Ul. Młynowa, Białystok: Zwłoki w suchej studni. Na posesji, którą lepiej omijać
Sekcja wykaże przyczynę zgonu mężczyzny, którego ciało znaleziono przy ul. Młynowej.
Nieogrodzona prywatna posesja. W głębi ukryty w gąszczu krzewów murowany dom bez okien i drzwi. Od kilku lat nikt tam nie mieszka. Na nieotynkowanych ścianach widać okopcone cegły po niedawnym pożarze. Ogień strawił też wnętrze, w niektórych miejscach brakuje podłogi. Wokół budynku mnóstwo śmieci, w tym puszki po piwie, butelka po wódce. Parę metrów przed ruderą stoi niezabezpieczona studnia. Nie ma w niej wody, jest za to solidna warstwa śmieci. To właśnie z tej studni, z głębokości około 3 m, w nocy z niedzieli na poniedziałek strażacy wydobyli ciało około 50-letniego mężczyzny. W poniedziałek na 100 proc. jeszcze nie zidentyfikowano tożsamości zmarłego.
Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że w dniu zdarzenia pił alkohol z kolegą. Czy uległ nieszczęśliwemu wypadkowi? Co wydarzyło się u zbiegu ul. Młynowej i Witebskiej? Co było przyczyną zgonu?
- Na ten moment mogę powiedzieć, że nie stwierdzono widocznych obrażeń ciała - mówi Wojciech Zalesko, Prokurator Rejonowy Białystok-Południe. - Aby odpowiedzieć na pytanie, co było przyczyną zgonu, musimy poczekać na wyniki sekcji zwłok, która odbędzie się prawdopodobnie we wtorek.
„Roboczy” kierunek, w jakim prowadzone jest prokuratorskie śledztwo, to nieumyślne spowodowanie śmierci. Ta kwalifikacja niczego jednak nie przesądza.
Strażacy zgłoszenie dostali kilkanaście minut przed godz. 1. Pochodziło od załogi pogotowia. Ale pierwszy telefon na numer 999 wykonała mieszkająca niedaleko Danuta Lisowska.
- Czekałam na telefon od córki, która mieszka w Stanach Zjednoczonych. Przysnęłam na chwilę. Telewizor był włączony. Nagle słyszę pukanie w okno. Przestraszyłam się. Myślę: „O tej porze?!”. To był jakiś facet. Prosił, żeby zadzwonić na pogotowie. Pytałam, co się stało. On na to, że pił z kolegą. Jak podszedł do niego, to on był pocięty i się nie ruszał - białostoczanka cytuje enigmatyczne wyjaśnienia tajemniczego przybysza.
Kobieta zadzwoniła na pogotowie. Była zaskoczona wiadomością, że wspomniany kolega nie żyje. Jak zachowywał się jej rozmówca?
- Był spokojny. Nie plątał mu się język, trzymał się na nogach. Na koniec rozmowy poprosił mnie o papierosa. Ja nie palę, więc podziękował i poszedł - dodaje pani Danuta, która w poniedziałek składała zeznania.
Prokuratura nie ujawnia, czy mężczyzna również został przesłuchany.
Część mieszkańców ul. Witebskiej ma teorię na temat śmierci 50-latka
- Ciemno, nic nie widać. Na pewno nie zauważył tej studni. Szedł i wpadł - mówi Marek Skowroński. - Tam głęboko jest. Któregoś razu sprawdzałem. Ponad wzrost człowieka... - dodaje.
Jego posesja sąsiaduje z opuszczoną. I - jak inni ludzie z okolicy - omija tamtą szerokim łukiem.
- Tam codziennie jest pijaństwo. Różni ludzie przychodzą, m.in. bezdomni. Lepiej po godzinie 22 już się nie kręcić, a po dzieci wyjść do głównej ulicy - uważa pan Marek. - Policja interweniuje, kiedy jest zima. Bo to pustostan, więc trzeba sprawdzić, czy nikt nie zamarźnie.
Czy da się pozbyć kłopotliwego sąsiedztwa?
- Ten dom już nadaje się do rozbiórki. Dwa miesiące temu wybuchł tam pożar. A w tamtym roku tak się paliło, że ogień widać było z ul. Kalinowskiego - dodaje pani Danuta.