Ulicami Łodzi: Dziury jak skup butelek
U licami Łodzi jeździ się wyjątkowo ciężko... I nie chodzi o korki, choć niedawno obwieszczono, że nasze miasto jest najbardziej zakorkowane w Polsce i znajduje się w światowej czołówce.
Na korki rzeczywiście narzekamy, ale jak co roku późną zimą i na początku wiosny pojawia się inny problem - dziury w jezdniach! Łódzkie drogi wyglądają jak szwajcarski ser. Na każdym kroku na kierowcę i jego samochód czekają pułapki. Czasami dziur jest tak dużo, że trudno je ominąć. Ręce mogą zacierać właściciele warsztatów samochodowy. Na pewno nie brakuje im pracy przy naprawie samochodowych zawieszeń.
To, że po zimie robią się dziury w jezdniach wszyscy przyjęli jako normalną rzecz. Nawet kierowcy, którzy choć klną pod nosem wpadając w kolejną drogową pułapkę, uważają, że tak musi być. Nie jest to bowiem problem tego roku. Borykają się z tym od lat. A jak coś trwa długo, nawet gdy jest wielką niedogodnością, człowiek do tego się przyzwyczaja.
Zarząd Dróg i Transportu uruchomił specjalne linie telefoniczne gdzie można zgłaszać ubytki w jezdniach. Zapewnia, że firmy odpowiedzialne za takie łatanie ubytków w jezdniach mają to zrobić w ciągu 48 dni. I łatają. Po takiej załatanej drodze jedzie się trochę lepiej niż po dziurawej, ale to tylko doraźne rozwiązanie. Nadchodzi kolejna zima i znów w tym samym miejscu robi się dziura. Czasem nie trzeba nawet czekać do zimy. W PRL-u nie potrafiono rozwiązać problemu skupu butelek i opakowań szklanych. Mam wrażenie, że teraz podobnie jest z dziurami w jezdni.
Czy kładąc na jezdni nowy asfalt nie można tego zrobić tak, by przez lata, bez żadnych problemów służył kierowcom? Mamy XXI wiek i z pewnością istnieją odpowiednie technologie. Tym bardziej, że i w Łodzi znajdzie się miejsca, gdzie nie ma dziur w asfalcie. Nawet po mroźnej zimie. Można? Okazuje się, że tak. Obawiam się, jednak, że często kładąc asfalt wszyscy kierują się typowo polską zasadą - szybko, niedokładnie i tanio. No i mamy potem tego efekty.