Ulica Piotrkowska potrzebuje dużych graczy handlowych
Po raz pierwszy od lat wiadomo dokładnie, ile właściwie sklepów mieści się przy ulicy Piotrkowskiej. Wbrew pozorom nie jest ich mało, ale marki nie powalają. To raczej sklepiki odpowiednie dla małego miasta niż wielkie marki, powodujące wielki ruch klientów. Warto zawalczyć o coś większego.
Uruchomiona w ubiegłym tygodniu aplikacja na smartfony „Piotrkowska” zbiera w jednym miejscu wszystkie podmioty obecne na Piotrkowskiej, zarówno od frontu, na piętrach jak i w bramach. Przez dwa miesiące pracownicy zespołu obsługi Piotrkowskiej z Łódzkiego Centrum Wydarzeń przeczesywali ulicę i pieczołowicie inwentaryzowali wszystkie podmioty. Efekt ich pracy jest naprawdę imponujący.
Okazuje się, że bezpośrednio przy deptakowej części ulicy Piotrkowskiej znajduje się dokładnie 105 sklepów. To jedna siódma wszystkich działających tam podmiotów. Jednak wśród placówek handlowych brakuje przedstawicieli znanych marek. Na aplikacyjnej liście sklepów znajdziemy m. in. popularnego Tigera z drobiazgami, outlet obuwia marki Ecco, kosmetycznego Yves Rocher czy sieciowego optyka Fielmanna. Są też zasłużone sklepy łódzkie, takiej jak Krokodyl z galanterią skórzaną, Bardzo Rozsądnie z designerskimi drobiazgami czy atelier z sukniami Agaty Wojtkiewicz. Ale jest też Kapselek, Źródełko Alkohole, czy Chiński Market.
Według listy na Piotrkowskiej branże są bardzo różnorodne: od spożywki i alkoholi przez liczne sklepy bieliźniarskie, odzieżowe i obuwnicze. Mniej reprezentowane są księgarnie, perfumerie i optycy. Jednak wielkim nieobecnym na Piotrkowskiej są sieciówki.
Zainteresowanie ulicą Piotrkowską wśród dużych graczy istnieje, ale brakuje dla nich dużych, wolnych powierzchni.
Tym, co przyciąga klientów (a raczej uwielbiające kupować panie) na zakupy są duże sieci odzieżowe. Takie marki jak H&M, C&A, czy wciąż nieobecny w Polsce Primark przyciągają kupujących do miasta lub centrum handlowego, co pozwala też pożywić się mniejszym podmiotom. Doskonale wiedzą o tym centra handlowe. I od ściągnięcia dużych graczy zaczynają zapełnianie swoich przestrzeni handlowych. Tego na Piotrkowskiej nie ma.
Tymczasem ulica się rozwija i na brak odwiedzających nikt już chyba nie narzeka. Prędzej już można spodziewać się, że klienci znudzą się centrami handlowymi niż wciąż zmieniającą się ulicą Piotrkowską.
Wbrew pozorom zainteresowanie ulicą Piotrkowską wśród dużych sieciówek istnieje, brakuje jednak... wolnych powierzchni. Sklepy takie potrzebują bowiem sporo miejsca. Przykładowo wrocławski sklep H&M zajął cały trzypiętrowy budynek dawnego domu handlowego Merkury. Tamtejszy Marks& Spencer - dwie kondygnacje budynku Quantum Oławska, przerobionej na biurowiec siedziby dawnych Wrocławskich Zakładów Graficznych. Oba sklepy otworzyły się w ścisłym, deptakowym centrum miasta.
Podobnie jest na innych handlowych ulicach świata. Słynna Oxford Street przyciąga głównie domami towarowymi zajmującymi po kilka pięter lub posesji. Sklep Benettona przy Oxford Circus to trzy kondygnacje z najnowszą włoską modą, popularny Primark rozgościł się na kilku sąsiednich posesjach, na dodatek w każdej zajmując po dwa piętra.
Tymczasem na łódzkiej Piotrkowskiej dominują lokale małe, pasujące bardziej do małomiasteczkowych sklepików niż do sieciowego sklepu w centrum wielkiego miasta. Większość dostępnych lokali to miejsca średnie, w których można otworzyć restaurację, a nie wielopoziomowy sklep.
Wyjątki, takie jak Central czy Saspol są już pozajmowane, a stojącego od wielu lat jako pusty Domu Buta prywatny właściciel nikomu nie wynajmuje.
Bolączką łódzkiej Pietryny jest też brak tradycji budowy dużych domów handlowych. Podczas gdy w poniemieckim Wrocławiu w samym ścisłym centrum jest kilkanaście takich starych obiektów, w Łodzi na Piotrkowskiej stoją kamienice czynszowe w których usługi handlowe da się praktykować niemal wyłącznie na parterze. Zmiana ich w domy towarowe ze schodami ruchomymi, windami i dużymi przestrzeniami w większości przypadków wymagałby zgody konserwatora. Często ze względu na wielu właścicieli nieruchomości jest to po prostu niemożliwe.
Dopóki nie uda się rozwiązać tego problemu, Piotrkowskiej zostaje walczyć tym co, ma: setką małych, ale dzielnych i lokalnych sklepików opierających się dyktatowi wielkich marek i wielkiego pieniądza. Może kiedyś łódzcy klienci dostrzegą ich urok.