzięki wspólnym działaniom i wysiłkowi @Straz_Graniczna, @PolskaPolicja, @MSWiA_GOV_PL, Pani Wojewody Ewy Leniart, @WojskoPolskie oraz wsparciu naszej Ambasady @PLinUkraine, sytuacja na granicy polsko-ukraińskiej wraca do normy💪
Podziękowania też dla @UKRinPL— Bartosz Grodecki (@BartoszGrodecki) March 27, 2020
Ukraińcy w Polsce: Co czeka tych co zostali?
Oficjalnie obywatele Ukrainy mogą przedłużyć swój pobyt, wybierając wizę lub kartę czasowego pobytu. Ministerstwo Spraw Zagranicznych odnotowało przypadki nieuprawnionego podszywania się pod służbowy numer MSZ.
- Osoby wykonujące połączenia telefoniczne kontaktowały się z obcokrajowcami przebywającymi na terytorium Polski, informując m. in., że w trakcie procedury wizowej aplikant nie dopełnił wszystkich formalności, na przykład przekazał niekompletną dokumentację lub podał błędne dane osobowe, co z kolei miało skutkować groźbą wydalenia tego cudzoziemca z Polski. W celu uniknięcia rzekomej procedury deportacji żądano od ofiary wpłaty określonej kwoty pieniężnej przy wykorzystaniu firm zajmujących się międzynarodowym przekazem pieniędzy
– wyjaśniają w ministerstwie.
Za przedłużenie wizy trzeba uiścić opłatę skarbową w wysokości 406 zł, a za rozpatrzenie wniosku o pobyt czasowy – od 340 zł (w zależności od celu pobytu) oraz 50 zł za wydruk samej karty pobytu, jeżeli oczywiście doczekamy się pozytywnego rozpatrzenia wniosku. A z tym nie jest tak łatwo, o czym przekonują sami zainteresowani.
– Pracowałam w niedużej firmie, którą zamknięto dokładnie przed kwarantanną. Zostałam bez pracy. Posiadam wizę do końca kwietnia. Zgodnie z zaleceniami podałam dokumenty na pobyt czasowy. Dostałam list z urzędu, że w ciągu 14 dni mam dostarczyć nową umowę o pracę, w przeciwnym razie nie dostanę pozwolenia na pobyt – opowiada Olena. – A gdzie ja mam teraz w czasie kwarantanny znaleźć pracę? Lepiej było wydać te kilka stów nie na wniosek, a na bilet do domu.
Zobacz też: Gospodarka po epidemii koronawirusa. Francja dopuszcza nacjonalizację przedsiębiorstw. A w Polsce? [ROZMOWA]
Poszukiwanie zatrudnienia ogranicza też zezwolenie na pracę – które wydaje się na konkretny zawód i na konkretnego pracodawcę.
- Mam ponad 100 pracowników z Ukrainy. Wykonują zlecenia dla różnych firm
– mówi pani Joanna, właścicielka firmy rekrutacyjnej z Poznania. - Coraz częściej dostaję informację o anulowaniu zleceń czy cięciu zatrudnienia. Dla przykładu, jedna z firm poligraficznych, która brała ode mnie co najmniej 30 osób, od poniedziałku zostawiła sobie tylko pięciu. Bez zawieszenia przepisów dotyczących zezwoleń na pracę i legalnej pracy dla cudzoziemców – mogłabym zaproponować Ukraińcom inną pracę, u innego pracodawcy. A teraz mam związane ręce, a oni pozbawieni są zarobku - tłumaczy.