Ukraińskie pierogi z Kaszczorka dają radę! "Ratują nas stali klienci. Dziękujemy!" NASZA AKCJA
Olga i Władysław Bogoslawscy to ukraińscy kucharze, dla których Toruń stał się drugim domem. W Kaszczorku stworzyli restaurację "Za Wisłą". W pandemii nie rezygnują z jakości swoich słynnych pierogów.
Akcja "Nowości Toruńskich" - Dajemy radę
Państwo Bogoslawcy uciekli z Doniecka przed wojenna zawieruchą. Po czterdziestce zaczęli nowe życie w Toruniu. Tutaj jesienią 2018 roku zaczęli prowadzić restaurację "Za Wisłą", przy ul. Dożynkowej (Kaszczorek). Tutaj najpierw żyli w wynajmowanym pokoju, potem sprowadzili najbliższą rodzinę i wynajęli mieszkanie. Teraz pan Władysław wyczekuje decyzji wojewody o przyznaniu mu statusu rezydenta w Polsce.
Każdy dzień w pandemii natomiast oznacza dla małżonków pracę od rana do wieczora - głównie przy słynnych już pierogach, przygotowywanych ręcznie według wschodnich receptur i szaszłykach, które podbiły podniebienie klientów. Restauracja działa "na wynos" i "na dowóz". Obroty, jak innym lokalom, w pandemii mocno jej spadły. - Ale opłaciło się postawić na jakość - podkreśla Władysław Bogoslawski.
Po pierogi do restauracji "Za Wisłą" przyjeżdżają nawet z Bydgoszczy
Dzięki tej jakości właśnie i dbałości o świeżość produktów restauracja "Za Wisłą" od jesieni 2018 roku zdążyła zaskarbić sobie sympatię klientów. W pandemii, kolejny już miesiąc, ratują ją właśnie stali klienci. Ci, którzy bez pielmieni, chinkale czy uzbeckich mant na parze nie wyobrażają sobie weekendowego obiadu. Nie brakuje też uzależnionych od szaszłyków czy lula-kebabu. I całe szczęście!
-Z serca wszystkim naszym klientom dziękuje! I, oczywiście, zapraszamy po więcej. Bardzo jesteśmy dumni z tego, że po zapas pierogów przyjeżdża do nas np. klientka z Bydgoszczy (wpada raz na dwa tygodnie i kupuje połowę naszej produkcji) i że regularnie odwiedzają nas goście z Inowrocławia. Nie ma większej satysfakcji dla kucharza, niż widzieć powroty zadowolonych klientów - mówi Władysław Bogoslawski.
Jak wygląda dzień powszedni pani Olgi i jej męża? To pobudka o świcie, zakupy, przygotowywanie ciasta na pierogi i farszu oraz składników innych dań. (Menu jest szersze i zainteresowani znajdą je na profilu facebookowym restauracji "Za Wisłą"). Małżonkom w pracy pomaga pracownica, która przed pandemia była kelnerkę. Od południa trwa wydawanie "na wynos" zamówionych dań. -Dowozów, niestety, mamy niewiele. Jeśli zdarzą się trzy w tygodniu, to sukces - nie kryją ukraińscy kucharze.
Restauracja, formalnie prowadzona przez spółkę z.o.o, którą założył pan Władysław, skorzystała z rządowej pomocy. Państwo Bogoslawscy bardzo ją doceniają. Wiedzą, jak odmiennie wygląda sytuacja pod tym względem na Ukrainie. -Ta rządowa tarcza naprawdę nam pomaga - podkreślają.
Rodzina z polskimi korzeniami
Olga i Władysław Bogoslawscy nie wyobrażają już sobie powrotu na Ukrainę. Jak wspomnieliśmy to na wstępie, pan Władysław z napięciem oczekuje teraz decyzji wojewody o przyznaniu statusu rezydenta w Polsce. Potem, nie kryje, będzie chciał starać się o obywatelstwo.
Rodzina ma polskie korzenie. Pradziadek pana Władysława - Jan Bogusławski - mieszkał w okolicach Łodzi. Stąd wraz z rodziną został wywieziony na Syberię. - Z relacji babci wiem, że udało im się uciec. Osiedlili się w Donbasie. Ja wychowałem się w Doniecku i od babci uczyłem się polskiego języka oraz kultury. Zawsze z Polską czułem się mocno związany, odwiedzałem ja jako dorosły człowiek, ale nie spodziewałem się, że zacznę tutaj drugie życie - mówi pan Władysław.
Pan Władysław i jego żona Olga przekroczyli czterdziestkę. Oboje są doświadczonymi kucharzami. Ona 20 lat przepracowała w donieckiej restauracji "Promenada". On w Doniecku prowadził kawiarnię. Wojna zniszczyła całe ich dotychczasowe życie. - Tych wspomnień nie da się wymazać. Dom sąsiadów, któremu nagle wyrywa dach. Ostrzelany na ulicy autobus, z którego przeżyła tylko jedna osoba. Zniszczenia, strach, skłócone rodziny i sąsiedzi- opowiada pan Władysław. - Na Ukrainie zostawiliśmy cały dorobek życia. Do Polski przyjechałem z jedną torbą i zacząłem pracować jako kucharz w różnych miejscowościach. Potem ściągnąłem żonę.
Jak potoczą się losy tej rodziny i ich restauracji? Wierzymy, że dobrze. Przy ciężkiej pracy, trzymaniu się jakości i typowo słowiańskiej serdeczności zasłużyli na sukces w biznesie.