Ulica Kostrzyńska broni drzew, a jeszcze bardziej swojego zdania
Przy okazji rozmów o wycince drzew wzdłuż ul. Kostrzyńskiej w Gorzowie mieszkańcy próbują... zmienić urzędników. Chodzi o to, żeby słuchali ludzi.
- To nie może być konferencja w Baden-Baden, z której efekt żaden żaden – mówił we wtorkowy wieczór Paweł Podoski z Wieprzyc. W tutejszej szkole zorganizował spotkanie w sprawie wycinki wzdłuż ul. Kos-trzyńskiej. Miasto chce usunąć 255 drzew przy 3-kilometrowym odcinku. O wycince mieszkańcy dowiedzieli się jesienią, gdy urzędnicy zaczęli znakować drzewa do ścięcia.
Do poprzedniego spotkania doszło tydzień. Obrońcy drzew nie byli jednak z niego zadowoleni. I to nie tylko dlatego, że usłyszeli, że drzewa muszą zostać wycięte, bo miasto straci wówczas 26 mln zł dofinansowania na remont. Byli rozżaleni tym, że urzędnicy wyznaczyli spotkanie przed południem, gdy spora część mieszkańców jest w pracy. Ale teraz, po świętach, frekwencja nie była większa. Mieszkańców znów było ponad 20. Z magistratu przyszedł wiceprezydent Artur Radziński (tydzień temu był jeszcze wiceprezydent Jacek Szymankiewicz i Agnieszka Surmacz z wydziału inwestycji).
- Dlaczego nie przyszedł prezydent? – pytała jedna z kobiet.
- Jest na urlopie – odpowiadał Radziński.
- Powinien go przerwać i przyjechać – nie dawała za wygraną mieszkanka. – Gdy zabierał się za remont, chyba zdawał sobie sprawę, że będą protesty. Macie nas za półgłówków, zasłaniając się przepisami.
Emocje były też wśród samych mieszkańców.
- Mamy XXI wiek, a nie XIX, gdy jeździło się bryczką. Ta droga jest niebezpieczna. Niech pan da satysfakcję i ileś tam drzew posadzi gdzie indziej – mówił do Radzińskiego zwolennik wycinki Józef Kosiński.
- Tak będzie – przytakiwał wiceprezydent.
- Za dwa lata ci, którzy są za wycinką, będą przeklinać. My jesteśmy młodzi, chcemy żyć w zielonym mieście, a nie betonowym. Niech następnym razem społeczeństwo będzie informowane o tym, że trzeba ingerować w zieleń – proponował Grzegorz Witkowski, społecznik, który obronił już alejki przy ul. Marcinkowskiego przed
wycinką drzew.
- My potrzebujemy kanalizację w drodze, a dopiero później drzew. Po deszczach mi zalewa piwnicę – mówił z kolei Antoni Różycki, przed którego domem rośnie pięć drzew.
- Konsultacje są potrzebne. Jako mieszkańcy jesteśmy potrzebni nie tylko w okresie wyborczym, ale właśnie w takich sytuacjach – gdy robi się coś za nas, choć, jak w tym przypadku, bez nas – mówiła Danuta Szewczyk z ul. Londyńskiej.
Tak jak chciał Paweł Podoski, spotkanie przyniosło efekt. Mieszkańcy dogadali się z wiceprezydentem, że 5 stycznia urzędnicy i eksperci od przyrody usiądą razem do stołu, by przeanalizować – dosłownie: drzewo po drzewie – ile lip i innych gatunków uda się ocalić przed wycinką. Prawdopodobnie dojdzie też do tego, że każdą kolejną planowaną wycinkę przy kolejnych inwestycjach urzędnicy będą konsultować z mieszkańcami.